przybywamy z kolejnym rozdziałem, który dedykujemy wszystkim czytającym.
Korzystając z okazji, składamy Wam najserdeczniejsze życzenia z okazji zbliżającej się Wielkanocy. Niech Święta będą słoneczne, pełne radości i nadziei. Spędźcie je tak, jak lubicie z osobami, które kochacie. Wszystkiego najpiękniejszego!
~Łapa i Rogacz
Peter Pettigrew siedział
na kanapie w pokoju wspólnym Grfonów i bawił się puklami włosów swojej
dziewczyny, której głowa spoczywała na jego kolanach. Para korzystała z wolnego
popołudnia, młodzi cieszyli się tym, że mogą spędzić ze sobą chwilę i nie muszą
za bardzo przejmować się zaległymi wypracowaniami czy innymi zadaniami
domowymi. Właściwie, trzeba powiedzieć, że cieszył się tylko Glizdogon, bo
blondynka, z którą dzielił swój czas wolny, wcale nie tryskała radością.
Dziewczynie coraz trudniej było udawać wielką miłość do Petera. Każdego dnia
chciała zakończyć ten pseudozwiązek, który był dla niej prawdziwą kulą u nogi.
Kate codziennie walczyła z samą sobą i obrzydzeniem, którym napawał ją jej „ukochany”.
Wiedziała jednak, że jest coraz bliżej swojego celu, małymi kroczkami osiągała
to, co sobie założyła i to, czego oczekiwali od niej inni. Już udało jej
skłócić się Pettigrewa z przyjaciółmi i ma nadzieję, że niedługo całkiem
przeciągnie go na swoją stronę. Kate, pochłonięta swoimi myślami, nie dbała o
to, by zabawiać swojego towarzysza rozmową, a jemu chyba także nie zależało na
konwersacji. Ona była pochłonięta własnymi myślami, a on delektował się ciszą,
która między nimi panowała. Uważał, że w dobrym towarzystwie wcale nie trzeba
niepotrzebnie gadać. Przeciwnie, jeśli przebywa się z odpowiednią osobą, cisza
jest wręcz kojąca. Po krótkim czasie milczenie przerwał głos blondynki:
- Peter, kwiatuszku –
zaczęła słodko, podnosząc głowę z jego kolan – Musisz pójść ze mną w jedno
miejsce.
- Teraz? – spytał
leniwie, nieco przestraszony wizją opuszczenia wygodnej kanapy.
- Chciałabym, żebyś
poznał moich przyjaciół. Myślę, że się polubicie, a wtedy będziemy mogli
spędzać jeszcze więcej czasu razem – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy. Na
te słowa na jego twarzy wykwitł ogromny uśmiech. Peter od dawna marzył o tym,
żeby poznać jej znajomych, z którymi często znikała. Nie miał jej tego za złe.
Miał do niej pełne zaufanie i wiedział, że każdy potrzebuje odrobiny
prywatności. Zresztą, on sam do niedawna miał prywatne sprawy z Huncwotami, w
które jej nie wtajemniczał. Niemniej jednak, cieszył się, że Kate chce dzielić
z nim swoje życie, chce, aby w nim uczestniczył. Doceniał, że tyle dla niej
znaczy i że myśli o nim poważnie, skoro
coraz bardziej się przed nim odsłania. Chciał poznać jej przyjaciół także z
innego względu. On sam potrzebował nowej paczki znajomych, z którą mógłby się
uczyć, chodzić razem do Hogsmeade czy po prostu rozmawiać. Kate była,
oczywiście, wspaniała. Ale czasem brakowało mu po prostu grupy ludzi, z którą
mógłby pożartować, pogadać o błahostkach czy po prostu pobyć. Mówiąc krótko –
Peter szukał kogoś, kto zapełniłby pustkę po Huncwotach. Choć sam nie bardzo chciał się do tego
przyznać, najzwyczajniej w świecie, brakowało mu przyjaciół. Odganiając od siebie nieprzyjemne
myśli, odpowiedział swojej dziewczynie:
- Zatem chodźmy.
Blondynka chwyciła tłustą
rękę Glizdogona i oboje przeszli przez dziurę pod portretem.
*
Severus Snape siedział
wściekły w gabinecie profesor McGonagall. Po raz kolejny odbębniał swój
miesięczny szlaban i miał tego serdecznie dość. Któryś dzień z rzędu
przepisywał kronikę szkolną, wiedział doskonale, że to bez sensu. Dzieje szkoły
przecież nie przepadną, bo kronika jest chroniona czarami. Zresztą, kto mógłby
chcieć ją zniszczyć? Albo wykraść? Wiedział, że to wrzenie kopii zapasowej i to
odręcznie jest nielogiczne. Jednak nie to najbardziej frustrowało młodego Ślizgona.
Snape wiedział bowiem, że to nie on powinien przepisywać historię Hogwartu, bo
to nie on zawinił. Nie zrobił niczego, czym zasłużyłby sobie za taką karę. Został
perfidnie wrobiony przez Pottera i jego kumpli. Nie miał pojęcia, co dokładnie
zrobili. Wiedział tylko, że go zaatakowali, zamknęli w starej kanciapie i
wyrwali włos. Był przekonany, że chodziło o eliksir wielosokowy, ale poza tym
nie miał żadnych informacji. Próbował się bronić, tłumaczył, co się stało,
wyjaśniał, że to nie on ponosi winę, ale nikt mu nie wierzył, a nie miał
żadnych dowodów. Próbował się też dowiedzieć, co tak właściwie się stało. Pytał
o to znajomych, ale oni nie chcieli mu odpowiedzieć, odnosili się do niego z
wyraźną niechęcią. Ci, którzy postanowili się do niego w ogóle odezwać, ciągle
powtarzali, żeby przestał robić z siebie idiotę, bo już wystarczająco ośmieszył
dom Salazara Slytherina. Snape obiecał sobie, że wymyśli jakiś sposób, żeby
dowiedzieć się, co tak właściwie zrobili z nim Gryfoni, których tak bardzo
nienawidził. Teraz jednak uznał, że kolejne tłumaczenie McGonagall tej pomyłki
nie ma sensu, dlatego też zrezygnowany przepisywał tekst o zasługach jakiejś
Diany Oxen.
*
Peter i Kate przemierzali
ciasne korytarze lochów. Szli już jakiś czas, czym chłopak był wyraźnie
zmęczony. Miał ochotę na kilka kociołkowych piegusków i zastanawiał się, co
zrobić, żeby jak najszybciej stworzyć sobie możliwość pójścia do kuchni. W
końcu jednak Merywale otworzyła ciężkie drewniane drzwi i przeszła przez ich
próg, pociągając za sobą swojego chłopaka. Znaleźli się w niewielkim okrągłym
pomieszczeniu, które słabo oświetlały palące się pochodnie. W sali przebywali
także trzej chłopacy – wszyscy byli Ślizgonami i byli starsi niż Peter. Gryfon
spojrzał na nich niepewnie. Nie miał dobrych doświadczeń z uczniami z domu
Slytherina. Dotychczas postrzegał ich jako złośliwych, a nawet złych.
Zastanawiał się, dlaczego Kate się z nimi zadaje. Ale przecież wiedział, że
jego dziewczyna jest dobra i słodka, zatem nie mogła kolegować się z jakimiś
obskurnymi i wrednymi typami.
- Damien, Jake, Mark, to
jest Peter, mój chłopak – powiedziała blondynka i teatralnie pocałowała swojego
chłopaka w policzek – Kochanie – zwróciła się do Glizdogona – To moi
przyjaciele. – panowie wymienili uściski dłoni.
Ślizgoni od razu zaczęli
zagadywać Pettigrewa. Powiedzieli, że bardzo się cieszą, że mogą go w końcu
poznać. Później zaczęli go wypytywać o szkołę, o jego rodzinę, okazało się, że
Jake także jest miłośnikiem słodyczy, którymi podzielił się z Peterem, co
sprawiło, że Gryfon całkowicie przekonał się do nowych znajomych. Imbirowe
ciastka, które otrzymał od Jake’a, sprawiły, że Peter poczuł nagłe zadowolenie
i bezpieczeństwo. Zupełnie swobodnie rozmawiał z chłopakami i Kate. Opowiadał
trochę o sobie, o tym, co lubi robić i przyznał przed samym sobą, że to miła
odmiana, kiedy był w centrum uwagi. Nie chodziło o to, żeby stać na piedestale,
ale pierwszy raz od dawna poczuł się ważny i wydawało mu się, że komuś na nim
zależy. Glizdogon po prostu dobrze się bawił i uznał, że powszechnie panujące
przekonanie o Ślizgonach nie ma przełożenia w rzeczywistości i jest po prostu
niesprawiedliwe.
- Ej, Peter, a co z
twoimi kumplami? – zagadnął Mark – No wiesz, z Blackiem, Potterem i tym
kujonem, Lupinem?
- Eeee… No, a co ma być?
– zapytał zdezorientowany.
- Nie kombinują czegoś
ostatnio? Fajnie byłoby wiedzieć, co knują. Ostatnio straciliśmy za dużo
punktów. Dobrze byłoby ich na czymś złapać, żeby trochę wyrównać szanse na
Puchar Domów.
- Nie za bardzo z nimi
gadam ostatnio – przyznał chłopak, przegryzając ciastko.
- Pokłóciliście się?
- Tak jakby.
- Przykre, myślałem, że
jesteście nierozerwalni. – wtrącił się Damien - Daj znać, gdybyś jednak
wiedział, że coś kombinują, trzeba im w końcu utrzeć nosa. Powiedz, kiedy będą
ci dokuczali, to nauczymy ich szacunku. W końcu teraz jesteś naszym kumplem,
nie? – rzucił, patrząc na pozostałych, a oni ochoczo przytaknęli.
Peter poczuł się teraz naprawdę szczęśliwy.
Miał okazję, żeby nieco zemścić się na swojej dawnej paczce przyjaciół, a był przekonany,
że ma do tego pełne prawo. Sam nie do końca wiedział, jak powinien się za to
zabrać. Teraz jednak nie był już sam. Znalazł
przyjaźń i jego samotność się skończyła. Nie wiedział jednak, że nowi
znajomi wcale nie rozwiążą jego problemów. Nie zdawał sobie sprawy z tego, co
właśnie robił. Nie wiedział, że wkracza na drogę bez odwrotu. Nie wiedział, że
właśnie przegrał własne życie.
*
Dzisiaj nadszedł ten
dzień, na który wiele osób czekało od dawna. Mecz Gryfoni-Puchoni budził
ogromny entuzjazm i nikomu nie przeszkadzał nawet zimny, listopadowy wiatr.
Trybuny pękały w szwach, a w powietrzu czuć było atmosferę radosnego
podniecenia. Uczniowie młodszych roczników obstawiali wynik meczu, stawiając
galeony to na jedną, to na drugą drużynę. Radosne uniesienie ogarniało także
nauczycieli. Jednak nie wszyscy odczuwali ten entuzjazm. W szatni zawodników
Gryffindoru siedział młody chłopak, który niepewnie spoglądał w swoje buty. Nie
czuł się najlepiej. Był przekonany, że nawali i że przez niego Gryfoni
przegrają mecz. Po plecach przebiegł mu nieprzyjemny dreszcz. Nie mogą
przegrać, nie przegrali żadnego meczu od bardzo dawna… Co będzie, jeśli on zawiedzie?
Frank poczuł, że mu gorąco i już miał ochotę się wycofać, ale jego rozmyślania
przerwał mu głos kolegi:
- No, drużynko – zaczął
wesoło Black – Czas na pokrzepiającą mowę naszego kapitana. Rogasiu? – zwrócił
się do swojego najlepszego przyjaciela.
- Co mogę wam powiedzieć?
– zapytał teatralnie – Warunki są trudne, ale damy radę. Niech każdy robi
swoje, w końcu jesteśmy najlepsi, nie? – wyszczerzył zęby w uśmiechu, a jego
radość udzieliła się pozostałym. Jedynie Frank nie podzielał jego entuzjazmu, co
też nie uszło uwadze kapitana. Kiedy reszta drużyny ruszyła w kierunku
stadionu, James podszedł do nowego zawodnika:
- Hej, Frank, nie
przejmuj się – zagadnął – Będzie super, zobaczysz.
- Mhm – odparł niemrawo
Longbottom.
- Chłopie, nie wziąłbym
do drużyny kogoś, kto się do tego nie nadaje – powiedział poważnie – Masz
prawdziwy talent – na te słowa Frank uśmiechnął się nieśmiało i poczuł się
trochę lepiej. Chwycił swoją miotłę w
rękę.
- To co, idziemy skopać
tyłki Puchonom? – Potter znów szczerzył zęby w uśmiechu.
- Idziemy – odpowiedział
nowy zawodnik.
*
Tak, jak przewidział
James, mecz nie należał do najłatwiejszych. Wiatr nie ułatwiał gry, trzeba było
uważać, żeby nie spaść z miotły. Zimna temperatura nie pomagała, Potter czuł,
że już dawno przemarzł, chciał jak najszybciej zdobyć znicza i zakończyć grę.
Wiedział też, że jego zawodnicy mają dość i powoli zaczynają tracić siły.
Chłopak wytężył wzrok w poszukiwaniu złotej piłki, kiedy usłyszał głos
komentatora:
- Dziesięć punktów dla
Gryffindoru! Kolejna spektakularna bramka Longbottoma! Potter, postawiłeś na
świetnego zawodnika – paplał wesoło – Już, już, pani profesor. Spokojnie. –
Rogacz ucieszył się, słysząc te słowa. Wiedział, że Frank będzie świetnym
zawodnikiem i się nie pomylił. Chłopak sam strzelił połowę bramek w dzisiejszym
meczu, zapewniając tym samym sporą przewagę swojej drużynie. Rogaty nie cieszył
się tylko ze zdobytych punktów, był szczęśliwy, że Longbottom radził sobie tak
dobrze. Miał nadzieję, że jego osobisty sukces pozwali mu trochę uwierzyć we
własne siły. Z tym optymistycznym myśleniem zaczął zataczać kółka nad boiskiem.
Wytężał wzrok w poszukiwaniu tego, co interesowało go najbardziej, ale nigdzie
nie widział znicza. Dostrzegł za to Evans, która wraz z Anne zagrzewała
Gryfonów do walki i cieszyła się z kolejnych punktów zdobytych przez Franka.
Nie miał jednak czasu na przypatrywanie się ukochanej. Zniżył odrobinę lot i
ponownie poszukał złotej piłeczki. W międzyczasie Puchoni przejęli kafla,
ale Syriusz nie wpuścił gola. Przejął kafla, którego zaraz podał do Meadowes, a
ta wyprzedzając ścigających Puchonów, zdobyła kolejną bramkę. Potter w końcu
dostrzegł znicza. Piłka, zawieszona tuż nad ziemią, trzepotała skrzydełkami.
Chłopak pomknął w jej kierunku, co zauważyli pałkarze Hufflepuffu, jeden z nich
posłał w stronę szukającego przeciwników tłuczek. James jednak wykonał zgrabny
unik i agresywna piłka go nie dosięgła. Szukający Puchonów pomknął w stronę
Pottera i znicza, ale nie miał już żadnych szans na dogonienie chłopaka.
Rozczochrany gnał w kierunku skrzydlatej piłki i po chwili, trzymał ją już w
swojej, wysoko uniesionej, dłoni. Gryfońska część publiczności wydała głośny
okrzyk zachwytu i wybiegła na boisko, aby pogratulować swoim kolegom sukcesu.
James wylądował obok swoich zawodników i wyszczerzył do nich zęby w
uśmiechu. Zaraz po tym zagadnął Franka:
- Stary, byłeś świetny! –
poklepał go przyjacielsko po plecach.
- Dzięki, James –
uśmiechnął się szeroko – Chyba podziękuję Lily, bo właściwie to dzięki niej
jestem w drużynie.
- Też muszę podziękować
Evans – powiedział Rogaty, czochrając swoje potargane włosy. Zaczął wypatrywać
w tłumie rudej czupryny. Do Franka podeszła w tym czasie Alice. Miła, drobna
brunetka z Gryffindoru:
- Frank, to było super –
powiedziała, uśmiechając się słodko. Zaraz jednak odwróciła się na pięcie i
ruszyła w kierunku zamku, zostawiając osłupiałego chłopaka na boisku. Wydawało
mu się, że nie może być bardziej szczęśliwy.
*
W Pokoju Wspólnym
Gryfonów trwała właśnie radosna zabawa. Uczniowie postanowili uczcić dzisiejszy
sukces, za który uważali wygrany mecz. Młodzi czarodzieje tańczyli w rytm
muzyki, niektórzy z nich popijali piwo kremowe i ognistą whisky. Trunki, nie
wiadomo skąd, wytrzasnęli oczywiście Huncwoci, uświetniając tym samym wieczór.
Syriusz siedział w fotelu, a na jego kolanach
siedziała Kristen, urocza blondynka z piątego roku, z którą Łapa zaprzyjaźnił
się dziś po meczu. Myślał, że w ten sposób odegra się na Dorcas i dziewczyna w przypływie zazdrości pośle
Dana na bijącą wierzbę. Jego uwadze umknął jednak fakt, że Meadowes nie
świętuje wygranego meczu. McAlister miał podły humor i Dor postanowiła, że
spędzi z nim trochę czasu, żeby go pocieszyć. Black jednak o tym nie wiedział i
w najlepsze zabawiał się z młodą koleżanką. W końcu spostrzegł jednak, że Evans
i Loran siedzą same w kącie i plotkują. Wtedy zrozumiał, że Dorcas opuściła
dzisiaj koleżanki i pewnie włóczy się po zamku ze swoim nowym przyjacielem.
Łapa bez ceregieli zrzucił Kristen ze swoich kolan i w nie najlepszym nastroju
udał się do dormitorium.
*
Peter spędzał czas z
nowymi znajomymi. Przesiadywali w lochach i zajadali się tofikami. Nie robili niczego
szczególnego, rozmawiali o meczu, na którym dzisiaj byli. Ślizgoni nie byli
zachwyceni jego wynikiem. Gryfoni jak zwykle wygrali, zdobyli masę punktów,
wyprzedzając Slytherin jeszcze bardziej i odebrali mu szansę na zwycięstwo.
Jake, Mark i Damien czuli, że muszą coś zrobić, aby ich dom nadrobił chociaż
część punktów, żeby dogonić Gryfonów. Chcieli jakoś zmniejszyć dzielącą ich przepaść. Wyjścia były dwa –
mogli zdobyć punkty dla swojego domu, ale nie wiedzieli, co mogliby zrobić, aby
zdobyć ich aż tyle. Mogli też liczyć na to, że Gryfoni stracą część punktów. I
to była zdecydowanie łatwiejsza możliwość. Dlatego też trzech Ślizgonów
obiecało sobie, że muszą złapać szajkę Pottera, kiedy będzie ona robić coś,
czego robić nie powinna. I właśnie do tego potrzebny był im Glizdogon.
- Ej, Peter – zagadnął
Mark – Jak to jest, że wasz dom ma tyle punktów? Przecież ten idiota Potter i
jego kumpel, Black, ciągle coś knują.
- Przecież ciągle mają
jakieś szlabany – stwierdził Peter.
- Ale rzadko tracą punkty
– powiedział Ślizgon.
- Bo nie tak łatwo im na
czymś przyłapać – powiedział Glizdek.
- Dlaczego? – wtrącił
Damien.
- James ma niewidkę,
działają incognito.
- Co ma? – zapytali
jednocześnie Ślizgoni.
- No niewidkę. Pelerynę
taką.
- Serio? Ja myślałem, że
to tylko w bajkach – wtrącił Jake.
- Nie, sam pod nią chodziłem,
wiem, jak działa – powiedział Peter, nie do końca świadomy, co właśnie robi.
Nie wiedział, że był tylko nic nie znaczącym pionkiem w grze, w którą grali
sobie uczniowie Slytherinu. Nie wiedział, że jest tylko nitką, która ma ich
zaprowadzić do kłębka. A nawet nie ich, tylko samego Voldemorta. Nie wiedział,
że właśnie sprzedaje swoich przyjaciół. Nie wiedział, że właśnie przegrywa
swoje życie i że jego aktualne, pozornie niewinne decyzje całkiem niedługo
doprowadzą do naprawdę tragicznych wydarzeń, od których nie będzie można uciec.
Gdyby wiedział, wycofałby się? On sam chyba nie potrafiłby odpowiedzieć na to
pytanie. Był zbyt rozżalony, by zastanawiać się nad swoim postępowaniem. Nie
zwracał uwagi na to, że właśnie zdradza jeden z największych i najbardziej
strzeżonych sekretów Rogacza.
*
Evans już jakiś czas temu
opuściła pokój wspólny i udała się do dormitorium. Chciała przeczytać rozdział
z podręcznika do transmutacji, żeby zaraz po tym zabrać się za pisanie
wypracowania dla McGonagall. Dziewczyna rozsiadła się wygodnie na swoim łóżku i
położyła książkę na kolanach. Leniwie zaczęła wertować jej kartki. Po chwili
znalazła interesujący ją dział i przystąpiła do lektury.
W końcu spostrzegła
jednak, że jej wzrok od dłuższego czasu zawieszony jest na jednym i tym zdaniu.
Lily energicznie potrząsnęła głową, próbując wyrzucić z niej dręczące ją myśli
i z pełnym skupieniem wróciła do czytania. Wkrótce po tym zauważyła, że znów
wróciła do punktu wyjścia – jej oczy śledzą tekst, ale jej myśli zupełnie się
na nim nie skupiają i biegną w dziwnym kierunku. Zrezygnowana dziewczyna
zatrzasnęła książkę i poddała się rozmyślaniom o Jamesie Potterze.
Ruda wiedziała, że
relacja, która łączyła ją z Rogaczem wkroczyła na jakiś zupełnie inny i obcy,
przynajmniej dla niej samej, poziom. Sama ta przemiana nie martwiła jej wcale
tak bardzo, jakby mogło się wydawać. Evans bardziej martwiła się tempem, w
jakim to wszystko postępowało. Przed wakacjami była pewna, że go nienawidzi. W
trakcie wakacji ucinali sobie pijackie, niemalże przyjacielskie, pogawędki. Po
wakacjach poszli razem do Slughorna, a potem się całowali. Co będzie dalej?
Ślub i dziecko? Na tę myśl Lily zachichotała nerwowo. Lubiła Pottera, ale bez
przesady… Zaczęła teraz zastanawiać się nad tym, czemu wcześniej go aż tak go
nienawidziła. Bywał irytujący, bywał zarozumiały, uwielbiał się popisywać i
czasem dokuczał innym, ale zawsze był też przecież oddanym przyjacielem, dobrym
i mądrym uczniem, nieraz wykazał się odwagą… Czemu wcześniej tego nie widziała?
Czemu nie dostrzegała także tych dobrych cech charakteru? Dlaczego zawsze
skupiała się na tych złych? Potter przecież niewiele różnił się od Blacka –
Łapa też uwielbiał stroić sobie żarty, był przekonany o tym, że jest najlepszy,
zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, a jednak… Lily potrafiła być dla niego
miła, mieli zawsze w miarę normalne relacje. Evans poczuła się nieswojo. Nie
żeby nagle stała się obrończynią uciśnionego Jamesa, ale dostrzegła, że przez
większość czasu traktowała go po prostu niesprawiedliwie
i wcale nie było jej z tym dobrze. Ona, która nigdy nie oceniała książki po
okładce. Ona, która nigdy nie kierowała się stereotypami i nie zwracała uwagi
na to, czy ktoś jest ze Slytherinu czy z Hufflepuffu. Ona, która była
przyjaciółką wszystkich. Ona zaszufladkowała Jamesa Pottera.
W tym samym momencie,
kiedy dokonała tego strasznego odkrycia, poczuła, że musi to jakoś odkręcić.
Musi znaleźć chłopaka i wszystko mu wyjaśnić. Musi, bo gardzi
niesprawiedliwością i nie chce sama się nią kierować. Musi, bo po prostu
polubiła tego chłopaka i chce, żeby on o tym wiedział. Musi, żeby uspokoić
własne sumienie.
Evans zwlokła się z
łóżka, wyszła z dormitorium i zeszła do salonu Gryfonów. Bez najmniejszych
problemów znalazła rozczochranego, który w tym momencie zaśmiewał się z czegoś
wraz z Remusem. Ruda wzięła głęboki oddech i ruszyła w ich stronę.
- James, mogę cię prosić
na chwilę? – zagadnęła i uśmiechnęła się przepraszająco do Lunatyka.
- Pewnie, Lily –
powiedział Potter, robiąc krok w jej stronę.
- Chcę z tobą porozmawiać.
- Rozmawiajmy –
powiedział nieco zdziwiony.
- Nie tutaj, pogadajmy na
osobności, to bardzo ważne – patrzyła mu prosto w oczy, próbując wyczytać z
nich jakąkolwiek reakcję.
W orzechowym tęczówkach
Rogaczach oprócz zdziwienia dostrzegła jakiś wesoły błysk, który chwilę później
ustąpił miejsca skupieniu. Chłopak zastanawiał się, dokąd powinien zabrać
dziewczynę, aby zapewnić im odrobinę prywatności. Nie chciał tej ważnej, jak
stwierdziła Ruda, rozmowy przeprowadzać w starej kanciapie czy zapomnianej
przez wszystkich klasie. Nie zamierzał także wychodzić na zewnątrz. Wystarczająco przemarzł w
dzisiejszym meczu i nie miał ochoty dobrowolnie pchać się z powrotem na ten
ziąb. W końcu jednak znalazł genialne rozwiązanie swojego problemu. Chwycił
Evans za rękę i wyprowadził z pokoju wspólnego. Szli w dobrze znanym tylko jemu
kierunku. Po chwili stanęli przy ścianie prowadzącej do Pokoju Życzeń. James przeszedł
wzdłuż niej trzykrotnie, aż ich oczom ukazały się niewielkie drzwi. Potter
pchnął je delikatnie i przepuścił Evans przodem. Weszli do niewielkiego,
przytulnego pokoiku, w którym stała wygodna kanapa, dwa fotele i niewielki
stolik. Stała na nim taca z dwiema filiżankami herbaty. Uroku pomieszczeniu
dodawał kominek, w którym wesoło tańczyły ogniste języki. Rogacz zajął miejsce
na sofie i poklepał ręką wolne miejsce obok siebie, zapraszając Lily, by
usiadła przy nim.
- Gdzie my jesteś… -
zaczęła, ale chłopak nie pozwolił jej dokończyć.
- Huncwocka tajemnica,
może kiedyś ci opowiem – rzucił z uśmiechem.
Evans stwierdziła, że nie będzie teraz
drążyć tego tematu, bo przecież nie po to tu przyszła i zajęła miejsce w
fotelu. Mając w pamięci niedawny pocałunek, wolała jednak zachować zdrowy
dystans.
- To o czym chciałaś
rozmawiać? – zapytał wprost.
- O nas. – powiedziała,
nim zastanowiła się, jak to brzmi. Widząc minę swojego kolegi, szybko się
zreflektowała – To znaczy… Nie w tym sensie. Ja po prostu muszę ci coś
wyjaśnić.
- To słucham – zapytał
coraz bardziej zaciekawiony całą tą dziwną sytuacją. Evans najpierw próbuje go
pocieszać, potem się z nim całuje, teraz zaprasza na rozmowę…
W najśmielszych snach nie spodziewał się
czegoś takiego.
- James… Ostatnio dzieją
się między nami dziwne rzeczy. Takie, których ja sama nie rozumiem. I… -
przerwała, żeby zebrać myśli – Myślałam, że to będzie łatwiejsze – powiedziała
przepraszająco – W każdym razie… Wszystko dzieje się tak szybko, za szybko i ja
za tym nie nadążam. Gubię się. Na początku chcę cię przeprosić… Przez te
wszystkie lata zachowywałam się jak kretynka. Bardzo szybko cię oceniłam i
miałam za zarozumiałego typa, który nie daje mi żyć. Byłam bardzo
niesprawiedliwa. Nie myśl sobie, że podoba mi się, kiedy ciągle mnie pytasz,
czy się z tobą umówię, zwłaszcza kiedy robisz to przy ludziach, tylko no… Po
prostu cię przepraszam. Mam nadzieję, że
nie masz mi tego za złe. W każdym razie ja czuję się z tym okropnie.
- Ale Lily… - wtrącił
Potter.
- Poczekaj, daj mi
dokończyć – przerwała mu. – Chcę, żebyś wiedział, że cię lubię. Sama byłam tym
trochę zdziwiona, ale naprawdę cię lubię, ale nie tak, żebyśmy byli razem,
rozumiesz? Ten pocałunek… On nie powinien mieć miejsca, to dzieje się za
szybko, nie tak powinno zaczynać się relacje i nie powinno się nikogo całować,
kiedy jest się przekonanym, że nie chce się z nim być. A ja wiem, że nie chcę
być twoją dziewczyną. I za to też cię przepraszam. Przepraszam, że cię wtedy
nie odepchnęłam, powinnam to zrobić.
- Evans…
- Czekaj. Chciałabym,
żebyśmy zaczęli z czystą kartą, zapomnijmy o tym, co było nie tak, mam
nadzieję, że będziesz umiał mi wybaczyć moje błędy i zechcesz zostać moim
przyjacielem.
- Lily… - powiedział
ciężko James, próbując jakoś poukładać sobie w głowie to, co właśnie usłyszał –
Wydaje mi się, że to ja powinienem cię przeprosić. Przepraszam, że ci
dokuczałem, przecież wiedziałem, że tego nie znosisz. Przepraszam, że dręczyłem
Smarka, to był twój kumpel, ale tak mnie wkurzało, że wszędzie za tobą łaził…
Przepraszam, że cię wtedy pocałowałem. Nie powinienem. Wiem przecież, że nie
myślisz o mnie w ten sposób i bardzo tego żałuję, ale to nie zmienia faktu, że
nie powinienem tego robić. I jeśli ktoś ma komuś coś wybaczać, to tylko ty
mnie.
- Może przestańmy siebie
za wszystko przepraszać, co? – powiedziała Ruda – Przyjaciele? – spytała raz
jeszcze, wyciągając dłoń w jego kierunku.
- Jesteś tego pewna? –
zapytał ze śmiechem – Znasz mnie, wiesz, że będę to wykorzystywał. Przyjaciele
mogą na przykład wybrać się razem do Hogsmeade albo się razem uczyć, często ze
sobą rozmawiają, dzielą się swoim życiem i…
- Potter! Nie przeginaj!
- Przyjaciele –
powiedział w końcu, ściskając jej rękę.
Żaden normalny chłopak nie ucieszyłby się
z faktu, że jego ukochana proponuje mu przyjaźń. Rogacz jednak był, delikatnie
mówiąc, daleki od normalności. Nie wierzył w przyjaźń damsko-męską, no może ona
istniała, ale tylko w przypadku Lunatyka i Anne. Przystał na propozycję Evans,
bo był przekonany, że w ten sposób małymi kroczkami w końcu zdobędzie jej
serce. Nowi przyjaciele przypieczętowali swoją przyjaźń herbatą, a później w
doskonałych nastrojach wrócili do wieży Gryffindoru.
*
Syriusz leżał na swoim łóżku, bezmyślnie
gapiąc się w baldachim. Radość po wygranym meczu szybko z niego wyparowała,
ustępując miejsca zazdrości i rozgoryczeniu. Choć nie chciał tego robić, ciągle
myślał o Dorcas i o jej nowym fagasie, jak go nazywał w myślach. Oczami
wyobraźni widział, jak chłopak przytula Meadowes, jak odgarnia jej niesforne
kosmyki włosów, jak opowiada jej żarty, z których ona zaśmiewa się w głos. Z
każdą kolejną sceną przewijającą się przed oczami, czuł niebezpiecznie
pulsującą krew. Jego rozmyślania przerwał łomot, który był spowodowany
zwaleniem się grubego ciała na hogwarckie łóżko. Najwidoczniej Glizdogon wrócił
z włóczęgi z blondzią. Łapa stwierdził, że chyba najwyższy czas, żeby
porozmawiać z przyjacielem, bo ciągle uważał Petera za swojego kumpla. Rozsunął
więc kotary łóżka i ruszył w stronę chłopaka.
- Peter, możemy pogadać? – zaczął.
Pettigrew nie odpowiedział, co też Black uznał za zgodę, dlatego kontynuował –
Słuchaj, nie uważasz, że nasza kłótnia jest bez sensu? Nie szkoda ci naszej
przyjaźni? – spytał – Mnie bardzo ciebie brakuje, trójka to nie to samo, co
czwórka. Zresztą, chłopaki też za tobą tęsknią. – Syriusz przerwał na chwilę,
czekając na jakąś reakcję, której jednak się nie doczekał, dlatego mówił dalej
– Glizdek, może nie zawsze traktowaliśmy cię fair, czasem byliśmy nie w
porządku i bardzo cię za to przepraszam. Ale na pewno nie jest tak, że mamy cię
za nic. Stary, jesteś naszym przyjacielem i poszlibyśmy za tobą w
piekielną pożogę. Może Kate coś źle
usłyszała albo zrozumiała… Na pewno nikt z nas nie ma cię dość, bardzo nam
ciebie brakuje. Obiecuję też, że nie będę krytykować Merywale. To twoja
dziewczyna, twój wybór, masz do niego pełne prawo. Zresztą, może ona się
zmieniła, nie wiem. Nie będę jej oceniać. Peter, nie przekreślaj naszej
przyjaźni. – Łapa powiedział, co leżało mu na sercu i czekał teraz na reakcję
kolegi. Miał nadzieję, że Pettigrew myśli podobnie i w końcu uda im się dojść
do porozumienia.
- Syriusz – zapiszczał chłopak i chwilę
później przyjacielsko uściskał Blacka. Glizdogona bardzo ucieszyły słowa Łapy,
bo on także tęsknił za swoimi przyjaciółmi. Sam jednak nie miał odwagi im tego
powiedzieć. Długowłosy odwzajemnił uścisk Glizdka i poklepał go po plecach. W
tym samym czasie do dormitorium weszli Potter i Lupin, którzy widząc swoich
przyjaciół, od razu pojęli, co się stało i sami ruszyli w ich stronę.
- Bracie, wróciłeś – zagadnął wesoło
Remus, przybijając Peterowi piątkę.
Jeszcze tej nocy panowie Lunatyk,
Glizdogon, Łapa i Rogacz wybrali się na przechadzkę do Zakazanego Lasu, jak za
starych, dobrych czasów, świętując tym samym na nowo rozpoczętą przyjaźń.
Uch, uch od czego zacząć.
OdpowiedzUsuńZacznę od Petera. W sumie to spodziewałam się czegoś podobnego, aczkolwiek podejrzewałam, że może zacznie praktykować czarną magię czy coś, ale tu w sumie chodzi o donoszenie na kumpli. Uch, obawiałam się, że palnie coś na temat peleryny niewidki i rany... Z jednej strony chciałabym, żeby mi było przykro, że jest tak zmanipulowany, ale to Peter. Nie lubię go i tak :P
Swoją drogą nie mogę się doczekać tych jego fragmentów z Kate, bo ona jest fajnym złym charakterem. Wcześniej myślałam, że większa z niej idiotka, ale odnoszę wrażenie, że jest bardzo sprytna i obyście nie skąpiły jej inteligencji w przyszłych rozdziałach, bo fajnie mąci w tej historii.
Jejuuu, tak bym chciała, żeby Syriusz i Dorcas zaczęli się dogadywać. Z jednej strony wiem, że Meadowes trzyma na dystans Dana, ale ile jeszcze to będzie robiła? Niechże coś się takiego wydarzy, że ona i Black znów będą razem, plz. :D
Jak już pisałam wcześniej, w komentarzu, czy mailu, ta Lily bardzo daje się lubić i fajnie, że wreszcze zdobyła się na (kolejną :P) rozmowę z Jamesem i oboje się przeprosili. Mam nadzieję, że to już ostatnia tego typu ich rozmowa i jakieś ich przyszłe konflikty będą mniej dramatyczne.
Tutaj wkradł mi się chyba mały błąd. James zabrał ją do Pokoju Życzeń i tam była już herbata, a Pokój Życzeń działa, jakby zgodnie z prawami Gampa, no i herbata nie mogła być przez pokój "wyczarowana".
Cieszę się, że chłopaki się pogodzili, aczkolwiek obawiam się o Petera. Tzn. nie zdziwię się jak będzie donosił wszystko Ślizgonom, ale jednak mógłby mieć większe opory. :D
Również najserdeczniejsze życzenia z okazji Świąt! Smacznej święconki, mokrego Dyngusa i duużo spokoju, i radości! I weny i czasu na pisanie :D
Buziaki! :*
Kochana SBlackLady,
UsuńNiestety Peter jest podatny na manipulacje i wewnętrznie nie do końca przebaczył chłopakom. Zauważył że jest ktoś inny kto go docenia i jest przez to bardzo rozdarty.
Lily i James dorastają, przez co kłótnie odejdą jak na razie na dalszy plan. Czas nawiązać przyjaźń :)
Dorcas naprawdę lubi Dana i jak na razie tak zostanie :) a to co stanie się z Syriuszem to wszystko okaże się z czasem.
Jeśli chodzi o pokój życzeń to szczerze nie wiedziałyśmy, że nie jest to możliwe. Założyłyśmy z góry, że może się tam pojawić wszystko co tylko sobie zażyczymy :)
Dziękujemy za komentarz! Pozdrawiamy i ściskamy ciepło!!!
Hej :) natknęłam się na waszego bloga przez przypadek i od kąd na niego "wpadłam" to pochłonęłam to od razu! Lubię Wasz styl pisnania i to jak przedstawiłyście całą historię. Cieszę się, że po przerwie postanowilyscie kontynuować bloga. Oby tak dalej, trzymam kciuki i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was cieplutko!
Witamy!!!
UsuńOgromnie się cieszymy, że przypadek przyprowadził Cię akurat do nas i pozwolił poznać czasami pokręconą historię. Niedługo pojawi się nowy rozdział, przynajmniej taką mamy nadzieję, ale nauczyłyśmy się nie obiecywać z naszym trybem życia :)
Pozdrawiamy gorąco!
Wiem, że wróciłyście już kilka miesięcy temu, ale dopiero dzisiaj udało mi się ponownie tutaj zajrzeć. Poczułam ogromny sentyment, bo jestem tutaj praktycznie od waszego pierwszego rozdziału, pamiętam jak kilkanaście i kilka lat temu był bum na historie Huncwotów - sama prowadziłam bloga o Evans, Jamesie i całej reszcie - i jak wielu, nie skończyłam go.
OdpowiedzUsuńWam życzę dużej wytrwałości. Ostatnich trzech rozdziałów nie przeczytałam, to znaczy zaczęłam czytać, ale bez bicia przyznaję, że nie bardzo pamiętam co się działo wcześniej, więc po prostu w jakiejś wolnej chwili przeczytam sobie Waszą twórczość od samego początku.
Być może mnie pamiętacie, być może nie ;p
M
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńoch dawno nie zaglądała tutaj, ale tak to bywa i już miałam obawy, że nie wyrobię się z czytaniem, a tutaj.... mam nadzieję że powrócisz do tego opowiadania...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńautorki tak dawno nie było tutaj rozdziału... mam nadzieję, że powrócicie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńopowiadanie jest świetne, bardzo liczę na Twój powrót tutaj...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Kaśka