Kochani!
Tylko dwa dni poślizgu, czyli powoli wracamy do formy :D A tak naprawdę przepraszamy Was ogromnie za opóźnienie, ale odwiedziny u rodziny nie wybierają :DRozdział tym razem pragniemy dedykować wszystkim fanom Dorcas i Syriusza. Mamy ogromną nadzieję, że zaakceptujecie nasz wybór :)
Dziękujemy także za te wszystkie cudowne komentarze pod naszymi rozdziałami. Jesteście wyjątkowi i niezastąpieni. Czujemy jak dzięki Wam miód osładza nasze serca i zmysły. Dziękujemy jeszcze raz!
A teraz zapraszamy już na rozdział. Mamy nadzieję, że dacie radę go przetrawić :D
Wasze oddane ~ Rogacz i Łapa
*
Sala była zakurzona i wyjątkowo zaniedbana.
Jej kształt był okrągły, a rozmiar okazały. Bez najmniejszego problemu
pomieściłoby się tam kilka wielodzietnych rodzin. Z sufitów zwisały pojedyncze
pajęczyny z pozasychanymi muchami i ich niedoszłymi mordercami, drapieżnymi
pająkami. Co niektóre jeszcze żywe przemykały ukradkiem z jednej sieci na
drugą. Najwygodniej było im za szafami. Wieloletnie warstwy brudu, mrok, cisza
i spokój. Nikt nie zaglądał w takie miejsca, mogły więc spokojnie egzystować i
wychowywać kolejne pokolenia wielonogich pajęczaków. Ich zdziwienie było ogromne,
kiedy jedna z bezpiecznych kryjówek zaczęła się nagle poruszać. Spłoszone
nowymi doznaniami zaczęły w panice szukać kątów i dziur w ścianach, gdzie
mogłyby się schować przed tym, co odważyło się naruszyć ich wieloletnią
prywatność. Szafa odsunęła się nagle, odkrywając ich domy tkane z miłością i
jedzenie, z taką trudnością, schwytane na kolację. Przerażone przypatrywały się,
jak oprawca bez mrugnięcia okiem niszczy to, co one stworzyły. Brutalność nie
miała granic. Nic nie pozostało. Ani pajęczyn, ani brudu, ani cienia.
Zrezygnowane zaczęły się po cichu wycofywać w poszukiwaniu nowego azylu, gdzie
już nikt nigdy nie przeszkodzi im w ich błogiej egzystencji.
Daniel McAlister siedział znudzony na
spróchniałym krześle i przyglądał się kilku pająkom, które w popłochu uciekały
za komodę, ponieważ nie została jeszcze odsunięta. Jednym machnięciem różdżki
rozpłaszczył wszystkie stawonogi i ziewnął od niechcenia. Wielonogi mu nie
przeszkadzały, jednak wolał by się nie pałętały, zwłaszcza, że wiedział już, iż
jego towarzyszka panicznie się ich boi. Starała się to kamuflować, ale on i tak
zauważył kiedy podskakiwała albo cicho piszczała, kiedy któreś z tych stworzeń,
znalazło się zbyt blisko niej. To już drugi szlaban, na którym musiał pilnować
Dorcas Meadowes. Musiał przyznać sam przed sobą, że ta dziewczyna, mimo swojej
zadziorności i wyszczekanej osobowości, pociągała go i odpychała zarazem.
Irytowało go, kiedy wrzeszczała na niego i robiła sceny na korytarzu, jawnie
okazując swoją nienawiść. Polubił w niej jednak twardy charakter, to, że zawsze
wiedziała jak osiągnąć to, czego pragnie. Kiedy chciała potrafiła być także
delikatna. Widział raz, jak płakała, kiedy wybiegła z boiska w stroju do
quidditcha. Siedział wtedy na błoniach i przez chwilę pomyślał nawet, żeby
pójść za nią, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Do jaskini lwa nie
wchodzi się bez broni. Od kilki dni chodziła przygaszona, już nie robiła mu
awantur. Próbował ją nawet sprowokować, ale zawsze kończyło się to tylko
prychaniem z jej strony. Postanowił więc, że da sobie już z nią spokój. Niech
odbębni ten szlaban i zniknie z jego życia. Będzie miał przynajmniej wreszcie
święty spokój.
-Aaaa!!!
Głośny i rozpaczliwy krzyk przerwał rozmyślania
Puchona. Spojrzał w stronę Gryfonki, która właśnie uciekała w stronę drzwi, po
czym je otworzyła i wybiegła na zewnątrz. Zdziwiony taką reakcją, podszedł do
miejsca, gdzie przed chwilą była dziewczyna i zobaczył całe gniazdo pająków.
Musiał przyznać, że było ich tam mnóstwo. Zrobił z nimi to samo, co z ich
poprzednikami i wyszedł z sali. Na korytarzu siedziała ciemnowłosa dziewczyna,
która kucała pod ścianą i zakrywała twarz dłońmi. Dan za wszelką cenę starał
się ukryć rozbawienie, nie chciał się z niej nabijać, ale musiał przyznać, że
panna Meadowes zdecydowania miała problem z tymi małymi stworzeniami. Stanął
nad nią i wziął głęboki oddech, by odgonić głupkowaty uśmiech.
-
W porządku? – starał się, by pytanie zabrzmiało delikatnie.
-
A wygląda jakby było?! – wyrzuciła z siebie wściekle dziewczyna. Nie cierpiała
go! Ten kretyn był bardziej nadętym bufonem niż Potter. Niech Lily lepiej nie
narzeka. Jak mógł jej to zrobić? Co prawda nie wiedział o jej fobii, ale mógł
się domyśleć po jej pierwszych reakcjach. W dodatku zakazał używać jej różdżki.
Niby jak miała się pozbyć pająków? Gołymi rękoma? Butami? Jego niedoczekanie.
Nie wróci tam, choćby mieli ją wydalić z Hogwartu. – Nie zmusisz mnie, żebym
dalej tam sprzątała!
Chłopak
przyjrzał jej się srogim wzrokiem, zastanawiał się czy faktycznie nie spróbować
jej przymusić, ale ostatecznie stwierdził, że dość się nacierpiała dzisiaj i
była to dla niej ogromna kara. Poza tym nie musi być zawsze srogim prefektem,
mimo że wszyscy go za takiego uważają. Nawet jeśli w nim tego nie widzą, on też
jest tylko zwykłym człowiekiem. Aczkolwiek cieszył się z legend, które już
krążą na jego temat. Niejednokrotnie z prefekt Evans śmiali się do rozpuku z
plotek dotyczących jego czy też jej posługi w Hogwarcie. Znani jako dwójka
najbardziej sztywnych prefektów, jakich miał kiedykolwiek ten budynek.
-
Nie mam zamiaru cię zmuszać – powiedział w końcu delikatnie i podał jej rękę.
Dorcas zszokowana podniosła na niego swoje brązowe tęczówki i przyjrzała mu się
nieufnie. Nie pasowała jej ta nagła zmiana. Po chwili wahania podała mu dłoń, a
on po prostu pomógł jej wstać.
-
Odprowadzę cię.
-
O co chodzi? – zaczęła bojowo.
-
Jak to o co?
-
Po co starasz się być nagle miły? Głupio ci? Czy chcesz mnie jeszcze jakoś
wykorzystać? – zasypała chłopaka gradem pytań. Ten skołowaciały potrafił tylko na
nią patrzeć.
-
Czemu ty musisz zawsze wszystko komplikować? – spytał w końcu urażony – Nie
potrafisz chociaż przez chwilę na mnie nie krzyczeć? – teraz to on wyzywająco
patrzył w jej oczy. Meadowes schyliła głowę, znowu czując się onieśmielona jego
towarzystwem. – Zakończyłem swoje obowiązki prefekta. Potrafię też być zwykłym
uczniem. – warknął, nakręcając się coraz bardziej. Wiedział, że jest bojowa,
ale miał dość tego, że czasami uderza się w nią jak grochem o ścianę. – Idź.
Dobranoc. – rzucił na odchodnym i posnuł się korytarzem, kiedy zatrzymał go
cichy głos Gryfonki.
-
Myślałam, że chcesz mnie odprowadzić. – zawstydzona dalej wpatrywała się w
podłogę. Czuła się dziwnie. Żaden chłopak nigdy jej tak nie onieśmielał. Co
więcej nie cierpiała go, a jednocześnie ją fascynował. Miał coś intrygującego w
swoim sposobie bycia. Puchon podszedł do niej swobodnym krokiem, stanął po jej
lewej stronie i wyciągnął ku niej swoje prawe ramię. Kiedy chciał, potrafił być
dżentelmenem. Dorcas skorzystała i wsparła się na nim, po czym obdarowała go
delikatnym uśmiechem. Nie rozumiała go. Jak w jednej chwili mógł być tak
chłodny i obojętny, a kilka minut potem szarmancki i uroczy. Zdecydowanie był
dla niej człowiekiem zagadką, ale nie wiedziała czy chce go rozgryźć. Zbyt
dokuczał jej aktualny problem z jej chłopakiem. Nie chciała go stracić i to był
teraz jej priorytet. Naprawdę pragnęła z nim w końcu normalnie porozmawiać, ale
zawsze ostatecznie któreś z nich wybuchało. Oboje mieli zbyt podobne
usposobienie i żadne nigdy nie chciało ustąpić.
McAlister odprowadził dziewczynę pod
sam portret Grubej Damy. Stali jeszcze chwilkę na korytarzu, kiedy wejście do
wieży Gryffindoru rozchyliło się. Ze środka wypadli roześmiani Huncowci. Dan
stał nonszalancko oparty o ścianę, wbijając ręce w kieszenie szaty, a Dorcas
przestępując z nogi na nogę, uśmiechała się nieśmiało do chłopaka. Syriusz,
widząc tą scenę, która dla niego była
jednoznaczna, wpadł w furię. Podbiegł dwoma susami do Puchona, złapał za
kołnierz koszuli i przyparł brutalnie do ściany.
-
Ty gnoju! Dlaczego przywalasz się do mojej dziewczyny? – krzyknął i zamachnął
się prawą ręką, a dłoń zacisnął w pięść. Delikatna dłoń złapała go szybko za
przegub, starając się zapobiec bójce. Nie wierzyła w to, co właśnie robił
Black. Ona nigdy nie urządzała mu scen zazdrości, a niejednokrotnie widziała,
jak podrywał naiwne dziewczyny, które były na każde jego skinienie. Starała się
nie mieć nigdy nic przeciwko. A on? Pierwszy raz od dawna poznała jakiegoś
chłopaka i jak on śmie jej coś takiego wyrzucać?! Tego było za wiele. Była
naprawdę wściekła. Całą swoją siłę zebrała, aby powstrzymać długowłosego. Od
razu przy niej zjawił się Potter i Remus, i zaczęli odciągać przyjaciela. Była
im ogromnie wdzięczna. Cieszyła się, że chociaż oni wykazują się logicznym
myśleniem.
-
Zostawcie mnie! On chce mi ją odebrać! Nie pozwolę mu na to. Ona jest tylko
moja!
W
końcu udało im się go opanować. Dyszał ciężko i cały się trząsł z nerwów.
Napotkał nienawistne spojrzenie swojej dziewczyny. Nagle zapragnął znaleźć się
przy niej i trzymać mocno w ramionach. Zrobił kilka kroków w jej stronę, ale ta
odsunęła się od niego, dając wyraźnie znak, że nie chce mieć z nim aktualnie do
czynienia.
-
Nie jestem twoją własnością, Black – syknęła i wbiegła do wieży, zostawiając
jeszcze bardziej sfrustrowanego Łapę. Ten znowu odwrócił się w stronę
McAlistera, zamierzając ukarać go za wszystkie swoje problemy z ukochaną.
Potter w porę złapał go pod pachy i przytrzymał wierzgającego się w miejscu.
Dan uśmiechnął się zawistnie ale i z lekkim współczuciem.
-
Ty sam ją prędzej stracisz przez swoje dziecinne zachowanie, Black.
Z
tym zdaniem zostawił zszokowanego chłopaka. Jak to miał ją stracić? On?
Przecież wszystkie same do niego lgną, nie musiał nigdy o żadną się starać. Ale
też nie poznał jeszcze dziewczyny, na której by mu tak bardzo zależało.
Wyszarpnął się Jamesowi z uścisku i gorączkowo myślał, co powinien teraz
zrobić.
-
Łapa… - zaczął współczująco kumpel.
-
Zostaw mnie, Rogaty. Rozwiążę to. – uśmiechnął się niemrawo, ale uczepił się
tej pozytywnej myśli i zamierzał wiernie walczyć. Pomachał chłopakom
uspokajająco, nie chciał, by się martwili o jego sprawy sercowe. Czuł się wtedy
tak głupio. Przecież jest chłopakiem, nie może pokazywać, że przeżywa takie
rzeczy. Jest mężczyzną, nie babą. Musi być twardy, tyle już przeżył, więc nie
będzie przejmował się kobietą, nawet jeśli ją kocha. Sama do niego przybiegnie.
*
James siedział w ciemnej szatni. Był
ubrany w szaty Gryffindoru i trzymał miotłę opartą o ramię. Musiał pomyśleć.
Martwił się o przyjaciela, o Dorcas. Nie pragnął rozpadu ich związku. Byli
idealną parą, nie mogli przez tak bzdurną rzecz kłócić się tyle czasu. Potem
jego tor myślenia przeszedł na pannę Evans. Wstał z ławki i poszedł samotnie w
stronę boiska. Spojrzał na magiczny zegarek, który odziedziczył po dziadku. Do
treningu pozostała jeszcze prawie godzina, a potem będzie musiał walczyć z
burzową parą. Przeszedł energicznie przez murawę i stanął na środku. Założył
okulary ochronne, umieścił Srebrną Strzałę między kolanami, uchwycił mocniej
trzonek i odbił się energicznie od ziemi. Niemal momentalnie znalazł na
wysokości trybun, a potem wyżej i jeszcze wyżej. Poczuł lekko mroźne powietrze
chłostające mu włosy, więc zniżył się minimalnie, nie mógł się teraz
rozchorować. Latając wokół i korzystając z wolności, którą cenił sobie
najbardziej w świecie, znowu powrócił myślami do swojej ukochanej. Nie rozumiał
jej zachowania. Tyle lat się kłócili, bili słownie o wszystko. W sumie to ona,
on tylko namolnie starał się ją uwieść. Postanowiła teraz spasować, wydawało mu
się, że pochwyciła to. Tak było na imprezie u Anne. Mimo że Lily była pod
wpływem alkoholu, rano wciąż była dla niego naprawdę miła. Pisywał do niej
potem listy, ani słowa odzewu. Nawet kropki, że żyje, a przecież miała go
zaprosić. Chciał, żeby oderwała się myślami od Snape’a. Wiedział jak to
przeżywała. Mówił to jej wzrok za każdym razem jak Smarkerus pojawiał się na
korytarzu. Pełen wyrzutu i bólu. Niejednokrotnie Ślizgon podbiegał i starał się
ją przepraszać, ale ona była nieugięta, co trochę niesprawiedliwie go cieszyło.
Myślał, że to też otworzy jemu drogę, bo nie będzie wroga przy Gryfonce, który
ciągle szeptałby jej do ucha jadowite słowa na jego temat. Jednak nic z tego.
Przekonał się. Nic się nie zmieniło, ona dalej go nienawidzi, a on jest dla
niej niedorozwiniętym dupkiem. Nie zamierzał jednak przestać walczyć, za bardzo
pragnął ją zdobyć. Mógł mieć przecież każdą, więc z nią też na pewno mu się
uda. Tylko trzeba jej poświęcić znacznie więcej jego cennej uwagi. Zleciał
teraz trochę niżej, czas wskazywał, że niedługo przyjdzie drużyna, więc
powinien zjawić się już w szatni. Dotknął miękko ziemię stopami i starał się
pozbyć uciążliwych myśli, które wciąż oplatały go dookoła. Jego zdziwienie było
więc ogromne, kiedy zobaczył charakterystyczną, rudą czuprynę na boisku. Szła w
jego stronę. Nie mógł uwierzyć. Czyżby chciała się zapisać do drużyny? Czy
mógłby mieć takie szczęście?
-
Lily. – powiedział niezdarnie, kiedy znalazła się w zasięgu głosu.
-
Potter? – dziewczyna stanęła wyzywająco, zakładając ręce na krzyż.
-
Chcesz dołączyć do drużyny? – spytał z nadzieją w głosie, przez co skarcił się
w myślach. Nie powinien ciągle pokazywać, że tak bardzo mu zależy.
-
Słucham? Ja? – spytała się zdziwiona i roześmiała się. Ale nie była to pełne
drwiny, tylko rozbawienia. Rogacz stał osłupiały. Teraz to już nic nie
rozumiał. Ona pozostawała po prostu dla niego zbyt wielką zagadką.
-
Nie, James.
„
Powiedziała moje imię” – pomyślał Gryfon. W jego głowie zapaliła się lampka.
Może przemyślała sobie coś? Możliwe, żeby zmieniła jednak zdanie po raz
kolejny?
-
Mam do ciebie prośbę i… tak, mówię serio. Boli mnie to strasznie, ale to ma
wyższy cel.
Lily
wbiła wzrok w ziemię i zakryła twarz włosami. Chłopak z rozbawieniem zauważył,
że dziewczyna wyraźnie jest skrępowana. Wydawała się teraz taka delikatna i
niewinna.
-
A więc o co chodzi? – spytał ze swoim nonszalanckim uśmiechem, stając swobodnie
w szerszym rozkroku.
-
Nie ciesz się tak! To tylko przez wzgląd na moją przyjaciółkę, a twojego
kumpla. – wyrzuciła z siebie jednym tchem – Co on jej zrobił? Wiesz jak ona
wczoraj wyglądała? Wbiegła zaryczana, bełkocząc. Nie była w stanie wydobyć z
siebie słowa. Dopiero po półgodziny chyba opanowała się na tyle, by z grubsza
opisać sytuację.
James
automatycznie spoważniał i po raz kolejny dzisiaj wpadł w natłok myśli. I co
miał jej powiedzieć, a co zachować dla siebie? Jemu też zależało, aby ta chora
wojna wreszcie się zakończyła. Nie chciał jednak ingerować bez pozwolenia Łapy,
ale… pewnie mu za to podziękuje, jak się uda. Poza tym oznaczało to lepszy
kontakt z Lily. Black na pewno zrobiłby to samo.
-
Po prostu rzucił się na McAlistera. Trochę go poniosło.
Evans
spojrzała na niego zszokowana. Tego przyjaciółka jej nie powiedziała.
-
Dlaczego? I co on robił z Dor? Przecież mieli tylko odbyć szlaban.
-
No i chyba odbyli, po prostu pan prefekt był widocznie na tyle miły, że
postanowił ją odprowadzić pod samą wieżę. – James uśmiechnął się znacząco.
Rudowłosa dziewczyna nadal nie dowierzała. Była przekonana, że ta dwójka
najchętniej by się pozabijała. Przecież ciągle skakali sobie do gardeł, jak
mogła zajść taka zmiana? Potter widząc szok na twarzy piegowatej, zaczął się
lekko pod nosem śmiać, dopiero kiedy ta łypnęła na niego groźnie, ucichł
szybko. Jednak nie dane im było dokończyć rozmowę, ponieważ usłyszeli tupot
wielu nóg. Drużyna Gryfonów zbliżała się do boiska, a z nimi pokłócona dwójka.
-
Musimy im pomóc. – wyszeptała jeszcze cicho Lily.
-
Pomożemy, maleńka.
Przez
twarz pani prefekt przeszedł zabójczy grymas, a oczy ciskały błyskawice, ale
mimo widocznej reakcji na to, jak ją nazwał, nie skomentowała tego w żaden
sposób.
-
Dokończymy później, Potter. – zakończyła chłodno i energicznym krokiem kierowała
się ku wyjściu. Po drodze minęła Syriusza, do którego uśmiechnęła się
delikatnie. Na końcu wlokła się przygarbiona Meadowes. Widać było, że dalej nie
pozbierała się po wczorajszym. Ruda podeszła do niej i stanęła naprzeciwko, by
przykuć jej uwagę.
-
Jak się czujesz? – spytała Evans, bojąc się, że jak tego nie zrobi, to
przyjaciółka ją po prostu zignoruje.
-
Słucham? To ty się do mnie odzywasz? I co robiłaś z Jamesem na boisku? –
spytała ponuro i niezbyt uprzejmie, mimo to była ciekawa, co ta dziewczyna robiła
i o czym rozmawiała ze swoim wrogiem.
-
Po prostu… Przemyślałam sobie to, co mi powiedziałaś. I… masz rację. Nie
powinnam go tak traktować, więc postanowiłam, że… dam mu małą szansę. –
skłamała z lekkim trudem. Nie chciała tego robić, ale musiała się jakoś
wytłumaczyć. Zresztą faktycznie miała zamiar, kiedyś jej słowa przetrawić. Było
to nieco nie fair wobec przyjaciółki, ale nie potrafiła postępować inaczej,
kiedy w grę wchodziło bliższe zaistnienie Pottera w jej życiu.
*
Syriusz
był dzisiaj w lepszej formie niż kiedykolwiek ostatnio. Nadzieja, której się
uchwycił, trzymała go w ryzach cały dzień. Zachowywał się jak gdyby nigdy nic
się nie wydarzyło, przez co nieświadomie doprowadzał swoją dziewczynę do szału.
Tak jak on bez trudu bronił każdą bramkę, fenomenie oddawał piłkę swojej
drużynie, tak Dorcas ciągle puszczała piłki, nie trafiała w pętle. Słyszała
krzyk Pottera, który każe jej się skupić, przywołać się do porządku. Kazał jej
grać, a nie latać na zabawkowej miotełce. Krew coraz bardziej jej buzowała ze
stresu i nerwów, przez co szło jej coraz gorzej. W końcu w totalnej furii
podleciała do jednej z trzech pętli, chcąc w końcu wbić gola, ale oczywiście
zaraz przy niej zjawił się Black. Nie myśląc wiele uderzyła go łokciem w bok i
w końcu wyładowując swoją złość, przełożyła piłkę przez dziurę. Od razu jednak
usłyszała przeszywający gwizd.
-
FAUL!!! – wydarł się wściekły Black – Co ty wyprawiasz, Meadowes?!
-
Strzelam gola jakbyś nie zauważył, pacanie! – również krzyknęła do niego, nie
mając zamiaru ani trochę się hamować.
-
Chcąc mnie zwalić z miotły? Piękne i uczciwe zagranie. Jestem doprawdy dumny z
mojej kochanej dziewczyny. – odparował zgryźliwie.
-
Słyszałeś może kiedyś, że cel uświęca środki? Jestem pewna, że tak, bo ty sam
nie liczysz się z tym czy grasz ze mną fair!!! – krzyknęła jeszcze głośniej, a
oczy się zaszkliły delikatnie.
-
O czym ty teraz mówisz? – spytał Syriusz kompletnie załamany. Chciał z nią
porozmawiać, a nie po raz kolejny się kłócić o byle co.
-
Nie udawaj, że nie wiesz! Wielki pan Black musi pokazać wszystkim, że jego
dziewczyna jest nietykalna, ale on sam może sypiać z innymi!
-
Słucham? Chyba czegoś się nawdychałaś na eliksirach, Dor. Z kim się przespałem?
Z Jamesem czy z Glizdkiem? Oświeć mnie może w końcu!
-
Nie udawaj, że nie wiesz. – zapadła między nimi cisza po tym zdaniu. Syriusz
patrzyła na nią wyzywająco, czekając na to, co ona dalej powie. – Niedobrze mi
jak na ciebie patrzę.
Dziewczyna
odwróciła się i szeleszcząc szatami zeszła energicznie z boiska. Black niewiele
myśląc, pobiegł za nią. Nie mógł teraz tak tego zostawić, powiedział, że jej
nie straci, więc tak też się nie stanie. Po prostu musi jednak trochę bardziej
się postarać.
-
Dorcas! – krzyknął za nią raz, potem drugi, a ona dalej szła. W końcu chłopak
zdesperowany użył zaklęcia spowalniającego i szybko ją dogonił, zanim czar
minął. Złapał ją za oba nadgarstki, by ta mu się nie wymknęła.
-
Zostaw mnie! – krzyknęła, próbując się uwolnić.
-
Wytłumacz mi! – nakazał Łapa, używając tego samego tonu. Żarty się skończyły,
oboje to czuli. Ten moment miał zdecydować, jak dalej potoczy się ich relacja.
Zapadła niepokojąca cisza. Słychać było tylko ich przyspieszone oddechy i
delikatny szelest liści pobliskiego drzewa.
-
To koniec, Syriusz. – powiedziała, po czym nie bardzo wiedząc, co zrobić z
wzrokiem, spuściła głowę w dół. Wiedziała, że nadal go kocha, ale nie potrafiła
z nim być. Ciągłe sprzeczki i sceny zazdrości z obu stron doprowadzały ją do
szału. Czuła przez chwilę, że popełnia błąd, ale szybko stłumiła to uczucie i
postanowiła, że musi być słowna. Skoro już to powiedziała, to nie może nagle
uznać, że to był tylko żart. Nawet jeśli bardzo tego pragnęła. Żadnego słowa.
Dlaczego on nic nie mówi? Powinien krzyczeć, szarpnąć nią, pytać. Czemu milczy?
Po chwili powoli poluźnił uchwyt na jej nadgarstkach. Jedną rękę podniósł do
jej twarzy i chwycił za podbródek.
-
Spójrz mi w oczy. – poprosił cicho. Ten ton ścisnął dziewczynie serce. Czuła w
tej chrypie tyle bólu. Tym bardziej obawiała się spełnić jego prośbę. W końcu
jednak usłuchała i spojrzała w te ciepłe, stalowoszare tęczówki. Serce jej
pękło. Syriusz nie płakał, jednak po raz pierwszy dostrzegła tak ból i pustkę w
jego spojrzeniu. Było takie obce, inne od tego radosnego i figlarnego błysku,
który codziennie mu towarzyszył, gdy na nią patrzył. Popatrzeli sobie chwilę w
oczy.
-
Jesteś pewna? – zapytał cicho chłopak. Tak bardzo pragnął, by zaprzeczyła.
Jednak ta kiwnęła pewnie i niezachwianie głową. Westchnął ciężko. Wiedział, że
da za wygraną, nie chciał jej do niczego zmuszać, nie potrafił. Właśnie
zrozumiał jak bardzo ją kochał, ale przegrał z innym, po raz kolejny. Pochylił
się nad dziewczyną i złożył na jej czole czuły pocałunek. Ostatni, jaki chciał
jej podarować. Tak ją pożegnał, po czym spojrzał na nią ostatni raz, odwrócił
się z trudem i odszedł szybko, chcąc znaleźć się z dala od wszystkich i od
wszystkiego. Meadowes patrzyła, jak jej ukochany odchodzi. Właśnie uświadomiła
sobie, że ona naprawdę go straciła i to z jej winy. Tylko dlaczego dotarło to
do niej w chwili, kiedy jest za późno? Nie była w stanie kontrolować dłużej
żalu, który się uzbierał. Łzy obficie wylewały się z jej oczu i kapały na
szkarłatną szatę Gryffindoru. Kucnęła przy drzewie, które jako jedyne było
świadkiem tej sceny i tam postanowiła pozostawić swój ból.
*
Peter
siedział owinięty w koc. Nogi zwisały mu leniwie z mostka kilka centymetrów nad
wodą. Znajdował się tam prawie od godziny i zdążył już trochę zmarznąć. Był co
prawda dopiero początek października, ale wiał przeraźliwie zimny wiatr, a
słońce nie raczyło już zbyt często uczniów swoimi promieniami. W dodatku woda
podwójnie wzmagała panujący chłód i
przyprawiała Pettigrewa o gęsią skórkę. Spojrzał w szare niebo, emanujące takim
smutkiem, że sam na chwilę poczuł się tym przytłoczony. Zasnute ono było
ogromnymi chmurami, które nie odsłaniały nawet fragmentu czystego sklepienia.
Zniechęcony tą przykrą monotonią zrezygnował z zadzierania głowy i obserwował
wodę, machając raz po raz swoimi krótkimi nóżkami. Niecierpliwił się i martwił.
Spodziewał się, że będzie punktualnie. Tyle czasu nie mogli się widywać, a
teraz pewnie ich spotkanie nie dojdzie do skutku. Wstał powoli, chcąc jeszcze
jak najdalej odwlec chwilę rezygnacji. Westchnął, policzył liście leżące na
deskach i w końcu ruszył ku błoniom. Nie posiadał się z radości, kiedy
zobaczył, że w jego kierunku idzie najpiękniejsza, niebieskooka blondynka w całym Hogwarcie. Podbiegł do niej, nie
mogąc się doczekać, kiedy w końcu będzie mógł znowu pokazać jej, jak bardzo ją
kocha i jak wiernie jest jej oddany. Ciągle czekał. Nie robił jej wyrzutów, że
nie miała dla niego ostatnio czasu. Wiedział, że musi się uczyć. Nie wiedział
niestety o tym, że ona wcale nie spędzała tego czasu nad książkami.
-
Witaj, kochanie – pocałował ją delikatnie w usta, a dziewczyna oddała pocałunek
– Wreszcie razem. – uśmiechnął się na całą szerokość warg. Był naprawdę
ogromnie szczęśliwy. Nie myślał, że aż tak się za nią stęsknił.
-
Zimno tu trochę, nie sądzisz? Może chodźmy do środka. – zaproponowała swoim
przymilnym głosem. Peter spojrzał na nią, a potem na koc, który specjalnie
wziął i westchnął. Zawsze jej ulegał, nie potrafił sprzeciwić się żadnej jej
prośbie.
-
Dobrze, skoro tak dla ciebie będzie lepiej, to jak najbardziej.
Obejmując
ja w talii, poprowadził w stronę ogromnych drzwi wejściowych.
*
Korytarze
były opustoszałe, nikt się po nich nie kręcił poza prefektami. Cisza zalegała w
większej części zamku, a znaczna część uczniów uklepywała sobie właśnie
poduszki do snu. Można się jednak domyślić, że nie wszyscy przestrzegali
zalecanej, wręcz nakazywanej ciszy nocnej.
-
Cicho, chłopaki. – prowadził przyjaciół pan Potter. Wszyscy trzej, on, Remus i
Peter ściskali się właśnie skrzętnie pod peleryną-niewidką. Nie chcieli by ktoś
zobaczył same stopy biegające po posadzce. Syriusza z nimi nie było, nigdzie
nie mogli go znaleźć. James czuł się wystawiony przez kumpla, ale nie mógł
przez to zmarnować tak doskonałej okazji. Lupin trzymał w ręku najcenniejszy
produkt ich własnej roboty, Mapę Huncwotów i przyświecał sobie różdżką
poszukiwaniu kropek, których należy unikać.
-
W lewo chłopaki – poinstruował – Na wschód od nas grasuje panna Evans.
Skręcili
zgodnie ze wskazówkami i wylądowali w ślepym zaułku. Oczywiście na pierwszy
rzut oka. Stały tam blisko siebie dwie zbroje. Peter wypowiedział pod nosem
zaklęcie „depulso”, a rycerska postać posłusznie przesunęła się w bok,
odsłaniając wąskie przejście pełne pajęczyn i innych robaków, uciekających
przez niechcianymi intruzami. Szli coraz szybciej, przemierzając krętą ścieżkę,
chcąc jak najszybciej być już na miejscu.
-
Powoli, teraz czekamy. Filch na dziesiątej – informował Lupin. Był do tego
wręcz idealny. Nikt nie był tak spostrzegawczy jak ich wilczek. Stali więc
cierpliwie, nie chcąc tak szybko wpaść w łapy popularnego woźnego i jego kotki.
Po kilku minutach mogli w końcu opuścić duszny korytarz i wyjść naprzeciw
wejścia do domu głównego Slytherinu. Glizdogon kilka dni temu w postaci
szczura, podsłuchał hasło ich i zapisał je na kartce, którą teraz podał
Jamesowi. Ten ją rozwinął i cicho odczytał.
-
Serpens, occulte mordens*.
Nie
miał pojęcia co to znaczy, ale też nie ciekawiło go to specjalnie. Przez drzwi
przebiegł magiczny wąż, który stopniowo rozsuwał drzwi u tworzył przejście dla
domowników. Huncowci nadal schowani pod peleryną weszli do środka i rozejrzeli
się wokół siebie. Pierwszy raz byli w innym domu niż swój.
-
Kto tam jest?
Usłyszeli
czyjś głos skierowany w ich stronę, przez co automatycznie skulili się pod
ścianą, nie mogli pozwolić, by ich przyłapano.
-
Co jest, Greg? – spytał inny głos.
-
Drzwi się same otworzyły. Nikt przez nie nie przeszedł.
Chłopacy
usłyszeli rubaszny śmiech pełen szyderstwa.
-
Chyba ktoś za dużo się naczytał o duchach. Mały Greguś zesikał się w majtki? –
podśmiewywał się dalej kolega, przez co dostał burę od niezadowolonego
Ślizgona, który zaobserwował to dziwaczne zjawisko. Po chwili oba głosy
ucichły. Dało się słyszeć tylko ogólny szum pobytu mieszkańców. Ukryta trójka
sunęła bezszelestnie wzdłuż ściany, przy której się skryli. Po dwóch zakrętach
dotarli do pokoju wspólnego, który cały urządzony był w barwach zieleni i
srebra. Na ścianach wisiały herby przedstawiające węża, a nad głównym kominkiem
wisiał ogromny portret Salazara Slytherina, którego pochodzenie i przekonania
Ślizgoni wręcz adorowali.
-
Gotowi? – szepnął Rogacz – Na trzy.
Między
nimi nastała pełna napięcia cisza. Każdy z nich ściskał w gotowości, w ręku
małą paczuszkę, a Peter niósł worek z zapasem.
-
Raz…
Mocniejszy
ucisk palców na woreczkach.
-
Dwa…
Kucnięcie
za filarem dzielącym wejście do pokoju na dwa i delikatne uniesienie peleryny.
-
Trzy!
Przygotowane
przedmioty poszybowały idealnym łukiem na środek Sali. Po zetknięciu się z
podłogą pękały, a ze środka wylatywała cała chmara skrzydlatych robaczków. Były
to zebrane w cieplarniach i kanałach trutniowce krwiopijce. Jęcząca Marta
podsunęła im ostatnio ten pomysł, kiedy to uskarżała się, że od zeszłego
miesiąca wzrosła ich liczba w jej odpływach, więc chłopacy zdecydowali się
wyświadczyć jej przysługę i trochę ich zebrać. Użyli najpierw na sobie zaklęcia
tłumiącego zapach, ponieważ tym te insekty się kierowały. Ukrywając go
uchronili się przed pogryzieniami i małą utratą kwi. Jednak Ślizgoni nawet
przez chwilę o tym nie pomyśleli. Biegali po całym pokoju wspólnym, chowali się
za fotele, pod stół, skakali jeden przez drugiego. Niektórzy uciekali do
dormitoriów, inni w desperacji wybiegali ze swojego domu i biegali przerażeni
po korytarzach, odganiając od siebie uparte owady. James kulał się po ziemi ze
śmiechu. Remus najpierw patrzał na całą sytuację z całkowitą powagą, jednak
długo nie wytrzymał i sam w końcu parsknął śmiechem i dołączył do Pottera.
Peter już od początku zaśmiewał się cicho z całej sytuacji, jednak teraz jego
głos okazale niósł się po Sali ponad przerażonymi krzykami uczniów Slytherinu.
Huncwoci chcąc nie chcąc musieli po chwili zacząć się wycofywać, ponieważ
zjawił się ich prefekt, ale na odchodne Rogacz dorzucił im jeszcze jedną
paczkę. Nie chciał zmarnować wszystkich, zawsze mogły przydać się jeszcze na inną
okazje. Wychodząc z lochów zdjęli z siebie pelerynę, bali się, że poduszą się
pod nią, ponieważ ciągle mieli niemałe problemy, by zapanować nad śmiechem. Co
chwilę przebiegał jeszcze wzdłuż korytarzy przestraszony uczeń, goniony przez
krwiopijczego owada. Sprawiało to, że za każdym razem na nowo wybuchali gromkim
rechotem. Nagle zza rogu w szlafroku w kolorowe sowy, wybiegła rozwścieczona
Minerwa McGonagall. Jej wzrok od razu padł na trójkę Huncwotów.
-
Potter, Black, Lupin, Pettigrew, szlaban! Całe dwa tygodnie co wieczór i nie
obchodzi mnie, że nie macie terminów.
-
Ale pani profesor – zaczął szybko James – Syriusza z nami nie ma.
-
Nie obronisz go Potter. – ucięła rozmowę opiekunka i pozostawiła zszokowanych,
ale zadowolonych Gryfonów. Mimo wizji następnej serii szlabanów nic nie było w
stanie zepsuć im widoku Ślizgonów, którzy boją się małych much, którzy szczycą
się największa mądrością i zdolnością magiczną. Już od dawna wiedzieli, że nie
ma w tym nawet ziarnka prawdy, ale teraz po raz kolejny się w tym utwierdzili.
James, między ogólną radością, zastanawiał się ciągle, gdzie podział się Łapa.
Tyle czasu planowali razem ten kawał, ustalili, że zrobią to dzisiaj, a jego
nigdzie nie ma. Nie wiedział, czy jest bardziej zły, czy zawiedziony. Miał
tylko nadzieję, że jego kumpel miał dobry powód, by tak ich wszystkich
wystawić.
*
*
Wąż skrycie kąsający
,,[...] mam nadzieję, że zaakceptujecie nasz wybór''. Pff dobre sobie! To znaczy wiedziałam, że to by było zbyt piękne no ale błagam! Tyle się naczekałam na to żeby byli razem :/ No ale trudno... Liczę, że spikniecie jeszcze Łapkę i Dorcas.
OdpowiedzUsuńTak poza tym rozdział był OK :)
I może to jest podłe z mojej strony i jestem uprzedzona przez to co zrobi w przyszłości, ale wprost nie mogę się doczekać co zrobicie z Peterem i Kate :D muahahahaha oby go zraniło za to co zrobi! Ale z drugiej strony myślę, że w ten sposób zacznie kiełkować w nim złoo. To tylko takie małe przeczucie ale jakiś związek musi być, nie?
Rogaś z Rudą kombinują. Yay! nie mogę się doczekać co z tego wyniknie :D
MACIE MI ICH (Dorcas i Syriusza) NAPRAWIĆ!
No i na koniec tradycyjna formułka:
Wprost nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Ale tak na serio ;)
Na Merlina! W końcu jestem pierwsza XD
UsuńDroga Mrs. Black!
UsuńNiestety musiałyśmy zakończyć związek Dorcas i Syriusza, a przynajmniej tak sobie założyłyśmy. Czy kiedyś ich naprawimy? To całkiem możliwe, ale na razie para razem nie będzie.
Co do Petera - też go nie lubimy i pisanie o nim sprawia nam niemal ból. Możemy Cię jednak zapewnić, że Glizdek doczeka kiedyś dnia, kiedy spotka go nieszczęście. Wszystko w swoim czasie.
Pozdrawiamy i dziękujemy za komentarz! :)
~ Ł&R
Cześć :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, pomysł z zerwaniem Syriusza i Dorcas był bardzo dobry - po pierwsze, Syriusz od dawna zachowywał się paskudnie i wcześniej czy później Dorcas musiała spotkać kogoś, kto przynajmniej będzie ją szanował. A że zaczęli zbliżać się z Danielem, który okazał się świetnym chłopakiem, to cóż. Po drugie, brak związku między Syriuszem a Dorcas to wątek oryginalny, w końcu ile można czytać o ich romansach ;) Cała sytuacja wyszła bardzo naturalnie, życiowo i oryginalnie, więc moim zdaniem same plusy i nie zmieniajcie zdania :)
Ach, ta kłamczucha Evans. Mam nadzieję, że jednak zbliżą się z Jamesem, chociaż wiadomo - nic od razu.
No, no, Huncwoci w Pokoju Wspólnym Ślizgonów - to nie mogło skończyć się dobrze. Numer zabawny, robaczki spełniły swoje zadanie. Syriusz przy okazji zarobił szlaban, chociaż nie wiadomo, gdzie się podziewa... Może wspólne pucowanie kibli albo coś w tym stylu poprawi mu humor :)
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Kochana Eskaryno,
Usuńteż jesteśmy zadowolone z tego, że tak poprowadziłyśmy wątek Syriusza i Dor. Chociaż obie uwielbiamy tę parę i było nam trochę żal to robić, uznałyśmy, że nie może być zbyt pięknie. :)
Jeżeli chodzi o Evans i Pottera, to ich relacja faktycznie trochę się ustabilizuje. Lily spuści z tonu i przestanie widzieć w każdym ruchu Pottera podstęp. Do przyjaźni jeszcze długa droga, ale chyba w końcu na nią wkroczą. Zobaczymy, co wyjdzie. ;)
Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy!
~ Ł&R
Niee!! Czemu oni zerwali ;( Mam nadzieje, że wrócą do siebie (oczywiście nie od razu, ale po jakimś czasie...) Kocham Doriusza <3 Lily! Ty kłamczucho! Kiedy Lilka przekona się do Jamesa? Huncwoci jak zwykle mistrzostwo ;D Tylko gdzie jest do jasnej cholery Syriusz? Mam nadzieję, że nie u tej głupiej ELLIE! Och! Niech ona się tyko do niego zbliży, a obiecuję, że odrąbie jej rączki. Nienawidzę babki. Dobra muszę się przestać denerwować.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta;**
Pozdrawiam i życzę wam byście utopiły się w morzu weny! ;*
Expecto
Expecto,
Usuńtak postanowiłyśmy poprowadzić ten wątek i tak został poprowadzony. Być może Dorcas i Syriusz jeszcze kiedyś będą razem, na razie niestety nie jest im to pisane.
Co do Ellie, nie ma się co nią złościć. Raczej nie odegra już bardziej znaczącej roli w życiu Syriusza.
Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy! :)
~ Ł&R
Popłakałam się. Typowa tragiczna miłość. Splot nieszczęśliwych wydarzeń... Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. Życzę weny i pozdrawiam ~Dorcas
OdpowiedzUsuńDroga Dorcas,
Usuńszczerze powiedziawszy najbardziej obawiałyśmy się Twojej reakcji, bo wiemy, jak bardzo kochasz Syriusza i Dor. Nie spodziewałyśmy się jednak, że doprowadzimy Cię do łez. Chyba powinniśmy przeprosić. Wybacz. Masz rację, o rozstaniu rzeczywiście zadecydował splot nieszczęśliwych zdarzeń, a nasza para po prostu się wśród nich pogubiła. Niestety.
Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy! :)
~ Ł&R
Kochane Dziewczyny,
OdpowiedzUsuńna wstępie muszę was naprawdę bardzo przeprosić, że mam u was takie zaległości. Mam nadzieję, że jakoś mi to wybaczycie, ale ostatnie miesiące są dla mnie tak zabiegane, że wolnego czasu mam dziennie z dwie godziny, bo wychodzę o 7, wracam o 20 i nie wiem, za co się zabrać. Dodatkowo świadomość tego, że zawaliłam i mam u was zaległości w czterech rozdziałach trochę mnie przytłaczała, ale jakoś się w końcu zebrałam.
Zacznę od Dorcas i tego całego prefekta. Nie wiem dlaczego, ale czytając o ich "spotkaniu" we wcześniejszym rozdziale przyszło mi do głowy, że Puchon będzie miał jakiś większy udział w życiu Dorcas. Nie rozumem ludzi, którzy wrzaskami i niemiłym zachowaniem wobec siebie próbują okazać swoją "wyższość". Z drugiej strony każdy jest człowiekiem i nie zawsze może sobie radzić w każdej sytuacji, nie zawsze jest w stanie się do niej dopasować. W sumie przyznam szczerze, że jakoś nie rozpaczam nad tym, że Dorcas zerwała z Syriuszem. Uważam, że ta decyzja nie była przemyślana, a podjęta pod wpływem chwili. Moim zdaniem James sobie zażartował, Black nie wyjaśnił, a Meadowes nie chciała słuchać żadnych wyjaśnień i zostało niedomówienie i domysły, niczym niepotwierdzone ani nie zaprzeczone. Jestem tylko wściekła na Blacka, stwierdził, iż Dor sama do niego przyleci i on nie musi nic robić. Możliwe, że jeszcze połączycie tą dwójkę, ale jeśli odejdziecie od kanonu i tego nie zrobicie, też będzie super. Ja sama z tego zrezygnowałam. Jedyną rzecz, której nie chciałabym, żeby miała miejsce, to żeby Syriusz pomyślał, że Dorcas zerwała z nim przez tego Puchona. Sam nie zachował się najlepiej, ale powinni zafundować sobie chociaż rozmowę wyjaśniającą.
Nie wiem, co sądzić o prefekcie. Jakoś mi na razie do gustu nie przypadł i mam tylko nadzieję, że nie będzie kandydatem dla Meadowes. Co więcej, za szlaban z pająkami osobiście rzuciłabym w niego jakimś zaklęciem, bo dla mnie pająki sprowadzają się już do paranoi, więc współczuję Dorcas.
Lily zaczyna kombinować z Jamesem. To jest ciekawe, szczególnie, że jest szansa na to, iż Evans w końcu zastanowi się nad swoim zachowaniem i przestanie miewać niczym nieuzasadnione humory względem Rogacza, który swoją drogą jest zdezorientowany. Nie wiem tylko, co wyniknie z tej ich intrygi teraz, kiedy ich przyjaciele już ze sobą zerwali. Ciekawi mnie również, czy Evans dołączy do drużyny.
Co do Petera to nie będę tego komentować, bo nie dość, że jest moją najbardziej znienawidzoną postacią, to wcale nie jest mi go żal, że Kate go wykorzystuje. Bardziej mnie to obrzydza. Nie mogę się już doczekać, kiedy cała akcja się rozwiąże.
Kawał chłopaków jak zwykle na poziomie. Mogę sobie tylko wyobrażać miny i zachowanie Ślizgonów. Jestem ciekawa, co na niezasłużony szlaban powie Black, kiedy się o nim dowie. Myślę, że go nie ominie, mimo, iż nic nie zrobił.
Pozdrawiam i lecę dalej.
Luthien
Kochana Luthien,
Usuńnie masz za co przepraszać. Same nie mamy na nic czasu i wiecznie mamy zaległości u wszystkich.
Prefekt rzeczywiście będzie próbował zbliżyć się do Dorcas, więc jego wątek będzie dość obszerny. Co z tego wyniknie, to się okaże. W każdym razie Dan nie da o sobie tak łatwo zapomnieć.
Masz też rację co do rozpadu związku Syriusza i Dorcas. James palnął coś głupiego w żartach, Łapa jakoś za bardzo się tym nie przejął, bo wiedział, że kumpel żartuje, natomiast Meadowes potraktowała wszystko bardzo dosłownie, dorobiła do tego własną teorię i zaczęły się wzajemne oskarżenia.
Lily faktycznie trochę się ogarnie i przestanie krzyczeć na Jamesa tylko dlatego, że ten oddycha czy w ogóle istnieje. Ich relacja trochę się ustabilizuje i zaczną ze sobą normalnie rozmawiać, ale o przyjaźni jeszcze nie można w tym wypadku mówić.
Też nie lubimy Petera i mamy go dość, ale jeszcze przez jakiś pociągniemy ten wątek. Wszystko się jeszcze skończy i Peter dostanie za swoje.
Pozdrawiamy serdecznie!
~ Ł&R
Zapraszam na rozdział 58 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/10/rozdzia-58-slizgoni-vs-gryfoni.html
OdpowiedzUsuńKochane, przeczytałam wcześniej, ale dopiero teraz mam czas tu coś napisać. Rozdział ciekawy i mam mały mętlik w głowie. Z jednej strony od niedawna nie przepadam za Dorcas, ale chcę, żeby Syriusz był szczęśliwy. Mam nadzieję, że nie brzmi to aż tak głupio xD. Myślę, że w tym związku oboje popełnili wiele błędów. Nie pasuje mi tutaj tylko, aż tak wielki wybuch złości Łapy, kiedy zobaczył Dor z innym. Ale to pewnie przez to, że w mojej wyobraźni jest troszkę inny.... Za to sceną po treningu byłam zachwycona! ♥
OdpowiedzUsuńKawał jak zwykle obmyślany i pomysłowy. Nwm jak wy wymyślacie te wszystkie ich akcje...
Życzę wam natłoku pomysłów i morza weny. Czekam na następny rozdział.
Zapraszam na rozdział 59 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/10/rozdzia-59-nieoczekiwany-zwrot-akcji.html
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że jak jak już piszecie coś przed notką to będzie się działo. No cóż... nic nie może przecież wiecznie trwać, prawda? A zwłaszcza związek dwójki nastolatków, tym bardziej upartych i nieco przerośniętym ego, to do Blacka. W sumie jakoś im specjalnie nie kibicowałam, a już na pewno nie tak jak Lily i Jamesowi, więc każdy Was pomysł w stosunku do tej dwójki jest akceptowalny:) Mam wrażenie, że Prefekt Puchonów namiesza w życiu naszej Dorcas.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem idei mieszania się w życie przyjaciół. Skoro nie chcą być razem, to nie. Nikt ich na siłę nie ożeni. Może to być sposób na zawiązanie bliższych relacji miedzy Evans a Potter, no co po cichu liczę:)
Kawał genialny:) Ślizgonów mi absolutnie nie szkoda! Natomiast przykro mi co Kate wyprawia z Peterem, chłopak się coraz bardziej zadurza a ona się nim bawi. Nie lubię go, ale to chyba za wiele na jego i tak niedowartościowane serce.
Pozdrawiam Was i niecierpliwie czekam na nowość:)
Rogata
Kochane dziewczyny
OdpowiedzUsuńJak zawsze w formie, a ja jak zawsze spóźniona. Wierzę, że mi to wybaczycie.
Szkoda trochę tego związku Dorcas i Syriusza, ale myślę, że oni oboje nie dorośli do tego żeby być razem. Gdyby było inaczej to rozmawialiby ze sobą, kłócili się, wyjaśniali razem o co są źli i po prostu trwaliby nadal w związku.Tu jednak nic z tego nie wyszło, co jest przykre. Prawdopodobnie zeszli się ze sobą za szybko. Ciekawi mnie, czy spróbują jeszcze dać sobie szansę kiedyś w przyszłości, czy to raczej definitywny koniec? Czy będą "drzeć ze sobą koty" czy raczej po jakimś czasie ich relacje będą względne?
Peter i jego naiwność wręcz powala. Kiedy ten gamoń zorientuje się, że dziewczyna, która tak ubóstwia najzwyczajniej w świecie ma go głęboko w czterech literach?
Kawał chłopców cudny. Tylko Łapy trochę żal, bo nie uczestniczył w całym wydarzeniu, a karę i tak musi ponieść. Ja osobiście bym się wściekła na chłopaków, bo nie ma nic gorszego niż oberwanie za coś czego się nie zrobiło.
Pozdrawiam serdecznie
Wasza Em
Bardzo fajny blog i cudowny rozdział! Napisałabym komentarz wcześniej, ale jak jest dużo rozdziałów to czytam wszystkie i zostawiam komentarz pod ostatnim i pod każdym nowym. Ja też prowadzę bloga. Na razie ma tylko cztery rozdziały i nie jest tak dobry jak wasz. Kiedy kolejny rozdział, bo z tego, co widzę ostatni był jakieś dwa i pół tygodnia temu! Mam nadzieję, że Dor i Syriusz do siebie wrócą, a Lily w końcu da Jamesowi szansę i umówi się z nim na randkę, ale będą się wcześniej dużo kłócić. Szkoda mi biednego Glizdka oraz mam nadzieję, że przez przypadek zobaczy na Mapie ją, całującą się z jakimś Ślizgonem, a gdy on powie jej, o tym, co widział ta go wyśmieje.
OdpowiedzUsuńCo powiecie na wymianę linków? Ja już was dodaję, ale jeśli macie coś przeciwko temu to napiszcie mi w komentarzu. Dacie mi jakieś rady, co do bloga? Możecie krytykować tylko wyjaśnijcie wtedy, co jest źle, a ja to poprawie!
Pozdrawiam i życzę weny.
Czarna Dama
z bloga
http://hp-ksiezniczka-ciemnosci.blogspot.com/
Zapraszam na rozdział 60 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/10/rozdzia-60-swieta.html
OdpowiedzUsuńJako wasza fanka nominuję was na moim blogu http://hp-ksiezniczka-ciemnosci.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 61 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/11/rozdzia-61-koniec-roku-1977.html
OdpowiedzUsuńKochane dziewczyny,
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że znowu przychodzę spóźniona, ale cierpię na całkowity brak czasu. Udało mi się teraz znaleźć wolną chwilkę, żeby przeczytać nowe rozdziały u Was :)
Więc zacznę może od początku:
Bardzo spodobała mi się relacja Dorcas i Daniela i z chęcią widziałabym ich jako parę. Są naprawdę uroczy, mam nadzieję, że coś pomiędzy nimi zaiskrzy. Zaskoczyła mnie gwałtowna reakcja Syriusza i jego zaborcze zachowanie wobec Dor. Jeśli naprawdę mu na niej zależało, okazywał to w zły sposób, bo traktował ją, jakby należała do niego. Dobrze, że Dorcas i Huncwoci powstrzymali go od rzucenia się na Daniela, bo mogło być jeszcze bardziej nieprzyjemnie.
Rozmowa Lily z Jamesem mnie urzekła. Mam nadzieję, że Evans da mu tę "małą szansę" i jakoś się do niego zbliży, kiedy będą próbowali pomóc Dor i Syriuszowi (o ile będą).
Potem ten trening i ich kłótnia. I w końcu zerwanie. Bardzo szkoda mi Łapy, bo widać, że to mocno przeżył. To było takie smutne. :'(
Szkoda mi też Petera, bo jest ślepo zapatrzony w swoją dziewczynę i nawet się nie spodziewa, że ona nie ma co do niego dobrych zamiarów.
I tutaj kończą się smutki, bo żart Huncwotów osłodził ten rozdział. To było bardzo pomysłowe, wyobrażam sobie Ślizgonów, uciekających przed tymi muszkami, czy co to tam było. Musiało to wyglądać komicznie. Rozbawiła mnie też McGonagall, która odruchowo wlepiła szlaban całej czwórce, chociaż Syriusza z nimi nie było. Pewnie się chłopak zdziwi, kiedy się o tym dowie :)
Pozdrawiam gorąco i biegnę czytać kolejny rozdział.
Całusy,
Optimist
Szkoda, że się rozstali :/ Mocno im kibicuję na przyszłość.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Lily potrafi być miła dla Jamesa, jeśli w grę wchodzi szczeście jej przyjaciółki. Mam nadzieję, że uda im się coś zdziałać, żeby do siebie wrócili.
Łapa ma przekichane, nawet jak go nie było na miejscu zbrodni, to i tak obrywa :D
Wybaczcie, ze tak krotko, ale trochę mi się spieszy i nie komentuję już na bieżąco, tylko szybko czytam i co ważniejsze piszę. :)
Buziaki! :*