Oto pierwszy rozdział dla Was, o dziwo napisany bardzo szybko, ale czy efektownie? Sami oceńcie, bo my nie będziemy obiektywne :D
Miłego i magicznego wieczoru!
Łapa i Rogacz
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z kuchni dobiegała
cicha krzątanina. Pobrzękiwanie sztućców, odgłos odstawianych kubków i
podniesione głosy. Wszystko to razem
sprawiło, że rozczochrany chłopak obudził się. Rozejrzał się po swoim pokoju,
ale widział tylko kolorowe, rozmazane plamy. Sięgnął po okulary leżące na
regale i podszedł do okna. Niebo pokrywały pierzaste chmury, a słońce
roztaczało swoje letnie promienie na okolicę. Zaspany James Potter odwrócił się
w stronę szafy, chcąc coś na siebie zarzucić. Pokój chłopaka był koloru
ceglastoczerwonego, a ściany pokrywały plakaty różnych drużyn quidditcha.
Po doprowadzeniu się
do porządku zszedł do kuchni, chcąc sprawdzić, co wywołało hałas. Podszedł do
lodówki, wyjął z niej ser i wędlinę i zabrał się za przygotowywanie tostów.
Jego rodzice wciąż żywo o czymś dyskutowali, ale nie mógł wywnioskować z
kontekstu rozmowy, o co chodziło. Nagle usłyszał ciche stukanie w szybę i
zobaczył znajomo wyglądającą sowę.
-
Hugo! – krzyknął James.Podszedł
do okna, otworzył je, a sowa przeleciała przez kuchnię i usiadła na stole.
Chłopak odwiązał liścik od nóżki ptaka i szybko go rozwinął.
-
To od Syriusza! – oznajmił rodzicom – pisze, że chyba wybiera się na
Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Pyta się czy też będę… - spojrzał błagalnym
wzrokiem na rodziców. Rozmawiał już z nimi o tym, kłócił się, błagał, ale nadal
nie otrzymał odpowiedzi.
-
Właśnie o tym rozmawiamy z ojcem – powiedziała niepewnie matka. Nie jestem
pewna, James. Boję się, że coś ci się stanie. Wiesz, że ojciec ma dużo pracy i
nie może z tobą iść na mecz.
-
Mamo! Przecież doskonale wiesz, jak kocham qiudditcha. Poza tym nie będę sam,
tylko z Syriuszem. Nie jesteśmy małymi dziećmi – oburzył się.
-
Ale dorośli też nie jesteście. Nie wybaczę sobie, jeśli coś ci się stanie.
-
Dorea, daj spokój, nie zginą od razu. Będzie tam mnóstwo czarodziejów, których
znamy, napiszę do Harolda, żeby miał na nich oko – skończył spór pan Potter.
-
Czy to znaczy, że mogę iść z Syriuszem? – spytał James w euforii patrząc na
rodziców. Matka wyszła z kuchni, nic nie mówiąc, a ojciec kiwnął lekko głową
skrycie uśmiechając się pod wąsem.
-
Taak! – od razu chwycił liścik od Syriusza i na odwrocie strony napisał szybko
odpowiedź i wysłał z nią sowę.
Ostatnie przygotowania do Mistrzostw
Świata szły naprzód. Wszyscy czarodzieje w ministerstwie chodzili jak na
szpilkach. Mnóstwo latających wysyłek wewnętrznych, biegających urzędników.
Winda skrzypiała, dźwigając spory ciężar grupki czarodziejów. Sam minister
magii nie miał dzisiaj lekkiego dnia. Kolejni mugole zauważyli, że coś jest nie
tak. Musiał wysyłać coraz więcej pracowników, aby modyfikowali im pamięć i
dbali o to, by zachowywać pozory normalności. Najciężej było znaleźć miejsce,
gdzie można by umiejscowić stadion mieszczący około pół miliona osób i to tak
by nikt spoza magicznych osób niczego nie podejrzewał. Nie było łatwo odkryć
obszerną polanę, która pomieściłaby namioty. Nareszcie decyzja padła na szkocką
Wyspę Mgieł. Rzadko kto na nią przybywał, a w dodatku była chroniona silnymi
zaklęciami ochronnymi.
Pięć dni….. dwa dni…. Jeszcze jeden…. I w końcu nastał długo wyczekiwany
moment. Międzynarodowe Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Tak długo na to czekał,
w nocy nie mógł zasnąć, rozmyślając kogo spotka, jak potoczy się mecz, czy
obstawiany przez niego wynik okaże się prawidłowy? Wstał o świcie, sam siebie
nie poznając. Nigdy nie wstawał tak wcześnie, ale nie mógł dłużej leżeć. Za
dwie godziny miał przybyć Syriusz, a czterdzieści minut później będzie czekał
na nich świstoklik, na polanie w lesie, który znajduje się w pobliżu domów
Potterów. Ubrał na siebie swoją najlepszą czerwoną bluzkę z wyszytym zniczem,
zabrał torbę i zbiegł na dół. Po kuchni biegała zdenerwowana matka
-
Kanapki… coś do picia. Może jakieś bandaże? Muszą się też jakoś kontaktować.
Jeszcze jakieś przysmaki na drogę, kieszonkowe…. – mruczała pod nosem Dorea nie
mogąc opanować zmartwienia. James
westchnął głośno, kiedy wybiegła z kuchni w poszukiwaniu tylko jej wiadomych
rzeczy. Usiał, zjadł kanapkę, popił odrobiną soku dyniowego i zaczął bawić się
przypominajką leżącą w miseczce na stolę. Podrzucał ją, zręcznie łapał,
wspominając wygrane mecze quidditcha, kiedy to on, James, wyciągał rękę po
złotą, rozpaczliwie trzepoczącą skrzydełkami piłeczkę i chytrze ją łapał przed przeciwnikiem. Po
chwili w kominku rozbłysnął zielony płomień i wyszedł z nich Syriusz Black.
Zabójczo przystojny brunet w długich włosach i o szarmanckim uśmiechu.
Wyszczerzył radośnie zęby na widok swojego najlepszego przyjaciela. Cały
miesiąc go nie widział!
-
Łapa! Jesteś przyjacielu. Już myślałem, że się ciebie nie doczekam – rzekł
radośnie James.
-
I tak jestem wcześniej, więc nie wiem, o co ci chodzi, ale czego się nie robi
dla Rogasia.
-
Przestań, bo się jeszcze zarumienię – powiedział James i obaj zaczęli się głośno
śmiać. Z nikim innym nie czuli się tak dobrze. Jeden wiedział, o czym myśli
drugi, od kiedy się poznali wiedzieli, że są jak bracia. Huncwoci, tak siebie
nazwali. Ale do tej wspaniałej gromadki należała jeszcze dwójka przyjaciół.
-
A co z Luniem i Glizdkiem? – spytał James Łapę – wiesz czy może będą na meczu?
-
Szczerze? Remus pisał, że jeszcze nie wie, a od Glizdogona nie dostałem żadnej
odpowiedzi. Nie martw się Rogacz, dowiemy się na miejscu. – poklepał go
przyjacielsko po plecach i usiadł przy stole, kiedy do kuchni wszedł ojciec
Jamesa.
-
Dzień dobry, panie Potter! – krzyknął dziarsko wstając od stołu – to kiedy
ruszamy do świstoklika?
-
Witam, Syriusz. Dobrze cię widzieć chłopcze – uśmiechnął się ojciec Jamesa –
właśnie przyszedłem zaalarmować, że za dziesięć minut wychodzimy, więc
zbierajcie się. James, gdzie namiot?
-
O kurczę! Zupełnie o nim zapomniałem – i wybiegł pędem z kuchni, o mało nie
wpadając na swoją matkę
-
Spokojnie, o wszystkim pamiętałam. Stoi na korytarzu, a tu macie kanapki i inne
potrzebne rzeczy – mówiła podając im pakunki – dzień dobry Syriusz –
odpowiedziała na powitanie chłopaka – opiekuj się Jamesem i nie zmalujcie nic
głupiego – zaśmiała się serdecznie – uważajcie na siebie chłopaki – wyściskała
ich obu, po czym żwawo ruszyli za Charlesem do wyjścia.
Do odlotu świstoklika mieli
jeszcze półgodziny, więc bez pośpiechu ruszyli w stronę lasu. Po dwudziestu
minutach dotarli na polanę. Teraz pozostawało tylko znaleźć świstoklik, który
mógł być każdą, najzwyklejszą rzeczą. Syriusz podniósł kawałek różowej opaski
do włosów.
-
To może to coś? – pytał po raz piąty podnosząc jakąś zniszczoną rzecz.
-
Tak, Syriuszu, brawo! Za 3 minuty macie odlot. Chodźcie, stańcie wokół
świstoklika i na mój znak macie go chwycić i nie puszczać, jasne? – spytał
poważnie ojciec Jamesa.
-
Tak jest, sir! – krzyknęli radośnie przyjaciele i czekali gotowi na znak.
-
Dobra, przygotujcie się – ostrzegł – złapcie się! Za cztery..., trzy...,
dwa..., jeden..., zero! – skończył odliczać Charles. I Syriusz właśnie w tym
momencie poczuł niemiłe szarpnięcie w okolicach pępka i zaczął szybko się
obracać, czując coraz większe mdłości. Po chwili uderzył twardo o ziemię. Wstał
rozmasowując sobie obolały tyłek i rozejrzał się.
-
Syriusz! – wyrwał go z oględzin krzyk Jamesa – Spójrz! – krzyknął przejęty
wskazując palcem na coś ogromnego. Ich oczom ukazał się tłum kolorowo ubranych
czarodziejów, a za nimi stał ogromny stadion.
Hej prosiłyście więc jestem !
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę bardzo fajny, super wszystko opisujecie.
Pomysł z meczem Quidditcha również genialny ! Już się boję co Huncwoci tam wymyślą. Znając ich na pewno będzie wesoło !
A jak już mowa o Huncwotach, to bardzo zabawny dialog pomiędzy Łapą i Rogaczem !
Na koniec powiem tylko tyle, że z niecierpliwością czekam na nowy rozdział !
Pozdrawiam was serdecznie i życzę dużo weny !
Dziękujemy bardzo za odwiedzenie i taki miły komentarz.
UsuńSame jeszcze nie wiemy co tam narobią, ale... cóż i tak nic nie możemy zdradzić :D
Nowa notka w przyszłym tygodniu, aczkolwiek dokładnie nie wiemy jakiego dnia :)
Dziękujemy bardzo i pozdrawiamy! :)
Genialne! Uważam, że masz fajny styl pisania. Ogólnie to Remus (awww <3) jest moją ulubioną postacią, ale myślę, że dzięki Twojej historii polubię też i Jamesa. Pisz dalej! Weny życzę!
OdpowiedzUsuń/Huncowtka K.
P.S. Kiedy następny rozdział? :)
Spokojnie będzie i Remus w opowieści. Dla niego też mamy plan na życie :D Po prostu zaczęłyśmy od tej dwójki, tak jakoś wyszło :D
UsuńNastępna notka w przyszłym tygodniu
Dziękujemy bardzo, pozdrawiamy i zapraszamy! :D
Rozdział cudowny. Blog zapowiada się ciekawie. Czekam na nowa notkę. Pozdrawiam ~Dorcas
OdpowiedzUsuńP.S. Jeśli macie ochotę zapraszam do mnie na syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com
Dziękujemy bardzo i zapraszamy :)
UsuńOczywiście odwiedzimy Twojego bloga.
Pozdrawiamy :)
Rozdział dość przyjemny, fajnie się go czyta. Nie mogę się doczekać jak opiszecie pozostałych bohaterów. Jakich znajomych chłopaki spotkają na mistrzostwach i ogółem, czy coś ciekawego wydarzy się na nich.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam serdecznie
Em (ruda-i-huncwoci.blog.pl)
Zapowiada się ciekawie. Znając tych dwóch panów, zastanawiam się co tym razem zmalują ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w pisaniu i zapraszam również do mnie http://granger-malfoy-po-latach.blog.onet.pl/
Hej :D
OdpowiedzUsuńSorka że dopiero teraz do was zaglądam , ale brak czasu doskwiera . Co do notki to jest GENIALNA ! . Fajnie opisujecie , dialogi nie są drętwe idealne . Jestem oczarowana i lecę czytać dalej ^^ :-)
Pozdrawiam
Mała Czarna
Piękny rozdział :D Naprawdę XD
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł, by zacząć od MŚWQ :) Dzisiaj nie mogę za bardzo przeczytać więcej, ale jutro tu wrócę i przeczytam, co dzieje się dalej :)
Też skomentuje, a co :v . Bardzo spodobało mi się to, co tutaj piszecie. Lece czytac dalej ;*
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ładnie napisany :) ,,Zabójczo przystojny brunet [...] " - to mnie rozśmieszyło XD
OdpowiedzUsuńPo za tym, bardzo miło się czyta. Akurat poprawiłyście mi humor tym postem.
Lęcę na miotle Rogacza czytać dalej ;)
Ogólnie rozdział bardzo fajnie zapisany, treść ciekawa.Fajny pomysł zacząć historie od MŚWQ.Bardzo mnie zaciekawiłaś więc lece czytac dalej.
OdpowiedzUsuńW.
Na razie jest dobrze. Czekam na więcej...
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńświetnie, ten mecz ciekawe co wykombinują i ten dialog między Jamesem i Syriuszem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, ten dialog między Jamesem i Syriuszem... świetny i ten mecz, ciekawe co wykombinują...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńjako, że ostatnio mam tak dużo czasu wolnego, to stwierdziłam, iż praktycznie "na raz" wchłonę Waszego bloga.
Bardzo, ale to bardzo cieszę się, że zaczęło się od Jamesa. Szczerze przyznam, że otworzyłam inne notki, ale je zamknęłam, żeby nie spoilować sobie i nie mam bladego pojęcia, czy później będą inne perspektywy.
Tutaj bardzo mi się podoba, że jest James i w sumie zaczyna się od jego zajawki na quidditch. Podoba mi się również otoczka jaką utworzyłyście wokół Mistrzostw. Miejsce, zaklęcia, czy modyfikacja pamięci mugoli.
Och, Merlinie. Moje serduszko zabiło szybciej i mocniej z chwilą, w której zjawił się Syriusz. <3 I oczywiście, to była znów miłość od pierwszego wejrzenia. :D
I lubię ten "flow" między nimi. :D
Rodzice Jamesa wydają się być spoko. Dorea urzekła mnie swym zamartwianiem się <3
Jedyne, co mnie nieco "zawiodło" to opis działania świstoklika, bo on tam się mienił, czy coś takiego i po tym można było stwierdzić, że to "już czas".
Takto wszystko galansio. :)
Buziaki! :*
Hej,
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, dialog między Jamesem i Syriuszem świetny... zastanawiam się co wykombinują...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
kancelaria adwokacka rzeszow ul. 3 maja
OdpowiedzUsuń