Przychodzimy z następnym rozdziałem. Wiemy, że ostatnie rozdziały mocno skupiają się na wątku Jamesa i Lily, ale obiecujemy, że następne będą mówiły o naszych innych bohaterach. Chciałyśmy po prostu coś ruszyć w ich kierunku :)
Bez zbędnego komentarza, bo nie jesteśmy w tym dobre, zapraszamy na dalszą część historii.
Życzymy Wam przyjemnie spędzonego czasu z Huncwotami! :) ~ Łapa i Rogacz
*
Pani Pomfrey miała wieloletnie
doświadczenie w pracy szkolnej pielęgniarki. Widziała już różne rzeczy –
znikające kości, wypływający uszami mózg, zęby, które nie przestawały nigdy
rosnąć, wymiotowanie dziwnymi przedmiotami –
ale to, czego świadkiem była dzisiaj, przeszło jakiekolwiek granice
rozsądku i magii, a biedna kobieta nie wiedziała, w co włożyć ręce. Od rana na
każdej przerwie odwiedzały ją młode czarownice, które były przekonane, że są
poważnie chore. Uczennice były roztrzęsione, płakały i prosiły pielęgniarkę,
aby obiecała im, że je od tego uwolni. Biedna kobieta była zdezorientowana i
nie miała pojęcia, co stało się z dziewczętami. Do całej sprawy podchodziła
jednak bardzo poważnie, uznała, że cała żeńska część zamku nie mogła zmówić się
przeciwko niej i być może faktycznie ma do czynienia z jakąś tajemniczą
chorobą. Dlatego też dokładnie przepytywała swoje pacjentki, co im dolega, te
najbardziej roztrzęsione położyła nawet do szpitalnego łóżka i podała im
eliksiry uspokajające, ale to i tak na niewiele się zdało. Dziewczęta nadal
histeryzowały i przez to nie do końca były w stanie powiedzieć poczciwej
kobiecie, co tak właściwie jest nie tak. Biedna pielęgniarka powoli zaczynała
tracić cierpliwość i obiecała sobie, że jeśli cała sytuacja nie minie przed
popołudniem, będzie zmuszona poprosić o pomoc profesora Dumbledore’a.
Z
łazienki dziewczyn wydobywał się jakiś dziwny dźwięk. Dziwny, bo właściwie nie
wiadomo, czy bardziej przypominał jęk, wrzask, pisk, a może ryk, czy był też
połączeniem wszystkiego. Dziwny, bo nie należał, tak jak wszyscy myśleli, do
Jęczącej Marty. Autorkami tego zamieszenia były dwie Puchonki z trzeciego roku.
Przyjaciółki, jak miały w zwyczaju, na przerwie udały się do toalety, by
poprawić swoje misternie układane fryzury. Kiedy spojrzały w lustro, krzyknęły
przerażone, bo ich twarze pokryte były bulwami, które kształtem przypominały
małe ziemniaki. Oprócz tego bulwy te dygotały i błyskały jakimś niezdrowym
zielono-fioletowym światłem. Młode Puchonki były przekonane, że to bulwoza
światłowa, straszna choroba, która dotykała młode dziewczęta. Czytały o niej w
ostatnim numerze „Czarującej Czarownicy”. Wiedziały, że jeżeli szybko nie
zostanie wyleczona, skutki będą opłakane, a ich twarze na zawsze będą ozdobione
plackowatymi bliznami – pozostałościami po tych okropnych bulwach, dlatego też
najszybciej, jak potrafiły, pobiegły do skrzydła szpitalnego, upatrując w
pani Pomfrey jedyny ratunek dla ich
ślicznych, młodych twarzyczek.
Całą
sytuację – zresztą już nie pierwszy raz – obserwowało trzech Gryfonów,
pokładając się ze śmiechu. Przyjaciele ukryli się w jednej z wnęk
korytarza, z której mieli doskonały
widok na damską toaletę. To właśnie oni byli sprawcami zamieszania i dziwnej
choroby, która położyła się plagą w szkolnych murach. James pokazał
przyjaciołom pewne zaklęcie, którego jeszcze za dzieciaka używał, kiedy chciał
podokuczać Ellie. Huncwoci, pomimo początkowych oporów Lunatyka, postanowili
wykorzystać czar, żeby trochę poużywać sobie na koleżankach, więc zaczarowali
lustra w taki sposób, żeby pokazywały dziwne i obrzydliwe choroby skóry twarzy
każdemu, kto w nie spojrzy. Stwierdzili, zresztą słusznie, że ich koleżanki
będą tak zaabsorbowane swoim wyglądem, że nawet nie zauważą, że jest on
spowodowany zwykłymi czarami. Naiwność dziewcząt dostarczyła chłopakom niezłej
rozrywki, zwłaszcza kiedy te jak oparzone biegały do skrzydła szpitalnego, a
pani Pomfrey nie wiedziała, co im dolega. A wystarczyło dotknąć swojej
twarzy…
Rogacz
był pomysłodawcą tego kawału, chociaż… wcale nie było mu do śmiechu.
W normalnych okolicznościach pewnie sam śmiałby się jak głupi, tak jak
chłopacy, ale okoliczności od dawna nie były normalne i doskonale zdawał sobie
z tego sprawę. Teraz, kiedy emocje po śmierci ojca trochę opadły, a
przynajmniej opaść powinny, poczuł, że coś jest nie tak. Sam do końca nie
wiedział co, ale był przekonany, że coś się zmieniło, że on sam też się
zmienił. Próbował jednak wmówić sobie, że wszystko jest okej, dlatego
powiedział chłopakom o pomyśle z zaczarowanym lustrem i razem z nimi wcielił
ten pomysł w życie. Teraz, kryjąc się we wnęce obok toalet, udawał, jak bardzo
śmieszy go jego autorski żart, udawał, że wszystko jest po staremu, a po
staremu nie układało się już nic. I wcale nie chodziło tylko o śmierć Charlusa,
Rogatemu brakowało także Glizdogona.
*
Peter
w tym czasie leżał w swoim łóżku i bezmyślnie gapił się na baldachim.
Powiedział Slughornowi, że nie czuje się najlepiej, więc nauczyciel
wspaniałomyślnie zwolnił swojego ucznia z zajęć. Swoją drogą, Glizdek wcale nie
okłamał profesora, naprawdę czuł się podle, nie chodziło jednak o żadne
dolegliwości fizyczne, które wykluczałyby udział w lekcji eliksirów. Pettegrew
czuł się źle, bo sam nie wiedział, co myśleć ani co robić. Czuł, że nadchodzi w
jego życiu taki moment, w którym będzie musiał dokonać wyboru i ta myśl wcale
go nie pocieszała. Informacja o śmierci pana Pottera była dla niego dużym
zaskoczeniem. Zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Wiedział, że
misje aurorów są niebezpieczne, wszyscy ciągle to powtarzali, ale myślał, że to
tylko zwykłe gadanie. Teraz, kiedy okazało się, że ojciec jego kumpla zginął w
trakcie misji, wiedział, że prawda jest inna, bardziej mroczna. Ojciec kumpla…
No właśnie, czy to dobre słowo? Czy Peter mógł nazywać jeszcze Lunatyka, Łapę i
Rogacza swoimi kumplami? Ostatnio w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Poza tym
wiedział, co o nim mówili i miał o to żal. Jak mogli tak perfidnie udawać
przyjaźń? I dlaczego za jego plecami mówili takie przykre rzeczy? Nie mieli
odwagi powiedzieć mu tego w twarz?! Tchórze! Ale dobrze, niech tak będzie, on
już wcale ich nie potrzebuje. Nie będzie się przed nimi płaszczył, sam też może
wiele osiągnąć, a najlepszym dowodem na to jest jego wspaniała dziewczyna,
Kate. To jego wybrała, a nie żadnego z jego niedawnych przyjaciół. Wybrała go,
bo był wartościowy. Wybrała go, bo się w nim zakochała i to mu w zupełności
wystarczyło, dlatego też cały wolny czas spędzał właśnie z nią i musiał
przyznać, że to towarzystwo mu odpowiadało. Kate nie wymagała od niego za
wiele, nie musiał robić durnych żartów ani być błyskotliwym. Wystarczyło, że
będzie trzymał ją w swoich ramionach. Marywale była wspaniała, była z
Glizdogonem, bo chciała z nim być, niczego nie udawała i on sam nie musiał
przed nią niczego udawać. Dlatego teraz był już prawie pewien, że jeśli będzie
musiał wybierać, postawi na swoją dziewczynę.
W
rzeczywistości Kate nie była tak krystalicznie czysta i dobra, jak chciał
myśleć Peter. I on sam czasem to dostrzegał. Były momenty, w których jego
ukochana opowiadała mu straszne rzeczy, zdarzało się, że nazywała Lily szlamą,
ale Peter nie zwracał na to uwagi, a przynajmniej nie chciał zwracać. W takich
momentach powtarzał sobie, że nastają mroczne czasy i nie można się dziwić, że
mrok znajduje swoje odbicie w ich życiu.
*
Lily
siedziała w klasie profesora Binnsa i czekała na Dorcas, która zawsze zajmowała
miejsce obok swojej rudej przyjaciółki. Zazwyczaj też dziewczyny wybierały się
na te zajęcia razem, dzisiaj jednak Evans musiała zrezygnować z towarzystwa Meadows,
bo ta zaraz po śniadaniu zniknęła na błoniach razem z Danem. Loran także
opuściła dzisiaj Rudą, bo wpadła na pomysł, jak odnaleźć znikającą książkę i
tym samym udobruchać przyjaciółkę. Obiecała jej, że spotkają się na zajęciach z
historii magii i pobiegła do dormitorium. Lily siedziała zatem sama i pozwalała
odpłynąć sowim myślom w stronę, która jeszcze do niedawna była strefą zakazaną.
Teraz jednak nie zwracała na to uwagi, przeciwnie, choć wstyd jej było przyznać
się przed samą sobą, to myśli o Rogaczu sprawiały jej przyjemność. Nawet teraz,
kiedy jej rozmyślania wcale nie były wesołe. Nie zmieniało to jednak faktu, że
dziewczyna myślała o Jamesie nie w kategoriach wroga i wkurzającego typa, który
nie daje jej spokoju, ale myślała o nim jak o przyjacielu. Tak, Lily Evans
stwierdziła, że Potter byłby dobrym kumplem.
Ta
dziwna zmiana w jej zachowaniu zastanawiała ją samą, ale stwierdziła, że póki
co nie zamierza tego analizować, gdyż ma ważniejsze sprawy na głowie. I jedną z
nich było to, jak pomóc Rogaczowi. Tak, Panna Prefekt miała nową misję – pomóc
Potterowi. Po pierwsze chciała go przeprosić za swoje awanturę, jaką mu
urządziła po przyjęciu u Ślimaka, a po drugie chciała z nim po prostu
porozmawiać, chciała wiedzieć, jak on się czuje i jak sobie radzi. Tylko, o
zgrozo, Potter wcale nie miał ochoty na rozmowy z Evans. Wcale nie było tak, że
przestał ją kochać czy lubić. O nie. On po prostu nie był gotowy na rozmowę z
kimkolwiek. Wiedział, że jeszcze nie nadszedł ten moment, by mówić o tym, co
czuje po śmierci ojca. Lily zastanawiała się, co zrobić, żeby James zechciał
zamienić z nią kilka słów na osobności. Zdawała sobie sprawę, że nie może po
prostu poprosić go o rozmowę, bo odmówi. Czuła, że celowo jej unika… Może
powinna wlepić mu szlaban? W końcu była prefektem i miała do tego pełne prawo.
Nie lubiła nadużywać swojej władzy i w zasadzie nigdy tego nie robiła, ale
teraz miała takie szlachetne intencje, więc może warto by spróbować? Gdy
zastanowiła się nad tym trochę bardziej, stwierdziła, że to bez sensu. Potter
ciągle chodził z Blackiem i Lupinem, jeżeli coś kombinował, robił to razem z kumplami. Gdyby przyłapała ich na
kolejnym kawale, musiałaby ukarać całą trójkę, a przecież nie o to jej
chodziło. Chciała porozmawiać z Rogaczem sam na sam i musiała znaleźć jakiś
sposób. Czyżby Lily Evans właśnie kombinowała, co zrobić, żeby umówić się z
Rogatym? Świat chyba stanął na głowie…
Rozmyślania
Lily przerwał ktoś, kto ciężko usiadł na krześle obok niej. Ruda przestała
myśleć o właścicielu orzechowych tęczówek i zagadnęła:
-
No, Meadowes, myślałam, że… - spojrzała w stronę przyjaciółki i zamarła, bo
obok niej wcale nie usiadła Dor, tylko… Snape. Ruda spojrzała na niego najpierw
ze zdziwieniem, a później z odrazą, co nie umknęło uwadze Rogacza, i zaraz po
tym przysunęła się jak najbliżej ściany. Chwilę później do klasy weszła Dorcas,
a za nią Anne ze znikającą książką w ręku. Posłały przyjaciółce zdziwione
spojrzenie i zajęły wolne miejsce za Blackiem i Potterem. W klasie nagle
pojawił się profesor Binns, który bez zbędnych ceregieli zaczął prowadzić swój
nudny monolog. Evans jednak wydawała się być bardzo zaciekawiona wykładem o
wojnie goblinów z XIV w. Była tak pochłonięta opowieścią profesora, że nie
zauważyła kawałka pergaminu, który jej towarzysz z ławki położył obok jej
kałamarza. Na koniec lekcji, kiedy pakowała książki, strąciła ten świstek na
ziemię i niby niechcący przydeptała obcasem buta. Pergamin w zderzeniu z
obuwiem nie miał szans, pokruszył się na drobne kawałki i Snape już wiedział,
że popełnił błąd.
*
Black
siedział w Wielkiej Sali i grzebał widelcem w talerzu, na którym leżały
pieczone ziemniaki i kawałek udka z indyka. Jego myśli zaprzątała pewna
delikatna sprawa, którą nie do końca wiedział, jak ugryźć. Z jednej strony
czuł, że minęło już dość czasu, żeby spytać Rogacza o jego ojca, a z drugiej
zastanawiał się, co zrobić, żeby jego kumpel nie pomyślał, że Black ma do niego
pretensje i żal. Zastanawiał się, czy
powinien spytać o to teraz, kiedy wszyscy na nich patrzą czy może poczekać na
odpowiedni moment i poruszyć tę kwestię, kiedy będą w bardziej kameralnym
gronie. Nie wiedział jednak, czy taki moment nastąpi, bo od śmierci ojca, James
robił wszystko, żeby przebywać wśród ludzi. Rozmyślania Łapy przerwał w końcu
Potter:
-
Co cię tak gryzie, Łapciu? Czyżbyś miał na oku jakąś nową dziewczynę?
-
Co? – zapytał bezmyślnie – Nie. Właściwie, chciałem cię o coś zapytać –
powiedział, nim zdążył pomyśleć nas sensem wypowiedzianych słów.
-
Wal śmiało – powiedział Rogaty.
-
James… Nie zrozum mnie źle… Eee. Nie mam żalu ani nic… Tylko… No… Czemu mi nie
powiedziałeś o swoim tacie? To znaczy, no wiesz, chciałbym być na jego
pogrzebie. W końcu był dla mnie jak ojciec. – słowa Blacka, sprawiły, że Potter
na chwilę zapomniał, jak używa się języka. Dopiero słowa przyjaciela
uświadomiły mu, że faktycznie tak było. Nie powiedział nikomu o tym, co się
stało. Nie pomyślał wcale, że śmierć Charlusa była nie tylko jego stratą.
-
Łapo… wybacz, nie pomyślałem o tym. Wszystko działo się tak szybko… A ja nie do
końca logicznie wtedy myślałem… W święta przyjedziesz do nas, wtedy pójdziemy na cmentarz. – na te słowa Syriusz
smutno uśmiechnął się do swojego przyjaciela, bo właściwie, co miał mu
odpowiedzieć? Chciał zagadnąć Jamesa o dzisiejszy trening quidditcha, żeby
trochę rozładować sytuację, ale nie zdążył tego zrobić, bo Potter znów do niego
zagadnął:
-
Właściwie to ja też mam do ciebie pytanie – powiedział szybko, widocznie on też
chciał zmienić temat. – O co chodzi z Lily i Smarkiem? – serce Syriusza na
chwilę zamarło. Miał nadzieję, że Rogaty nie zauważy, że Ruda traktuje Snape’a
inaczej. Kiedy tylko dowiedział się o całej akcji w lochach, przysiągł sobie,
że James nie może się o tym dowiedzieć. Zresztą nie tylko on tak myślał,
podobnego zdania był także Luniek… Obaj stwierdzili, że lepiej nic nie mówić przyjacielowi,
bo nie wiadomo, jak on teraz zareaguje. W końcu chodziło o Lily, a w jej
przypadku Rogacz nie potrafił myśleć logicznie. Zresztą… od śmierci ojca nie
tylko jego działanie względem Evans było nielogiczne, dlatego Huncwoci
zadecydowali, żeby na razie nic nie mówić Potterowi. Na ten pomysł ochoczo
przystały także dziewczyny, zatem Black przybrał najbardziej obojętny wyraz
twarzy, na jaki było go teraz stać i wypalił:
-
A co ma być?
-
Nie mów, że nie widziałeś, jak Evans potraktowała go dzisiaj u Binnsa, zresztą
to nie jest normalne, że Smark usiadł koło niej i… - zaczął wyliczać
rozczochraniec, ale jego najlepszy przyjaciel mu przerwał:
-
To chyba nic dziwnego, Lilka nie gada z nim od czasu, kiedy, delikatnie mówiąc,
niekulturalnie się do niej odezwał…
-
Łapo, tu nie chodzi o to, że ona z nim nie gada. Ona go poniża i posyła mu
wrogie spojrzenia. To do niej niepodobne. – rzucił tonem znawcy zachowania Lily
Evans – Wcześniej po prostu udawała, że go nie ma.
-
Rogaty, jeszcze chwila i uwierzę, że żal ci Smarka. Będziesz teraz robił za
obrońcę uciśnionych? – zapytał Black. – Chyba powinieneś się cieszyć, że Ruda
nie chce znać tego kretyna?
-
Mam gdzieś Smarka! – żachnął się Gryfon – Chodzi mi tylko o Evans. Coś się
stało i moja w tym głowa, żeby dowiedzieć się co.
Black
postanowił już w żaden sposób nie komentować poczynań jego kumpla. Twierdził,
że o całej sprawie wiedzą tylko Luniek, dziewczyny i Smark. O Remusa i Gryfonki
mógł być spokojny, nikt z nich nie piśnie ani słówkiem. Jeżeli chodzi o
Snape’a, to Syriusz był przekonany, że James nie wpadnie na pomysł, żeby
zapytać go o to, co się wydarzyło. Zresztą nawet gdyby to zrobił, Smarkerus musiałby
być samobójcą, żeby się przyznać do swoich niecnych uczynków. I choć Łapa mógłby
przypisać znienawidzonemu koledze wiele negatywnych cech, nie posądzał go o
skłonności autodestrukcyjne. Uznał zatem, że nie ma czym się przejmować, bo
śledztwo Rogacza umrze śmiercią naturalną.
*
Syriusz
i James przechodzili właśnie przez dziurę pod portretem Grubej Damy. Na
twarzach przyjaciół malowały się uśmiechy. Co ważne, szczególnie w przypadku
tego drugiego, były one autentyczne i niewymuszone. Przyczyną radości owych
młodzieńców był trening qudditcha, na który właśnie zmierzali. Bardzo im tego
brakowało. Mieli wrażenie, że od ostatniego razu, kiedy dosiadali swoich
mioteł, minęły całe wieki. I właściwie prawie tak było. Przez ostatnie wypadki,
Gryfoni trochę zaniedbali ćwiczenia, bo jak trenować bez najważniejszego
zawodnika? Teraz jednak życie Jamesa powoli wracało do normalności, dlatego też
zarządził pierwszy po przerwie trening quidditcha. Miał nadzieję, że gra w jego
ulubioną dyscyplinę sprawi, że trochę odetchnie. Zapomni o przykrych
doświadczeniach i będzie mógł skupić się na tym przyjemnym uczuciu, które
zawsze, ilekroć tylko odrywał stopy od ziemi, ogarniało go całego i dawało
poczucie satysfakcji i sukcesu. Nie mógł już doczekać się, kiedy wsiądzie na
swoją miotłę i odda się temu, co tak bardzo kocha, a potem znów odniesie sukces
– zaciśnie palce na małej złotej piłeczce, prowadząc tym samym całą drużynę do
zwycięstwa. Pozytywny nastrój Rogatego sprawił, że to on nadawał tempo wędrówce
prowadzącej na boiska quidditcha. Chłopak niemalże biegł i Black cieszył się w
duchu, że ma dobrą kondycję, inaczej miałby spore problemy z dotrzymaniem kroku
swojemu kumplowi. Po krótkiej chwili
intensywnego marszu, panowie dotarli w końcu do celu. Jak się okazało, byli
pierwsi. Szybko przebrali się w swoje sportowe szaty i z racji, że nie
pozostało im nic innego, czekali na resztę drużyny. Pozostali zawodnicy
pojawili się po chwili. Oni także nie mogli doczekać się dzisiejszego treningu.
Każdy gracz powiedział Jamesowi, że dobrze go widzieć. Potem wszyscy założyli
sportowe stroje i wyszli na boisko. No i… zaczęło się.
Każdy
z graczy dosiadł swojej miotły i oderwał stopy od ziemi. Radość latania po tej
krótkiej, ale jednak, przerwie była zbyt duża, by od razu zająć swoje pozycje i
po prostu zająć się grą, więc każdy zawodnik zaczął zataczać zamaszyste kółka
nad stadionem, poddając się temu obezwładniającemu uczuciu wolności. Również
Potter zrobił podobnie. Zaczął okrążać boisko, delektując się chwilą, na którą
tak czekał. W końcu jednak przyszło opamiętanie. Nie można było zajmować boiska
w nieskończoność i trzeba było wreszcie zająć swoje pozycje. James latał między
graczami, co jakiś czas ich instruując. W końcu jednak dostał znak od Blacka,
że ten wypuszcza złoty znicz. Rogaty pozwolił odlecieć małej piłeczce tylko po
to, by za chwilę ją znaleźć i schwytać. Szukający ponownie zataczał kółka,
próbując znaleźć złoty znicz. Jednak piłeczka, przynajmniej chwilowo, się
gdzieś ulotniła, bo Potter nie potrafił jej dostrzec. Mecz trwał w najlepsze.
Ścigający podawali sobie kafla, raz po raz przerzucając go przez obręcze,
których dzielnie bronił Syriusz. Trening trwał dobre czterdzieści minut, a
Rogacz dalej nie złapał piłeczki. Ba! Nawet ani razu jej nie dostrzegł. Ta
sytuacja powoli potęgowała w nim frustrację i sprawiała, że chłopak przestał
cieszyć się treningiem. Po kolejnych piętnastu minutach bezowocnego
poszukiwania, James przestał zastanawiać się nad tym, co robi i zaczął latać na
oślep, co nie uszło uwadze pozostałych zawodników. Syriusz zostawił pętle,
których tak zaciekle bronił i podleciał do swojego przyjaciela z pytaniem:
-
Rogaty, co ty robisz?! Zaraz zwalisz kogoś z miotły. Nie potrzebujemy kontuzji!
-
Szukam znicza. Lepiej zajmij pozycję, Łapo. – warknął James, wykręcając jakiś
dziwny piruet. Chłopak dalej latał, jakby pierwszy raz siedział na miotle.
Podlatywał blisko innych zawodników, szarpał za trzon miotły, sprawiając, że
jego koledzy najczęściej po takiej akcji obrywali od niego cios z bara, po czym
nagle odlatywał na przeciwległy koniec boiska. Po kilku takich akcjach jego
koledzy z drużyny już chcieli wnieść protest i zakończyć trening, kiedy James
nagle przyspieszył, a jego miotła odzyskała płynność lotu. Dla wszystkich stało
się jasne, że chłopak dostrzegł w końcu złotą piłeczkę i faktycznie tak było.
Złoty znicz trzepotał skrzydełkami gdzieś obok łydki Meadowes, która teraz
leciała nisko nad ziemią. Potter odzyskał dawną radość i pewność siebie i
pomknął w kierunku koleżanki. Już czuł smagnięcie skrzydełek na swoich palach,
kiedy nagle przed oczami stanęła mu… jego matka informująca go o śmierci ojca.
Potem zobaczył martwe ciało Charlusa, a potem… czuł jak się z czymś zderza. I
nie był to na pewno złoty znicz.
Jak
się okazało, Rogacz z całym impetem wleciał w Dorcas, niemalże zwalając
zdezorientowaną dziewczynę z miotły. Przed upadkiem ochronił ją tylko jej
niebywały refleks. James nie do końca wiedział, co się właśnie wydarzyło, ale z
całą pewnością stracił zainteresowanie grą. Wybąkał tylko krótkie „przepraszam”
w stronę Dor i siedział smętnie na swojej miotle zawieszonej metr nad ziemią. W
głowie czuł tępy ból i już chciał zejść z miotły, kiedy podleciał do nich
Black. Chłopak schwytał prawą ręką złoty znicz,
który od kilkunastu sekund trzepotał nad lewym uchem Rogacza. Tym samym
zakończył trening:
-
No, dobra, koniec na dzisiaj. Do szatni, widzimy się w środę! – zawodnicy z
ponurymi minami udali się pod prysznice. Nie chcieli mówić tego głośno, ale
każdy zdawał sobie sprawę, że tak źle jeszcze nie było. Jeżeli tak będzie
wyglądał ich następny mecz, nie mają szans na puchar.
-
Meadowes, wszystko okej? – zapytał Łapa.
-
Tak, nic mi nie jest – powiedziała Gryfonka, patrząc smutno na Pottera.
-
To zjeżdżaj do szatni! – rozkazał jej Syriusz. Jednak ona wcale nie miała
zamiaru tego robić. Była przekonana, że Black, mimo umowy, wygadał Rogatemu, co
stało się w lochach. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że wschodząca gwiazda
quidditcha latała dzisiaj jak gumochłon z wodogłowiem? Postanowiła, że tak tego
nie zostawi. Po pierwsze, nie tak się umawiali, a po drugie Potter nie może
patrzeć na wszystko przez pryzmat Lily. To, co jest między nimi nie może
wpływać na wyniki całej drużyny.
-
Nie będziesz układał mi życia, Black! Zresztą, jak widać, twoje słowo nic nie
znaczy – powiedziała. Chłopak nie do końca wiedział, o co jej chodzi i już miał
o to spytać, ale nie było mu to dane, bo Dorcas zwróciła się do Rogacza:
-
Potter! Hej, Potter! Mówię do ciebie! – James spojrzał na nią niepewnie, a ona
kontynuowała: - Przestań ciągle myśleć o Evans. Snape zachował się jak ostatni
gargulec, kiedy zaatakował ją w lochach, ale czego można spodziewać się po
śmierciożercy? To jednak nie znaczy, że… - Oczy Rogacza zaczęły teraz
wielkością przypominać kafle, Black natomiast próbował posyłać Dor sekretne
znaki, żeby się zamknęła, bo jego kumpel nie ma o niczym pojęcia, ale ta nie
zwracała na to uwagi, tylko kontynuowała: - Lily to duża dziewczynka i na pewno
da sobie radę. A przez was cierpi cała drużyna.
Potter
nie potrzebował wiedzieć już nic więcej. Zeskoczył z miotły i dziarskim krokiem
udał się do szatni. Syriusz natomiast zwrócił się do koleżanki:
-
Jesteś kretynką, Dor. On nie miał o niczym pojęcia. – powiedział i zostawiając
osłupiałą dziewczyną na boisku, pobiegł za przyjacielem.
*
Potter
leżał na swoim łóżku, gdzie udał się zaraz po treningu. Nie miał ochoty
rozmawiać z nikim. Przyjaciołom powiedział, że idzie spać. W rzeczywistości od
kilku już godzin leżał i próbował w jakikolwiek sposób ogarnąć to, co wydarzyło
się kilka chwil temu. Po pierwsze starał się zrozumieć, co stało się z nim
samym. Zastanawiał się, co spowodowało, że grał, nie oszukujmy się,
beznadziejnie. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało. Zawsze, odkąd pamiętał,
latanie było tą dziedziną, w której nie miał sobie równych. Dzisiaj jednak
latał jak jakiś podlotek… Albo mugolak, którego przypadkiem wsadzono na miotłę.
Musiał przyznać sam przed sobą, że wcale nie radzi sobie ze śmiercią ojca tak,
jakby tego chciał. Widział, że w ostatnim czasie wszystko jest inaczej,
wszystko jest nie tak. Ale on nie do końca wiedział, co mógłby zrobić, żeby to
zmienić. Zastanawiał się tylko czy ten dziwny stan kiedyś przeminie.
Nie
tylko to zaprzątało jego myśli. Po raz kolejny
analizował to, co powiedziała mu Dorcas. Snape zaatakował Lily w lochach. Zatem było coś na rzeczy. Wcale mu
się nie przywidziało, że Evans zachowuje się dziwnie. Snape coś jej zrobił, nie
wiedział tylko co, ale podejrzewał go o najgorsze. Wiedział, że Smarkerus to podejrzany typ,
któremu wiele można zarzucić i James nie
miał ku temu żadnych wątpliwości. Zwłaszcza po tym, kiedy sam został
zaatakowany przez Ślizgona. Teraz jednak nie miał już żadnych wątpliwości.
Dorcas nazwała go przecież śmierciożercą. Severus był zatem na usługach
Voldemorta i jego popleczników… Był taki sam, jak ludzie, którzy zabili jego
ojca… A co jeśli Snape próbował zrobić to samo z Lily? James czuł narastający w
nim gniew. Miał ochotę wybiec z dormitorium i iść udusić Smarkerusa gołymi
rękami. Jak on mógł? Jak mógł dotykać Lily? Po tym wszystkim, co jej zrobił? Po
tym jak przez tyle lat nazywał się jej przyjacielem. Jak on mógł siadać obok
niej na historii magii?! Potter poruszył się niebezpiecznie na łóżku i już prawie
wstał, żeby iść rozprawić się ze Smarkiem, ale zdał sobie sprawę, że jego
przyjaciele zaraz go przed tym powstrzymają. I wiedział, że w takim przypadku
mieliby całkowitą rację. Działanie w afekcie niczego nie rozwiąże, a tylko
przysporzy mu kłopotów. Niby jak miałby wytłumaczyć atak na Smarka
nauczycielom? Przecież był nieobecny, kiedy ten incydent miał miejsce. Rogacz
wziął trzy głębokie wdechy, żeby trochę się uspokoić. W duchu obiecał sobie, że
wcale nie zamierza odpuszczać Sanpe’owi. Przeciwnie, stwierdził, że musi
podejść do tego ze spokojem i cierpliwością, przecież zemsta lepiej smakuje na
zimno.
Potter
zastanawiał się także, czemu przyjaciele nie powiedzieli mu o całej sytuacji.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że oni o tym wiedzieli. Nie musieli z tym biec
do niego od razu, kiedy tylko przyjechał, ale przecież on sam zapytał Syriusza
o dziwne zachowanie Rudej, a jego przyjaciel udał, że nic się nie stało. James
miał tego dość! Wydawało mu się, że od śmierci jego ojca wszyscy traktują go
jak upośledzonego i najlepiej wiedzą, co jest dla niego dobre. Wcale tak nie
było! Śmierć Charlusa nie zrobiła z niego chorego umysłowo, mógł przecież sam
decydować o sobie. Jeżeli o coś pytał, to znaczy, że chciał znać prawdę, nawet
jeśli byłaby ona bolesna. Miał dość, że ciągle wszyscy decydują za niego. I
czuł, że musi coś z tym zrobić. Wiedział, że czeka go trudna rozmowa z
przyjaciółmi, ale wiedział, że nie zrobi tego dzisiaj, bo najzwyczajniej w
świecie nie miał na to siły. Czuł, że najpierw sam musi poukładać to, co dzieje
się w jego głowie i w sercu. Nieco pocieszony tą myślą, przymknął oczy i
spróbował zasnąć.
*
Lily
Evans siedziała na kanapie w Pokoju Wspólnym Gryfonów i wpatrywała się w
dogasający w kominku płomień. Jej koleżanki z dormitorium już dawno spały. A
ona nie mogła znaleźć sobie miejsca. Kiedy Dorcas oznajmiła jej, że powiedziała
Jamesowi o zajściu w lochach, Evans nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
Najpierw czekała, aż Potter przyjdzie do niej z awanturą. Była prawie
przekonana, że naskoczy na nią i zacznie jej wypominać, że nic mu nie
powiedziała, ale tak się jednak nie stało. Cały wieczór Gryfon spędził w swoim
dormitorium, nie rozmawiał z nikim, nawet z Syriuszem i Remusem. W tej sytuacji
Evans zastanawiała się, co powinna zrobić. Czuła, że musi z nim porozmawiać. Po
pierwsze – chciała dać mu do zrozumienia, że może na nią liczyć po tym
wszystkim, co mu się przytrafiło. Tak, jakkolwiek głupio to brzmi, Lily Evans
zamierzała oferować Jamesowi Potterowi swoją przyjaźń. Po drugie – chciała mu
wyjaśnić, dlaczego nikt nie powiedział mu o całej sytuacji ze Snapem. Czuła, że
powinna mu wyjaśnić, że nikt z nich nie chciał mu dokładać trosk. Tylko jak
miała to zrobić? Potter nie rozmawiał praktycznie z nikim, a z nią już w
szczególności. Jej rozmyślania przerwały kroki dochodzące z sypialni chłopaków.
Po chwili w Pokoju Wspólnym zmaterializował się Rogacz. Chłopak jednak zdawał
się nie zauważyć siedzącej na kanapie Lily. Nie zważając na nic, przeszedł
przez dziurę pod portretem. Dziwne zachowanie Gryfona zaintrygowała Rudą.
Stwierdziła, że samotne szwendanie się nocą po zamku zupełnie do niego nie
pasuje. Nie chodzi o to, żeby Rogaty specjalnie umiłował regulamin, ale nigdy
nie chodził na samotne nocne przechadzki po zamku. Zawsze podczas takich
eskapad towarzyszyli mu kumple. Evans, niewiele myśląc, postanowiła pójść za
nim. Przeszła przez dziurę pod portretem i zaczęła śledzić swojego kolegę.
Ucieszyła się w duchu, że nie zabrał ze sobą swojej magicznej peleryny, ale
zaraz zreflektowała się, że to jest co najmniej dziwaczne. Nie miała czasu
dłużej się nad tym zastanawiać, bo Rogacz skręcił w jeden z ciasnych korytarzy.
Lily najciszej, jak potrafiła, poszła za nim. Szła niepewnie przy samej
ścianie, próbując pozostać niezauważoną. Właściwie nie wiedziała, dlaczego to
robiła. Przecież nie chodziło jej o zwykłe szpiegowanie. Nie chciała złapać
Pottera na gorącym uczynku. Chciała z nim porozmawiać, a zachowywała się jak
jakaś napalona małolata śledząca obiekt swych westchnień. Czuła się głupio, ale
nie wiedząc czemu, nie potrafiła przestać.
-
Evans, długo zamierzasz mnie jeszcze śledzić? – zapytał Potter, zatrzymując się
nagle. Nadal jednak stał odwrócony do niej plecami. Nie tak miało być! Wyszła
na kompletną idiotkę. Stwierdziła, że przed całkowitą kompromitacją może ocalić
ją jedynie szczerość.
-
James, to nie tak… - zaczęła koślawo – Ja tylko chciałam z tobą porozmawiać. –
powiedziała w końcu.
-
Okej, rozmawiajmy – powiedział i w końcu odwrócił się w jej stronę. Nadal
jednak nie patrzył jej w oczy.
-
Tutaj? - spytała, rozglądając się
niepewnie. Zrezygnowany chłopak otworzył jakieś drzwi i przepuścił swoją
towarzyszkę przodem i sam podążył za nią. Znajdowali się teraz w jakiejś
ciasnej sali, w której pewnie kilka lat temu odbywały się zajęcia, bo wciąż
stały w niej zakurzone szkolne ławki. Potter oparł się o jedną z nich i
wyczekująco spojrzał na dziewczynę. Ona jednak milczała, więc w końcu sam
zagaił:
-
To o czym chciałaś ze mną rozmawiać, Evans? – wciąż wyjątkowo zainteresowany
był czubkami swoich butów.
-
James… Chciałam ci tylko powiedzieć, że
po pierwsze możesz na mnie liczyć. Jeśli chcesz z kimś pogadać, to ja chętnie
posłucham – zaczęła, ale chłopak nie reagował na jej słowa, dlatego
kontynuowała: – Nie miej nam za złe, że nie powiedzieliśmy ci o tym, co stało
się w lochach. Zresztą nie było aż tak źle… Wspólnie stwierdziliśmy, że w
zaistniałej sytuacji nie będziemy dokładać ci zmartwień i…
-
Jasne! – wykrzyknął Potter, zaskakując swoim zachowaniem Lily – Wszyscy wiedzą,
co jest dla mnie najlepsze, nie? Biedny Potter stracił tatusia, dlatego musimy
obchodzić się z nim jak z jajkiem. Nic nie wiecie! Nie wiecie, jak się czuję
ani co myślę, a wszyscy chcecie mi matkować! Odpuśćcie sobie, bo nie macie
pojęcia, jak to jest!!! Nie wiecie, jak
to jest stracić najlepszego przyjaciela, największy autorytet i po prostu ojca.
Nie wiecie, jak to jest stracić najbliższą ci osobę, która wszystkiego cię
uczyła i której wszystko zawdzięczasz. Myślisz, że kto mnie nauczył tak latać?
Mój ojciec. I jak mam się czuć, kiedy wiem, że już nigdy nie będzie ze mnie
dumny? Co mam robić, kiedy wiem, że nie doczeka chwili, w której skończę szkołę
i założę rodzinę? Co mam myśleć, kiedy wiem, że zginął tylko dlatego, że jakiś
debil ma fisia na punkcie czystości krwi i zabija wszystkich, którzy mu się
sprzeciwią? No jak, Evans? Przecież wiesz, co dla mnie najlepsze, nie? –
zapytał na jednym wdechu, a w jego oczach zalśniły łzy, które po chwili
spłynęły po jego policzkach. Stwierdził, że nie będzie się z tym ukrywał. Miał
już dość udawania, jak świetnie się czuje.
Ten
nagły wybuch złości u Rogacza wprawił Lily w osłupienie. Dopiero teraz
zrozumiała, jak wielką gafę popełniła, a raczej wszyscy popełnili. James miał
rację. Nie mogli go zrozumieć, bo nigdy nie przeżyli czegoś takiego. Evans nie
za bardzo wiedziała, co powinna zrobić w zaistniałej sytuacji. Wiedziała tylko,
że żal jej stojącego przed nią chłopaka. Czuła, że musi zrobić coś, by smutek w
orzechowych tęczówkach zniknął. Niewiele myśląc, podeszła do Rogacza i
zarzucając mu ręce na szyję, przytuliła go. Potter wtulił się w nią, oplatając
rękoma jej talię. Po krótkiej chwili Lily odsunęła się od chłopaka i
uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco. A on, nie do końca zdając sobie sprawę
z tego, co się dzieje, pochylił się nad nią i… musnął swoimi wargami jej usta.
Kiedy zorientował się, co właśnie się stało, spodziewał się, że dziewczyna
zaraz wymierzy mu siarczysty policzek. Ona tymczasem odpowiedziała jednak na
jego pocałunek i jeszcze bardziej przylgnęła do niego. Po chwili, która dla Rogatego
była zdecydowanie za krótka, jednak zreflektowała się, co właśnie robi.
Używając całej siły woli, odepchnęła chłopaka od siebie i wybiegła z sali. Nie
tak miało być – pomyślała kolejny raz tej nocy, wybiegając na korytarz.
Potter
tymczasem stał z rozanielonym wyrazem twarzy. Nie do końca wierzył, że to, o
czym marzył od tak dawna, właśnie się wydarzyło. Pocałował Lily Evans! A Lily
Evans oddała mu pocałunek! Czy może być coś piękniejszego?
Ruda
tymczasem biegła przed siebie, chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim
dormitorium. Wiedziała, że Potter zaraz podąży jej śladem i będzie żądał
wyjaśnień. A co ona miała mu powiedzieć? Sama nie wiedziała, co w nią wstąpiło.
Jej dziki pęd przerwało zderzenie z czymś, a raczej z kimś.
-
Panna Evans? – zapytała złowieszczo profesor McGonagall – Co pani robi o tej
porze sama na korytarzu? Przecież nie pełni pani dyżuru prefekta.
-
Ja… - zaczęła niepewnie dziewczyna.
-
O, Lily, tutaj jesteś, wszędzie cię szukam – powiedział wesoło, zupełnie nie
zwracając uwagi na McGonagall.
-
Potter, Evans! Macie szlaban! Jutro o osiemnastej w moim gabinecie, a teraz
wracajcie do łóżek. – na słowa pani profesor serce Rogacza wykonało radosnego
fikołka.
I jestem i tutaj!
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, jestem bardzo ciekawa, czy przychodą Wam powiadomienia na emaila o dodanych komentarzach (chyba w sierpniu 2018 był problem z pojawianiem się komunikatów o komentarzach i trzeba coś w ustawieniach na panelu blogspota pozmieniać - jakbyście nie wiedziały, to informuję :D)
Ok. to ja tu zostawiam komentarz do notki, a zaraz (pewnie już po północy, bo chyba się rozpiszę, umieszczę jeszcze jeden, taki zbiorczy post) :)
Myślałam, że Lily jednak zostawi dla siebie to, że Snape ją zaatakował w lochach, a tu takie zdziwienie, że jednak powiedziała innym, w tym Remusowi i Syriuszowi.
James świetnie zauważa wszelkie zmiany w jej zachowaniu (w sumie obserwuje ją od ładnych kilku lat :P), ale raczej Lily nie poniżała Snape'a. Jednak tylko on zauważył, jak ona ignoruje Snape'a, no i może nazwałabym to wlaśnie tak.
Szkoda, że Dorcas zarzuciła Łapie nielojalność, ale to dzieki temu Rogacz się dowiedzial.
Byłam przekonana, że pójdzie sprać Snape'a a tu tak ładnie sobie to poukładał w głowie. Brawo!
Scena między Jamesem a Lily przypomina mi bardzo tą scenę z "HP i Zakon Feniksa", gdzie Harry trafia na Grimmauld Place 12 i krzyczy na Rona i Hermionę. Poczułam jakąś nostalgię, bo przecież Remus i Syriusz twierdzili, że Harry jest jak James i tutaj oddałyście to świetnie.
Całkowicie rozumiem jego uczucia i tutaj strassznie się bałam, że Lily znów walnie jakimś tekstem, czy wścieknie się.
Ta sytuacja między nimi była bardzo urocza. Tzn. to było smutne, ale ujęło mnie to, iż jednak ona poczuła tą potrzebę pocieszenia go. I ojeju. Lily jest już coraz bardziej tą Lily z moich wyobrażeń (tutaj znów wspomnę, ze boję się że w nastepnej notce coś palnie :P). Jej reakcja była świetna. Chyba bym trzasnęła laptopem, gdyby walneła go w twarz, czy zaczęła na niego wrzeszczeć. Najlepszym wyjściem z tej sytuacji, było oczywiście wyjście z sali.
I tak trochę się cieszę, że McGonagall ją przyłapała na szwędaniu się po zamku, no a potem Jamesa (ta wesołość mnie tu trochę tak mierzi w oczka, może gdyby to bylo coś w stylu: ulga, że nie bedzie sama wracała do wieży, no ale to juz nieważne :P). No i szlaban.
Oby w nastepnym rozdziale nie psioczyła na Pottera, że to przez niego ten szlaban. :D
Buziaki! :*
Kochana SBlackLady,
OdpowiedzUsuńdziękujemy za informację związaną z komentarzami. Sprawdzimy to!
Lily powiedziała o wszystkim pdzyjaciołom, bo wie, że sprawy przybrały poważny obrót. Voldemort naprawdę zabija i szuka sobie ludzi nawet wśród jej szkolnych kolegów...
Może nie do końca trafnie ujęłyśmy relację Evans-Snape. Chodziło nam o to, że dziewczyna jawnie pokazuje mu swoją niechęć, a nie tak jak do tej pory, po prostu udaje, że on nie istnieje.
Dorcas będzie myślała o Blacku źle, bo ciągle ma w pamięci sprawę ich związku. Stąd te bezpodstawne zarzuty.
Ostatnie wydarzenia sprawiły, że James musiał trochę dojrzeć, chociaż nie zatraci swojego huncwockiego sposobu bycia, a Snape jeszcze dostanie za swoje...
Jaki ojciec, taki syn. Ale na Harry'ego będzie jeszcze trzeba trochę poczekać. 😁
Jeżeli chodzi o Lily... Zacznie powoli dorastać i zrozumie, że Potter wcale nie jest chodzącym złem. Chociaż do miłości jeszcze jej daleko. Zmiana nastawienia do Rogacza sprawi, że Evans zacznie się gubić w swoich uczuciach i czasem będzie miała jeszcze przebłyski panny czepialskiej, ale wszystko zmierza mu lepszemu. Obiecujemy!
Jeżeli chodzi o wesołość... To Rogacz jest zachwycony szlabanem, bo będzie mógł spędzić z Evans trochę czasu i ma nadzieję, że uda im się wyjaśnić zaistniałą sytuację.
Wszystko rozwiąże się w swoim czasie. :)
Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy serdecznie!
~Ł&R
Hej,
Usuńdzięki za szybką odpowiedź i cóż. Jest tak jak myślałam :D :D także, czy mogłabym prosić do Was emaila? Bo zbiorczy komentarz będzie miał z 4 strony w Wordzie i chyba będzie lepiej jeśli Wam podeślę to w mailu, niż tu to wstawiać :)
Buziaki! :*
Nasz mail: laparogacz@gmail.com ��
OdpowiedzUsuńDzięki! Już poszło (wyszło prawie 7 stron :O :O :P)
Usuń