Pozdrawiamy z Podolanów. Przepraszamy, że wciąż mamy zaległości na Waszych blogach, ale przeprowadzka i masa rzeczy do załatwienia w związku ze studiami nas przytłacza. Staramy się jak możemy. Łapa bardzo chciała pochwalić się informacją, że od dzisiaj jej nową miłością jet biofizyka, a w szczególności schematy laserów. Już nie może doczekać się kolejnych zajęć. :|
Rozdział dedykujemy Oli, która jest autorką 400. komentarza na naszym blogu. Jesteście wielcy. Teraz zapraszamy już do lektury. Mamy nadzieję, że Was zadowolimy. :)
Lily
siedziała wsparta na łokciach i spoglądała przez wielkie okno
wychodzące na jezioro. Nadszedł w końcu ten moment, kiedy Evans
zaczynała żałować, że zdeklarowała chęć kontynuowania nauki
historii magii. Wśród wszystkich szkolnych przedmiotów, nie było
tak nudnej lekcji, jaką były wykłady Binnsa. Ruda zastanawiała
się, co ją podkusiło, aby dalej studiować pokręconą
czarodziejską historię. Pamiętała, że nienawidziła tego
przedmiotu już wtedy, kiedy jako mała dziewczynka chodziła do
mugolskiej szkoły. Więc dlaczego teraz miałaby ją polubić? Pani
prefekt doszła w końcu do wniosku, że wcale nie chodzi o to czy
dany przedmiot ją pociąga, czy nie. Ważne, że poszerza jej
horyzonty. Tak, Lily Evans była osobą niesamowicie ambitną i
zawsze, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja, musiała zaspokoić
swoje aspiracje. Tak było i tym razem. Ruda dowaliła sobie
dodatkowy przedmiot, który i tak nie miał jej się przydać w
przyszłości, tylko po to, by udowodnić samej sobie, że może
więcej. Nieważne, że przez to zawali pewnie niejedną noc, pisząc
nudne wypracowania o przyczynach powstań goblinów. Ważne, że
zdobywa dodatkową wiedzę. Znudzona skupiła swój wzrok na wielkiej
kałamarnicy, która wyciągała swe macki ku słonecznym promieniom.
Lily pomyślała, że chciałaby być na miejscu tego magicznego
stworzenia. O wiele bardziej wolałaby się wygrzewać na słońcu
niż siedzieć w dusznej i nieco zatęchłej sali.
Rozmyślania
dziewczyny przerwała papierowa kulka, która właśnie uderzyła ją
w głowę. Wyrwana z letargu Evans rozejrzała się po sali w
poszukiwaniu adresata owej „przesyłki”. Jej wzrok od razu
powędrował na Pottera, była przekonana, że ten irytujący
okularnik znów podrzuca jej liściki z tak dobrze znanym wszystkim
pytaniem – Evans, umówisz się ze mną? Chłopak jednak wyjątkowo
nie zwracał na nią uwagi. Razem z siedzącym obok Blackiem oglądali
coś, co James trzymał na kolanach pod ławką. Obaj Huncwoci
wyglądali, jakby używali całej siły woli do tego, aby się nie
roześmiać. Ruda pomyślała, że pewnie jak co roku planują jakiś
dowcip, którego ofiarami zostaną biedni i zagubieni pierwszoroczni.
Lily pomyślała, że wiele by dała za to, aby chociaż raz
powstrzymać ich głupotę i ocalić od kawału niewinnych kolegów z
klas pierwszych, ale wiedziała, że nikt, nawet sama McGonagall, nie
ma takiej mocy, aby powstrzymać huncwockie zapędy chłopaków.
Kiedy się nad tym zastanawiała, Black podniósł głowę do góry i
zorientował się, że Evans ich obserwuje. Klepnął w ramię
Rogacza. Kiedy chłopak spostrzegł, że jego ukochana patrzy na
niego, wyszczerzył zęby w uśmiechu, automatycznie poczochrał
włosy i puścił do niej oko. Evans jednak nie odpowiedziała mu
podobnym aktem sympatii. Przeciwnie, na jej twarzy widocznie malowało
się poirytowanie. Odwróciła wzrok i znów rozglądała się po
klasie w poszukiwaniu nadawcy liściku. W końcu jej wzrok spoczął
na siedzącej w ostatniej ławce Dor, która machała do niej
energicznie. No tak, że też od razu na to nie wpadła. Zamiast
domyśleć się, że to jej najlepsza przyjaciółka podrzuciła jej
papierową kulkę, znów pomyślała o Potterze, przez co wyszła na
idiotkę. Wkurzona na samą siebie rozwinęła karteczkę i
przeczytała wiadomość:
Pójdziesz
ze mną na dzisiejszy trening?
Evans
zupełnie o tym zapomniała, że właśnie dzisiaj rusza sezon
quidditcha, a co za tym idzie, zaczynają się treningi i nabory do
szkolnych drużyn. Szkoda, że dla Gryfonów ten sezon będzie
najgorszym w historii – pomyślała pani prefekt. Evansówna nie
wierzyła w to, że Potter zdoła poprowadzić ich drużynę do
zwycięstwa. Nie rozumiała, co strzeliło McGonagall do głowy, żeby
wręczać odznakę kapitana właśnie jemu. Nie odmawiała mu
umiejętności, bo mimo tego że go nie lubiła, musiała przyznać,
że jest świetnym zawodnikiem. Jednak sam talent to za mało.
Potterowi brakowało odpowiedzialności. Lily obawiała się, że
Rogacz potraktuje to wyróżnienie jako kolejny powód do tego, aby
puszyć się jeszcze bardziej. Wiedziała, że odznaka będzie dla
niego kolejnym bajerem na podrywanie naiwnych panienek. Dlaczego to
właśnie on miał przewodzić Gryfonom? Przecież on myśli tylko o
sobie! Przez swoją pychę zaprzepaści ich szanse na zdobycie
Pucharu Domów. Zniszczy ciężką pracę tych uczniów, którzy
przez cały rok zdobywają punkty dla Gryffindoru, biorąc aktywny
udział w lekcjach. Evans nie zamierzała przykładać do tego ręki.
Ba! Nie zamierzała na to patrzeć. Niech Potter doprowadzi Gryfonów
na dno. Może wtedy przestaną go uwielbiać. Lily naskrobała na
odwrocie karteczki krótkie „nie” i rzuciła ją Dorcas. Na
twarzy brunetki widać było rozczarowanie, które zapewne
spowodowała odmowa przyjaciółki. Evans, uradowana, że w końcu
zadzwonił dzwonek, zapakowała książki do torby i wyszła z sali,
nie czekając na Meadowes i Loran. Dor i Anne dogoniły jednak
przyjaciółkę na schodach.
- Lily, stało się coś? - zapytała
zaskoczona dziwnym zachowaniem przyjaciółki.
- Nie –
odpowiedziała zdawkowo.
- Przecież widzę. Jesteś wkurzona. O
co chodzi?
- O nic.
- Dlaczego nie chcesz iść ze mną na
trening? - Meadowes nie dawała za wygraną.
- Po prostu nie mam
ochoty patrzeć, jak Gryfoni robią z siebie idiotów.
- O czym ty
mówisz? - zapytała zaskoczona brunetka.
- Dorcas, proszę cię.
Chyba nie wierzysz w to, że Potter zdoła poprowadzić naszą
drużynę do zwycięstwa.
- A więc tu cię boli – powiedziała
– Nie możesz przeboleć faktu, że James został kapitanem. Lily,
o co ci znów chodzi? Naskakujesz na niego tylko dlatego, że w ogóle
istnieje. Zapomniałaś już, co zrobił pod koniec zeszłego roku?
Raz dajesz mu nadzieję na to, że możecie się zaprzyjaźnić, a
potem urządzasz mu awanturę, bo raczył się do ciebie odezwać.
Uprzedzając twoje pytanie, nie, nie dołączyłam do fanklubu
Pottera, po prostu cię nie rozumiem. Ogarnij się w końcu, bo już
wszystkich męczy twoje zachowanie! - skończyła dobitnie swój
monolog. Anne spojrzała na nią zaskoczona, natomiast Lily zamrugała
pospiesznie, próbując zahamować napływające do oczu łzy.
Odwróciła się na pięcie, nic nie mówiąc. Przeciskając się
przez tłum uczniów, zmierzała do wieży Gryfonów. Gdy w końcu
dotarła na miejsce, rzuciła Grubej Damie hasło. Wbiegła po
schodach do dormitorium dziewcząt i z płaczem rzuciła się na
łóżko. Zrozpaczona Evans zastanawiała się, jak Dor mogła
skierować w jej stronę tyle gorzkich słów. Przytyki przyjaciółki
dotknęły panią prefekt do żywego. Myślała, że Meadowes stoi po
jej stronie i rozumie, dlaczego tak bardzo nie lubi Pottera.
Tymczasem okazało się, że jest zupełnie inaczej. Dlaczego przez
Rogacza musiała pokłócić się z najlepszą przyjaciółką? Ten
imbecyl wszystko psuł. Nawet jeśli nie brał w tym udziału
bezpośrednio. Właśnie dlatego bała się z nim zaprzyjaźnić.
Czegokolwiek by nie zrobił, Lily zawsze przez to cierpiała. I jak
tu zaufać komuś takiemu. Zrezygnowana założyła sobie na głowę
poduszkę i pogrążyła się w otchłani rozpaczy. Jedynym
pocieszeniem w tej sytuacji było to, iż nie zastała w dormitorium
Kate.
*
Dorcas i
Anne zmierzały właśnie w stronę boiska do quidditcha. Od zajścia
na schodach nie odezwały się do siebie ani słowem, każda
pogrążona była w swoich własnych myślach. Meadowes była zła.
Zła na samą siebie i na Evans. Może nie powinna jej wygarniać
tego wszystkiego, co myślała o sytuacji z Potterem, ale ostatnio
Lily przesadzała. W każdym niewinnym „cześć”, które Rogaty
kierował w jej stronę widziała podstęp. To zaczęło przeradzać
się powoli w jakąś paranoję, bo czego Potter by nie zrobił, był
zły. W sumie Dorcas dziwiła się Jamesowi, że on dalej za nią
lata. Ona już by dawno zrezygnowała. Bo ile można?
- Dorcas –
zagadnęła Loran.
- Wiem, co chcesz powiedzieć – przerwała
jej Meadowes. - Nie powinnam na nią tak naskakiwać, tak wiem. Ale
ostatnio Lily zachowuje się jak jakaś histeryczka. Nie mam racji?
-
Masz. Zgadzam się z tobą, ale mogłaś być delikatniejsza.
-
Pogadam z nią wieczorem, mam nadzieję, że jej przejdzie –
powiedziała i weszła do szatni, w której zebrała się już reszta
drużyny. Ignorując, zupełnie Syriusza, który próbował do niej
zagadać, przebrała się w strój do gry. Od kilku dni nie potrafiła
dogadać się ze swoim ukochanym. Powoli zaczynała mieć tego dość.
Najpierw przez większość wakacji Łapa nie dawał żadnego znaku.
Meadowes naprawdę rozumiała jego trudne położenie i skomplikowaną
sytuację rodzinną. Wiedziała, że twarda postawa Syriusza to
zwykła gra pozorów. Zdawała sobie sprawę z tego, że w głębi
duszy Black bardzo przeżywa wszystko to, co wiązało się z jego
rodzicami i bratem. To jednak nie było dla Dorcas dobrym powodem na
wytłumaczenie jego wakacyjnego milczenia. Trudną sytuację między
zakochanymi pogorszyło pojawienie się Ellie. Gryfonka była bardzo
zazdrosna o Potterównę i nie za bardzo umiała sobie z tym
poradzić. Jej frustrację dodatkowo potęgowały ploteczki, którymi
uraczył ją James. Meadowes nie miała przecież pewności, że
między Syriuszem i kuzynką Rogacza do niczego nie doszło. Znała
swojego chłopaka od dawna i wiedziała, że czasem nad sobą nie
panował, zwłaszcza kiedy sięgał po Ognistą. Czarnowłosa bardzo
chciała wierzyć w wierność swojego chłopaka, ale jego ciągłe
rozmowy z Jamesem o tym wszystkim, co działo się w wakacje i w czym
uczestniczyła też Ellie sprawiały, że z zasianego w niej ziarna
wątpliwości wyrosło drzewo. Sytuację pogorszyło też wczorajsze
zachowanie Syriusza. Chłopak zrobił jej awanturę o to, że umawia
się z Danem, bo przyłapał ich na tym, kiedy rozmawiali, dogadując
szczegóły szlabanu. Właściwie głównie to on mówił, bo Dorcas
nie miała nic do powiedzenia. Scena zazdrości, jaką urządził jej
Syriusz może i by jej schlebiała, gdyby nie fakt, że on nie był
święty. Nie wiadomo, co takiego robił z Ellie i jeszcze dziwił
się, że Dorcas raczy go o coś oskarżać. Hipokryta! Rozeźlona
dziewczyna chwyciła swoją miotłę i wyszła na boisko. Zatoczyła
nad nim parę kółek i dopiero, kiedy pod sobą zobaczyła czerwone
kropki, wylądowała miękko na trawie i dołączyła do reszty
drużyny.
- Witaj moja kochana drużyno! - zawołał radośnie
James i od razu poczochrał swoją i tak będącą już w dużym
nieładzie fryzurę. - Tak się składa, że w tym roku to ja jestem
waszym kapitanem. Tak, tak. Wiem, że się cieszycie. Jak wiecie,
jesteśmy najlepszą drużyną, jaką miał Hogwart. Oszczędzę wam
dzisiaj nudnego wykładu na temat taktyki i innych takich. Zróbmy
tak, jak zawsze robił Marley. Wtedy zobaczę, jakie są nasze mocne
i słabe strony. Będę wiedział, jakich zawodników potrzebujemy i
jak zorganizować ewentualny nabór do drużyny. No to na miotły,
zaraz uwolnię piłki. - jak powiedział, tak też się stało.
Zawodnicy wzbili się w powietrze, a on wypuścił na wolność kafla
i tłuczki. Po chwili uwolnił także złotego znicza i pozwolił mu
odlecieć, tracąc go z oczu. Sam dosiadł swej Srebrnej Strzały i
dołączył do szkarłatnych smug przecinających niebo. Znów
zawładnęło nim to cudowne uczucie swobody. Przyjemny wrześniowy
wiatr smagał go po twarzy i powodował jeszcze większy chaos na
jego głowie. Miał niejasne poczucie, że teraz może zrobić
wszystko. Zatoczył kilka kółek nad boiskiem, ignorując przez
chwilę i swoją drużynę, i złotego znicza. Dopiero po dłuższej
chwili na nowo powrócił do rzeczywistości. Zamiast skupić swą
uwagę na małej, zwinnej piłeczce, przyglądał się z uwagą swoim
zawodnikom. To było w tej chwili dla niego najważniejsze. Musiał
poznać ich możliwości i znaleźć sposób, by je udoskonalić.
Chciał sprawić, aby Gryffindor znów był najlepszy i zdobył
Puchar Domów. Krótka obserwacja, której dokonał, utwierdziła go
w przekonaniu, że jak najszybciej musi znaleźć nowego ścigającego.
Henrix, który był rezerwowym, nie był tak dobry jak Marley. James
postanowił, że jak najszybciej musi zorganizować nabór na to
stanowisko i poszukać odpowiedniej osoby. Może uda mu się
przekonać Evans? Przecież znakomicie poradziła sobie w ostatnim
meczu, więc mogłaby dołączyć do drużyny na stałe. Wprawdzie
grała wtedy na innej pozycji, ale chyba nie byłoby problemu, gdyby
została ścigającym. Potter nie ukrywał swojej radości z faktu,
iż wpadł na tak genialny pomysł. Gdyby miał Evans w drużynie,
spędzałby z nią o wiele więcej czasu. Mógłby ją zagadywać po
treningach, może wtedy udałoby im się zaprzyjaźnić? Tylko jak ją
do tego namówić? Ostatnio Lily zachowuje się jakoś dziwnie.
Wrzeszczy na niego nawet wtedy, kiedy nie zrobi niczego, co mogłoby
ją rozzłościć. Może poprosiłby Dorcas, żeby z nią
porozmawiała? Przecież się przyjaźnią, więc nie powinno być z
tym problemu. Jego rozmyślania przerwał donośny głos Łapy:
-
Dorcas, co ty robisz? - wrzasnął w stronę dziewczyny. Opuścił
zajmowaną przez siebie pozycję i wylądował na trawie. Po chwili
dołączyła do niego także brunetka. Oczy pozostałych zawodników
utkwione były w parze zakochanych. James, który tak bardzo zatracił
się w swoich rozmyślaniach na temat Evans, nawet nie zauważył, że
od kilku minut Dorcas za każdym razem przechwytywała kafla i pod
pretekstem strzelania goli, rzucała nim w Syriusza jak oszalała.
-
Chyba ja powinnam zapytać o to ciebie! - odparowała gniewnie i
skrzyżowała ręce na piersi.
- Meadowes, o co ci chodzi? –
zapytał zdezorientowany – Zrobiłem coś nie tak? - oczy
pozostałych zawodników wędrowały teraz od jednej do drugiej
twarzy.
- Jeszcze się pytasz? Nie udawaj, że nie wiesz!
-
Dor, od kilku dni masz do mnie jakieś pretensje! A chyba to ja mam
prawo być zły o twoje flirty z tym nadętym Puchonem!
- Ja
przynajmniej się z nim nie przespałam!
- Dorcas, tak naprawdę
ta cała sytuacja z Ellie to.. - próbował wtrącić się Rogacz, by
uratować swojego najlepszego przyjaciela.
- ZAMKNIJ SIĘ. TO
SPRAWA MIĘDZY NAMI! - Syriusz i Dor ryknęli jednocześnie.
-
Jesteś skończonym idiotą, Black – powiedziała Dor, odwróciła
się na pięcie i ruszyła przed siebie.
- Mam za nią biec? Bo
nie wiem. - Łapa zwrócił się z tym pytaniem do Rogacza.
*
Czworo
Huncwotów siedziało właśnie w Wielkiej Sali i spożywało swoją
kolację. Syriusz smętnie grzebał widelcem w talerzu, na którym
leżała sałatka z pieczonym kurczakiem, zastanawiając się nad tym
czy powinien przeprosić Dorcas i w jaki sposób ewentualnie mógłby
to zrobić. Remus siedział spokojnie, trzymając na kolanach wielki
podręcznik do obrony przed czarną magią. James zastanawiał się
nad tym, w jaki sposób namówić Lily na to, by wzięła udział w
naborze do drużyny, natomiast Peter jak zwykle jadł bez
opamiętania, nie zwracając uwagi na nic i na nikogo. Po chwili
jednak skierował swój wzrok na Łapę i zabrał głos:
- Coś
się stało? Wyglądasz jakoś dziwnie.
- Wszystko w jak
najlepszym porządku – powiedział Syriusz, przybierając na twarz
wymuszony uśmiech. Nie miał zamiaru wykładać Peterowi swoich
problemów, gdy ich rozmowie przysłuchiwało się kilkunastu
siedzących obok Gryfonów. Poza tym Glizdogon był ostatnią osobą,
która mogłaby mu teraz pomóc. Wprawdzie był od jakiegoś czasu w
stałym związku, ale nie sądził, żeby nabył sporego
doświadczenia w kwestii postępowania z kobietami. Black zdał sobie
właśnie sprawę, że ostatnio czegoś mu brakuje w aurze
otaczającej Pettigrewa. Spojrzał uważnie na przyjaciela i wtedy go
olśniło! Brakowało mu wiszącej na tłuściutkim ramieniu kolegi
Marywale. Czyżby zerwali przez wakacje? Jeżeli rzeczywiście tak
się stało, Peter zdawał się tym nie przejmować. Na jego twarzy
malował się bowiem wyraz głębokiego zadowolenia, kiedy sięgał
po piąte z kolei udko z kurczaka.
- Glizdek? - zagadnął go
Black – Co słychać u Kate?
- Dziękuję, w porządku –
odpowiedział, pałaszując swój posiłek.
- Jakoś ostatnio jej
nie widzę.
- Moja Katie jest bardzo ambitna, prawie całe dnie
spędza w bibliotece. Wiesz, SUMy nie poszły jej tak dobrze, jakby
tego chciała i teraz planuje nadrobić swoje braki w edukacji –
powiedział spokojnie, będąc przekonany, że zapewnienia jego
ukochanej są w stu procentach prawdziwe. Syriusz jednak myślał
zupełnie inaczej. Był przekonany, że Kate wciska naiwnemu
Glizdogonowi tanie bajki o tym jak ciężko się uczy, a tak naprawdę
obściskuje się w lochach z jakimiś wymuskanymi wielkoludami ze
Slytherinu. Łapa naprawdę miał ochotę ostrzec Petera przed jego
ukochaną, ale wiedział, że to i tak nie przyniesie żadnego
efektu. Przecież opowiedział już kolegom historię swojego związku
z Marywale. Zwierzył się z tego, jak dziewczyna z niego zadrwiła,
ale nawet to nie podziałało. Black obiecał więc sobie, że już
nigdy nie będzie próbował pomagać w tej kwestii Petigrewowi. Za
każdym razem, gdy to robił, przyjaciel obrażał się na niego.
Syriusz stwierdził w końcu, że nadejdzie taki czas, gdy Peter na
własne oczy przekona się, kim tak naprawdę jest jego ukochana,
słodka Kate.
- A widzieliście się w wakacje? - Rogacz wtrącił
się do rozmowy.
- Nie. Nie daliśmy rady. Kate całe lato
pomagała swojej mamie. Pani Marywale postanowiła otworzyć hotel
dla czarodziejów i Katie ją w tym wspierała. - teraz także Potter
podzielił czarne myśli, które chwilę wcześniej kłębiły się w
głowie Blacka. Był pewien, że Kate po prostu nie chciała spotykać
się z Glizdkiem i wymyśliła historię o tym, że jej mama otwiera
czarodziejski hotel. Był pewien, że nie jest to prawdą. Bardzo
chciał wierzyć w to, że Marywale się zmieniła i naprawdę
zakochała się w Peterze, ale wiedział, że coś takiego nie
nastąpi. Najbardziej w tym wszystkim było mu żal Petera. Wiedział,
że jego przyjaciel naprawdę zakochał się w Gryfonce i bał się
tego, jak Glizdek zareaguje na to, że jego związek był fikcją, bo
tego, że nieczysta gra Marywale wyjdzie kiedyś na jaw, był pewien
tak samo jak tego, że nazywa się James Potter.
*
Łapa i
Rogacz siedzieli w milczeniu przed kominkiem w Pokoju Wspólnym
Gryfonów. Najedzony i szczęśliwy Glizdogon dołączył do swojej
dziewczyny, która łaskawie zechciała poświęcić mu wieczór.
Remus poszedł gdzieś z Anne, chyba uczyli się razem jakichś
nowych zaklęć z obrony przed czarną magią. Potter od lat
zazdrościł Lunatykowi relacji, która łączyła go z Loran. Ile by
dał za to, żeby mógł zbudować coś takiego z Evans. Naprawdę
byłby szczęśliwy, gdyby mógł nawiązać z nią szczerą
przyjaźń. Kochał ją od lat, to fakt, ale nie musiała przecież
od razu wychodzić za niego za mąż. Na to przyszedłby czas
później. Na początku mogliby po prostu spotkać się od czasu do
czasu, odrobić razem lekcje, poćwiczyć zaklęcia czy eliksiry, a
może nawet wyjść czasem wspólnie do Hogsmeade. James myślał, że
po wydarzeniach, które miały miejsce w czerwcu i po tym, co stało
się na imprezie u Anne, w końcu zasłużył sobie na miano
przyjaciela Lily. Jednak, gdy tylko spotkał ją na peronie,
przekonał się, że wcale tak nie jest. Evans wysyłała mu po
prostu sprzeczne komunikaty i powoli zaczynał gubić się w tym, na
jakim etapie jest obecnie ich relacja. Kompletnie nie rozumiał,
dlaczego Lily się na niego gniewa. Nie miał nawet szansy jej o to
spytać, bo gdy tylko wypowiedział jej imię, ta od razu urządzała
mu karkołomną awanturę. I jak w takiej sytuacji miał jej
zaproponować miejsce w drużynie? Postanowił zasięgnąć porady
swojego najlepszego kumpla.
- Syriusz – zagadnął – Przyszedł
mi dzisiaj do głowy pewien pomysł, ale nie wiem czy warto brać się
za jego realizację – Black, wyrwany ze swoich myśli dotyczących
Dorcas, spojrzał na kumpla pytająco, ale nic nie powiedział.
Rogacz uznał to za zachętę do kontynuowania swojego monologu, co
też zrobił:
- Obserwując was dzisiaj na treningu, doszedłem do
wniosku, że koniecznością jest znalezienie nowego ścigającego.
Kogoś tak dobrego jak Marley i pomyślałem, żeby zaproponować to
miejsce Evans, całkiem nieźle sobie poradziła ostatnim razem, no
nie? - spojrzał z nadzieją na swojego kumpla.
- Evans, mówisz?
Wyczuwam, że masz w tym większy interes niż dobro drużyny –
uśmiechnął się przebiegle. - Nie wiem, James. Lilka faktycznie
nieźle sobie poradziła, chociaż nie wiem, ile w tym było
przypadku, a ile jej talentu. Myślę, że najuczciwiej będzie
zorganizować nabór. Zgłosi się klika osób i będziesz mógł
wybrać najlepszą. Jeżeli wygra Evans, to ona zastąpi Marleya.
Jeżeli nie, to mówi się trudno.
- Chyba masz rację. Myślisz,
że dam radę ją namówić, żeby przyszła na nabór?
- Nie
wiem, Rogaś. Porozmawiałbym z Dorcas i poprosił ją o pomoc, ale w
zaistniałej sytuacji... Sam rozumiesz – rzucił smutno.
*
Z jednego z
pokoi małego, drewnianego, pokrytego szlamem domu słychać było
przeraźliwe krzyki kobiety. Zdawać by się mogło, że ów krzyk
jest przeraźliwym wołaniem o pomoc, która nigdy nie miała
nadejść. Dom i cały teren wokół niego spowity był potężnymi
czarami. Nikt zatem nie mógł usłyszeć jęków Geraldine Rose.
Kobieta leżała na pokrytej deskami podłodze. Wstrząsały nią
fale przejmującego do szpiku kości bólu. Jej ciało było jednym
wielkim płomieniem, który gdy tylko zaczął nieco przygasać, na
nowo był rozpalany i powracał ze zdwojoną siłą. Geraldine nie
mogła z tym nic zrobić, czuła, że zaraz postrada zmysły. Zdawało
jej się, że jedynym jej ratunkiem jest krzyk. Łudziła się, że
ktoś ją usłyszy i przyjdzie jej z pomocą. I chociaż tak naprawdę
wiedziała, że to nigdy nie nastąpi, ta nikła myśl pozwalała jej
przetrwać te straszne tortury. Ogień targający jej ciałem nieco
osłabł. Nie była w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Wiedziała,
że za chwilę nastąpi jej koniec. Łzy obficie spływały po jej
twarzy.
- No Geraldine – odezwał się jej oprawca. Jego głos
był przeraźliwie zimny i świszczący. Jego dźwięk przywodził na
myśl wielkiego, obślizgłego, ohydnego węża. - Wszyscy doskonale
wiemy, że twój mąż pracuje w ministerstwie. Na pewno dzieli się
różnymi informacjami ze swoją szlamowatą żoną. Powiedz nam, co
wiesz. Inaczej twój synek – Henry, tak? - podzieli marny los swej
matki – zaśmiał się, chociaż wcale nie żartował. Zawtórowali
mu także jego towarzysze, którzy przez cały czas z nieukrywaną
radością przyglądali się całemu zajściu.
- NIE!!! -
wrzasnęła przerażona.
- Cicho, głupia! Crucio! - powiedział i
wymierzył w nią różdżką. Jej ciało ponownie zamieniło się w
pożogę, a z jej gardła wydobył się krzyk. Cała w konwulsjach
tarzała się po ziemi. Chciała, żeby to się skończyło.
Zapragnęła śmierci.
- Avada kedavra! - powiedział mężczyzna.
Z trzymanej przez niego różdżki wydobył się snop zielonego
światła, który ugodził kobietę. Jej bezwładne ciało upadło na
podłogowe deski. Zebrani w pomieszczeniu spojrzeli na mężczyznę z
przestrachem w oczach. On jednak wydawał się być obojętny i nieco
znudzony. Tak, Lord Voldemort znudził się już przesłuchiwaniem
Rose – małej brudnej szlamy, która zresztą i tak nie dostarczyła
mu cennych informacji, na które tak bardzo liczył. Czarny Pan nie
był bezlitosnym mordercą. Nie zabijał dla przyjemności. On
wyświadczał przysługę. I to samo zrobił w przypadku Geraldine.
Kobieta zapragnęła umrzeć, a on po prostu dobrodusznie spełnił
to marzenie.
- Panie mój – zaczęła Walburgia Black drżącym
głosem – Co teraz? Ta szlama, ona przecież miała... - niestety
kobieta nie mogła dokończyć swej myśli, bo jej mistrz jej
przerwał:
- Zamilcz, głupia! - krzyknął rozzłoszczony.
-
Panie, wybacz! - powiedziała pospiesznie i rzuciła mu się do
stóp.
- Panie – zaczął mówić Orion – Masz przecież
świadomość, że Dumbledore już wie o twoich zamiarach! - po tych
słowach czarnoksiężnik wymierzył Blackowi policzek. Mężczyzna
upadł na ziemię.
- Głupcze! - wrzasnął gniewnie – Czy nie
wiesz, że Lord Voldemort nigdy nie ponosi porażek?
:)
OdpowiedzUsuńRzućcie studia i piszcie nowe rozdziały!
Cudownie się czyta :)
Cześć!
OdpowiedzUsuńO to, to, to, bardzo dobrze, że Dorcas, będąc mimo wszystko obiektywnym obserwatorem, powiedziała Lily parę słów prawdy. Oczywiście Evans, zamiast zastanowić się czy nie jest tak jak powiedziała przyjaciółka, winę zwala na Pottera, co jest podwójnie irytujące, ale cóż :) Mam nadzieję, że w końcu prawda dotrze i do niej.
Szkoda mi Dorcas, nie dziwię się jej ani trochę. Syriusz zachowuje się paskudnie, ale tak przynajmniej jest ciekawiej, bo nie ma sielanki :)
Niezbyt podoba mi się pomysł z Lily jako ścigającą. Czy inteligencja, powodzenia u płci przeciwnej, wierne przyjaciółki i talent do Quidditcha do nie trochę za dużo? Bo niebezpiecznie zbliża to naszą Evansównę do postaci Mary Sue.
O, jest i Voldek. Ciekawa, co konkretnie knuje, bo widać, że od początku nie przebiera w środkach. Jeden szczegół – nie sądzę, żeby dorosły mężczyzna jak Orion Black upadł po wymierzeniu mu policzka ;) Ale to tylko taki drobiazg, który rzucił mi się w oczy.
Ogólnie rozdział całkiem fajny, ciekawie widać było kontrast pomiędzy błahymi problemami nieświadomych niczego Hogwartczyków a tym, co dzieje się poza zamkiem.
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Witajcie:)
OdpowiedzUsuńFenomenalny rozdział, wydaje mi się, że za każdym razem jest lepiej niż poprzednio a to chyba nie możliwe, bo ideału nie da się ulepszyć:)
Po części rozumiem Lily, boi się jej relacji z Potterem i dlatego od niego ucieka a awantury traktuje jako taktykę obronną. Cóż nie widzę Evans jak ścigającej, jednak to od Was zależą jej losy a ja będę z przyjemnością je śledzić.
James jest wspaniały, czego nie robi to i tak myśli nieświadomie jak zbliżyć się do Rudej:) I uważam, że jako kapitan będzie świetny i gotowy na poświęcenie dla drużyny:)
Dorcas i Łapa- jakie dzieciuchy, chociaż jak też musiałam dorosnąć do momentu kiedy stwierdziłam, że szczera rozmowa jest lepszym rozwiązaniem niż kłótnie, domysły i wzajemne oskarżanie się. Liczę, że on również dojdą do takich wniosków.
Voldzio -Poldzio jest... Dopiero co się pojawił, a juz sieje postrach i zamęt a także zabija niewinnych ludzi. Aż miałam ciarki jak czytałam^^
Chcę więcej!
Biofizyka? Podziwiam wybór:)
Pozdrawiam
Rogata
Przepraszam, że się dzisiaj nie rozpiszę, ale w ogóle nie mam ostatnio czasu. Rozdział super. Czekam na next. ~Dorcas
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 56 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/10/rozdzia-56-zyciowa-decyzja.html
OdpowiedzUsuńDziewczyny, tak strasznie przepraszam, że nie komentowałam ostatnio waszych rodziałów. Czytałam, ale nie miałam siły nic napisać (leń ze mnie).
OdpowiedzUsuńCo to tego aktualnego rozdziału to jest świetny. Jak fajnie, że znowu często dodajecie.
Dorcas mnie denerwuje ostatnio. Syriusz nie jest święty, ale nie można wymagać, żeby się zmienił w krótkim czasie...
Za to James tak pięknie zakochany. Jednak wspaniała Lily tego nie widzi. Ech...
Życzę wam dużo weny i pomysłów kochane :* .
Kochane dziewczyny,
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że ten rozdział był krótszy od poprzednich - albo po prostu tak dobrze mi się czytało, że poszło mi wyjątkowo szybko.
W każdym razie strasznie żal mi Jamesa, który cierpi teraz za to, że żyje. Kiedy Lily zrozumie, że nie powinna się na nim tak wyżywać. Przecież Potter ma swoje uczucia. Zgadzam się, że Evans wcale nie musi lubić Jim'a i nikt nie może jej do tego zmuszać, ale robienie sztucznych awantur jest wręcz żałosne.
Dobrze, że Doris jej wygarnęła. Szkoda, że zrobiła to tak niedelikatnie, ale wierzę, że Gryfonki szybko się pogodzą.
Kate w dalszym ciągu wodzi Petera za nos. Ja na miejscu chłopaków przyjrzałabym się dokładniej dziewczynie, wiecie przeprowadziłabym takie prywatne śledztwo, żeby wiedzieć na czym mniej więcej stoją. W ogóle kiedy Glizdkowi otworzą się oczy?
Evans w drużynie? Biedni Gryfoni - bo gdy tylko zacznie się kłócić z kapitanem to cała drużyna ucierpi. Oby James przeprowadził treningi i nie wybrał Lilki, bo mogą mieć ciężko.
Całuję
Wasza Em
Zapraszam na rozdział 57 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/10/rozdzia-57-obietnica-andromedy.html
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńNo, w końcu jestem. Udało mi się już nadrobić i skomentować poprzednie rozdziały, a teraz przymierzam się do tego. A więc, jak zwykle zresztą, bardzo mi się podobał.
Tak jak Lily, nie znoszę historii od podstawówki. Byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby ten przedmiot już teraz zniknął z mojego planu, ale na to niestety muszę poczekać. Chociaż, gdybym miała wybór, na pewno nie padłby on na ten przedmiot :)
Okej, Evans rzeczywiście powinna się trochę ogarnąć, bo już odruchowo zaczyna traktować Jamesa okropnie, a on jest taki uroczy i wcale sobie na to nie zasłużył. Dobrze, że Dorcas powiedziała jej co myśli. Może to przemówi jej do rozumu, ale oczywiście było dla niej przykre. Mam nadzieję, że wkrótce się pogodzą.
Jak już pisałam, rozumiem, że Dor jest zazdrosna o Syriusza i ma prawo się wściekać, tym bardziej, jeśli robi jej awantury o jakąś rozmowę. W każdym razie, liczę na to, że niedługo dojdą jakoś do porozumienia.
Jestem ciekawa, jak Lily zareaguje na pomysł Jamesa. Oby tylko na niego nie wrzeszczała, bo nie robi nic złego. Może Evans w końcu to zrozumie.
Szkoda mi Petera. Ciekawe, jak długo Kate ma zamiar prowadzić tę grę. Mam nadzieję, że nie zrani go za bardzo. (Choć na to się niestety nie zapowiada).
Ostatni fragment także mi się spodobał, był dobrze napisany. Współczułam tej kobiecie, kiedy to czytałam. Widać, że Voldemort nie próżnuje. Ciekawi mnie, kim była ta Geraldine? Czy jej wątek będzie ważny w dalszej części opowiadania, czy pojawiła się tylko epizodycznie? Tzn. wiem, że umarła, ale czy będzie może jeszcze jakieś nawiązanie do tego?
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Chociaż mam masę zaległości na innych blogach, więc nie musicie się spieszyć z dodawaniem go :D
Pozdrawiam gorąco i przepraszam, że komentuję dopiero teraz. Nadrobienie tych trzech rozdziałów zajęło mi chyba ponad tydzień, co oznacza, że naprawdę mam mało czasu.
Weny!
Optimist
Cześć :)
OdpowiedzUsuńPierwsza część rozdziału była zarazem urocza jak i trochę przygnębiająca. Ciekawe o czym chłopcy rozprawiali. Uwielbiam czytać o Jamesie, więc moment, w którym uśmiechnął się, poczochrał włosy i puścił jej oczko! ♥♥ Szkoda tylko, że tak zareagowała, kiedy ona się w końcu przekona, że on nie gryzie i nie jest taki zły jaki się wydaje. A no właśnie, mini kłótnia z Dorcas. Szczerze to uważam, że brunetka miała większość racji, ale myślę, że i tak dojdą do porozumienia. No i jeszcze sprzeczka z Syriuszem. Oj te ich charakterki ;) Jeszcze ta cała sytuacja wyjaśni się na jej korzyść coś czuję.
O tak! Lily musi być w drużynie! To ułatwi wiele spraw Wam - autorkom, bo będzie więcej możliwości do konfrontacji Jamesa i Evans, ale i też dla czytelników będzie to niezła atrakcja :)
Szkoda Glizdogona, bez potrzeby zrobił sobie nadzieję. Moment, w którym dowie się prawdy... oby było to dla niego jak najmniej bolesne.
Bardzo fajnie opisana scena z Voldemortem. Jestem ciekawa czy wątek związany z zamordowaną kobietą pojawi się jeszcze w następnych rozdziałach.
Podsumowując, tekst czytało się naprawdę miło. Według rozpiski dziś pojawia się kolejny rozdział, więc długo nie trzeba czekać :D
Pozdrawiam!
AleksandraOla
Rozdział jak zawsze wyszedł wam fajny ale jednak muszę się trochę rozwinąć...
OdpowiedzUsuńTo co Dor powiedziała Lili na korytarzu moim zdaniem nie było złe. Przecież od tego są przyjaciółki, żeby mówić prawdę. Choć by najgorszą ale jednak. A zachowanie Evans jest na prawdę męczące i denerwujące (nie tylko u was ale i na wielu innych fanfikach). Nie podzielam też zdania przedmówczyń, bo jakoś nie widzę Rudej w drużynie ale podejrzewam, że i tak się dostanie. A co do Syriusza i Dorcas... Kiedy ich pogodzisz? Matko kocham tę parę więc mi jej nie zepsujcie, no! Niech jej powie, że uciekł z domu, i że między nim a tą Potterówną do niczego nie doszło, niech się pocałują i będzie pięknie :D
Taki happy endzik
I tak na marginesie, GDZIE DO CHOLERY TEN NASTĘPNY ROZDZIAŁ? od 24 godzin sprawdzam ciągle czy coś jest, a nima ;_;
Całuski
MrsBlack
Droga Mrs. Black,
Usuńdziękujemy serdecznie za tak miłe słowa! Wiemy, że mamy poślizg, ale obiecujemy, że rozdział najpóźniej pojawi się jutro. A jeśli czas i energia dopisze, to nawet jeszcze dzisiaj.
Pozdrawiamy ~ Łapa i Rogacz
Przerwa była fantastycznym pomysłem, bo już mnie wnerw nie trzyma :D
OdpowiedzUsuńDorcas to świetna przyjaciółka. Z Lily chyba nie da się delikatnie, tylko dobitnie i szczerze. Wydaje mi się, że inaczej do niej nie trafi. Tzn. po jakimś czasie, bo oczywiście znów wyszło na to, że wszystkiemu jest winny James.
Uch, awantura między Dorcas a Syriuszem, leciały iskry. Mam nadzieję, że jednak dojdą do porozumienia, bo uwielbiam ich.
Black powinien od razu za nią pobiec czy coś, ale z doświadczenia wiem, jak faceci są mało ogarnięci :p
Ostatnia scena jest tajemnicza i jestem ciekawa, jak to będzie dalej z Voldkiem, i czy (o zgrozo) będzie 100% kanonicznie.
Buziaki! :*