Przybywamy do Was z kolejnym rozdziałem i mamy nadzieję, że sprosta on Waszym oczekiwaniom.
Chcemy serdecznie podziękować tym z Was, którzy trzymali za nas kciuki w czasie matur, bo jak się okazało, zdałyśmy i to na całkiem przyzwoitym poziomie. :)
Rozdział dedykujemy naszym nowym Czytelniczkom - Annabeth Magritte, Żonie Syriusza, Mercy Pl oraz Optimist. Mamy nadzieję, że zostaniecie z nami na dłużej. Tymczasem zapraszamy do lektury! ;)
~ Łapa i Rogacz
Uczniowie
magicznej szkoły w Hogwarcie doczekali się wreszcie pierwszego dnia
czerwca. Dla społeczności klas piątych i siódmych oznaczało to
jedno – koniec stresu. Z tym dniem dobiegły końca i SUMy, i
OWuTeMy. Większość wygrzewała się teraz w promieniach
czerwcowego słońca, które mimo wczesnej pory niesamowicie
przypiekało ich roześmiane twarze. Dziewczęta moczyły nogi w
wodzie jeziora, które zachłannie czerpało ciepło upalnej wiosny,
a chłopcy chcąc rozładować nadmiar energii, ganiali się po
błoniach lub ochlapywali wzajemnie orzeźwiającą wodą. Czwórka
najpopularniejszych psotników siedziała teraz pod bukowym drzewem,
korzystając z cienia, rzucanego przez liściastą koronę. Ptaki
przysiadujące na gałęziach śpiewały nad ich głowami radosne
dźwięki. Huncwoci przy tym akompaniamencie grali w gargulki,
zaśmiewając się przy tym do łez. Potter z Blackiem skrzętnie
oszukiwali Petera, kiedy tylko zauważyli, że Glizdkowi zaczyna się
lepiej powodzić, czym zasłużyli sobie na naganne spojrzenie
Remusa. Jednak chłopcy nie bardzo się tym przejęli i kontynuowali
tą nieczystą grę. Niestety nie było im dane ukończenie tej
partii, ponieważ oboje dostali właśnie od kogoś lub czegoś po
głowach. Zdziwieni krzyknęli, rozmasowując przy tym bolące
miejsca. Obrócili głowy w kierunku ciosu i zobaczyli kapitana
gryfońskiej drużyny quidditcha.
-
Potter! Black! – krzyknął rozeźlony Jason – Czemu nie widzę
was na boisku? Zdajecie sobie sprawę, że pojutrze gramy finał?!
Ciemnowłosi
chłopcy zwinnie poderwali się z trawy i stanęli przed swoim
trenerem. Zerkali ku sobie rozbawieni, chcąc ukryć to przed
Marleyem.
-
Wybacz, stary, zupełnie wyleciało nam to z głowy – wydukał
Potter, zaciskając usta, aby się nie roześmiać i poczochrał
zamaszyście włosy, jak to miał w zwyczaju. Gryfon widząc ich
nieodpowiedzialne zachowanie, przygotowywał się do wygłoszenia
kazania. Już otwierał usta, kiedy Black poklepał kapitana po
plecach i oboje porwali się pędem w stronę boiska, by zaoszczędzić
sobie tradycyjnego ochrzanu. Jason zrezygnowany pokręcił głową i
powłóczył się za zawodnikami.
Remus
szczerze współczuł starszemu koledze, doskonale wiedział jak
uciążliwa potrafi być ta dwójka. Podniósł się lekko z ziemi,
chcąc zagadać do Petera, ale gdy spostrzegł jego ślimaczy uśmiech
i powód tego wyrazu twarzy, od razu zrezygnował. Ku ich ulubionemu
drzewu lekkim krokiem zmierzała blondynka. Kate słodko uśmiechnęła
się i przywitała uprzejmie z Lupinem, po czym od razu wtuliła się
w swojego chłopaka. Lunatyk, kryjąc swoje niezadowolenie, pożegnał
się szybko z parą pod pretekstem spotkania z Anne. Nie miał
najmniejszej ochoty oglądać tej śliniącej się dwójki, już
dawno zauważył, że ta dziewczyna ma zły wpływ na jego
przyjaciela.
*
Rudowłosa
dziewczyna siedziała w swojej ulubionej, zielonej pidżamie na swoim
idealnie wręcz pościelonym łóżku i szukała czegoś w szufladce.
Po kolei wyciągała wszystkie drobiazgi, które stworzyły ten
wielki bałagan. Zirytowana i zmarznięta sięgnęła po czerwony
szlafrok. Zarzuciła go na siebie i przewiązała paskiem, by żaden
zimny podmuch nie dostał się do jej skąpo odzianego ciała.
Spojrzała na górę rupieci powstałą na skutek jej wieczornego
kaprysu i zmotywowana dalej przeszukiwała wnętrze.
-
Lily, co ty robisz? – spytała nieco zdziwiona Anne – O tej porze
porządków ci się zachciało?
- Nie,
nie… nie o to chodzi – zacmokała niezadowolona dziewczyna –
Szukam czegoś.
- A
można wiedzieć czego? To może ci pomogę.
Loran
odłożyła na bok książkę, chcąc pokazać swoją gotowość do
zaoferowanej pomocy.
-
Dziękuję, Anne, ale to nic ważnego… Naprawdę! – dodała
szybko, widząc nieufne spojrzenie swojej przyjaciółki. Jednak
żadne słowo więcej nie padło, a Evans dalej przerzucała sterty
rzeczy. W końcu trzymając małą, srebrną zawieszkę, usiadła z
westchnieniem na łóżko. Znalazła go. Wisiorek w kształcie
jelonka, który dostała od Pottera. Swego czasu zastanawiała się,
czy ma to jakieś głębsze znaczenie, które powinna znać, ale
żadne sensowne wytłumaczenie nie przychodziło jej do głowy. Potem
całkiem o nim zapomniała. Jednak po tym jak straciła ukochanego
przyjaciela, wróciła myślą ku tamtemu wieczorowi. Sama nie
wiedziała czemu. Czuła się samotna i zdruzgotana, szukała
pocieszenia gdzie tylko się da. Nigdy by nie pomyślała, że ten
chłopak, Severus, za którym zawsze stawała murem, kiedy był
poniżany, nazwie ją szlamą i nawet się przed tym nie zawaha.
Bolało ją to. Wiedziała, że zadawał się z podejrzanymi typami,
słyszała o Śmierciożercach i Voldemorcie, miała pewne
podejrzenia, że Snape para się czarną magią. Ale przez to, co się
stało uprzytomniła sobie, że to wszystko może dotyczyć jej tak
niedawnego przyjaciela, który jako pierwszy pozyskał jej zaufanie.
Czuła się jakby tkwiła w jakimś złym koszmarze, to wszystko
wydawało jej się tak nierealne, że kilka razy wracała myślami do
tego, co zostało powiedziane. Musiała jednak w końcu przyznać, że
to wszystko się wydarzyło, a ona cierpiała jak nigdy dotąd. Z
tych rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi. Spojrzała na Loran,
która zaczytana nie podnosiła się z łóżka. Evans szybko
schowała jelonka do kufra i podeszła do wejścia od dormitorium.
Otworzyła drzwi, a za nimi zobaczyła koleżankę z roku.
-
Cześć, Mary. Coś się stało?
- Nie,
ale mam nadzieję, że cię nie obudziłam – powiedziała z
nadzieją, na co ruda pokręciła przecząco głową. – Mam ci
tylko przekazać, że przed obrazem czeka na ciebie Snape.
Lily
dosłownie zatkało. Nie spodziewała się go tutaj i nie miała
najmniejszego zamiaru go oglądać.
-
Jeśli możesz, powiedz mu, że nie mam ochoty z nim rozmawiać.
- To
nic nie da, Lily. Powiedział, że będzie tam spał, jeśli z nim
nie porozmawiasz.
Dziewczyna
uśmiechnęła się współczująco i odeszła do swojego pokoju.
Evans prychnęła wściekła, założyła ręce i szybkim krokiem
przeszła przez Pokój Wspólny i przeskoczyła przez dziurę pod
obrazem. Na prawo zobaczyła czekającego Ślizgona, który nieco
speszony spoglądał teraz na swoje buty. Gryfonka zniecierpliwiona
wpatrywała się w niego wyczekująco, jednak nie zapowiadało się
na to, że to spotkanie ma do czegoś doprowadzić. Postanowiła, że
nie odezwie się pierwsza, nie po tym wszystkim. Odwróciła się na
pięcie i już miała wypowiedzieć hasło, kiedy usłyszała głos
Severusa.
- Tak
mi przykro.
- Nie
interesuje mnie to.
-
Przepraszam!
-
Oszczędź sobie płuc.
Było
już późno, przez co na korytarzach robiło się coraz zimniej, a
Lily w pidżamie i szlafroku, stała z założonymi na piersiach
rękami przed portretem Grubej Damy.
-
Wyszłam tylko dlatego, że Mary mi powiedziała, że zamierzasz tu
spać, dopóki nie wyjdę.
- Tak
było. Tak bym zrobił. Nie chciałem nazwać cię szlamą, to mi się
po prostu...
-
Wyrwało, tak? – w głosie Lily nie było współczucia – Już za
późno. Tłumaczyłam się za ciebie przez kilka lat. Wszyscy się
dziwią, że w ogóle z tobą rozmawiam. Ty i ci twoi przyjaciele
Śmierciożercy... no i co, nawet nie możesz zaprzeczyć! Nie możesz
zaprzeczyć, że wy wszyscy chcecie nimi zostać! Nie możesz się
doczekać chwili, gdy staniesz się sługą Sam-Wiesz-Kogo, prawda?
Snape
zdziwiony otworzył usta, ale zaraz je zamknął, nie wypowiedziawszy
żadnego słowa.
- Nie
mogę dłużej udawać. Ty wybrałeś swoją drogę, ja wybrałam
swoją.
-
Nie... wysłuchaj mnie, ja nie chciałem...
- ...
nazwać mnie szlamą? Przecież tak nazywasz każdego, kto urodził
się w rodzinie mugoli, Severusie. Czym ja się różnię?
Już
miał coś odpowiedzieć na swoje wytłumaczenie, szukał
odpowiednich słów, by wyrazić jak bardzo mu przykro, ale nie
doszło do tego. Lily widząc, że chce coś powiedzieć, obdarzyła
go najbardziej pogardliwym spojrzeniem, na jakie było ją stać i
wróciła do wieży.*
*
Na
szóstym piętrze panowała pustka. Mrok niczym fala wrzącej lawy
pokrywał cały korytarz, nie wpuszczając nawet najmniejszej
iskierki światła. Stary woźny, Filch szedł właśnie ze swoją
kotką, panią Norris i patrolował korytarze z nadzieją, że
wreszcie przyłapie jakiegoś gagatka i będzie mógł go przykuć do
ściany lochów. Przecież Dumbledore nie musi o niczym wiedzieć. Po
chwili, jak na życzenie, usłyszał brzęk zbroi na końcu
korytarza. Potruchtał w tamtą stronę, wydawało mu się, że
słyszy jakieś śmiechy i szepty. Argus oddychał ciężko, kiedy w
końcu znalazł się przy miejscu, z którego padały odgłosy,
jednak niczego tam nie było. Zrezygnowany powłóczył się schodami
piętro niżej.
Kiedy
mężczyzna zniknął z horyzontu, nagle na korytarzu pojawili się
dwaj chłopcy. Byli to oczywiście Huncwoci, a ściślej mówiąc,
James i Syriusz. Skryci pod peleryną niewidką wracali dopiero teraz
z Miodowego Królestwa, do którego dostali się tajnym przejściem
pod posągiem Jednogarbnej Czarownicy. Black przez przypadek
szturchnął łokciem zbroję, co wywołało ów dźwięk, który
zwabił woźnego. Jednak oni. będąc mistrzami nocnego szwendania
się i mając potrzebne przybory, z łatwością potrafili uciec
przez kłopotami.
-
Debilu jeden. – żachnął się Potter – Przez ciebie mogliśmy
dostać szlaban. I gdzie byśmy go niby umieścili? Nie mamy już
wolnych terminów. - Łapa zaśmiał się na to i zwinął pelerynę
niewidkę, podając ją okularnikowi.
- Oj
Rogaś… Dla naszego kochanego charłaczka znaleźlibyśmy jeszcze
wolną godzinkę. - James pokiwał głową, udając dezaprobatę i
idealnie naśladując minę profesor McGonagall, co wywołało
większy przypływ radości u przyjaciół. Będąc przy schodach
prowadzących na siódme piętro, rozdzielili się. Syriusz był
umówiony z Dorcas i nie mógł wrócić jeszcze do pokoju, więc
Potter był zmuszony pójść tam sam. James nonszalancko szedł do
góry i kiedy znalazł się już piętro wyżej, pięć metrów przed
sobą zauważył chłopaka. Od razu poznał jego tłuste włosy i
ogromny, garbaty nos. Rogacz, nie mogąc się nadziwić, jakie
szczęście spotkało go na koniec dnia, stanął luźno, ale w
pogotowiu trzymał rękę blisko różdżki.
-
Proszę, proszę… Kogo ja widzę. Smarkerus we własnej osobie. –
Potter ukłonił się prześmiewczo, udając jaki to wielki zaszczyt
uczynił mu Snape. Severus zignorował to i chciał go wyminąć, ale
nie udało mu się. James złapał go za szatę i szarpnął tak, że
Ślizgon wylądował na podłodze. Rozzłoszczony tym, że przez
własną głupotę stracił przyjaciółkę i teraz jeszcze
zaczepkami Pottera, sięgnął szybko po różdżkę, jednak Gryfon
był szybszy i rzucił w niego zaklęciem galaretowatych nóg.
- Cóż
to za piękny taniec, Smarkerusku. Mogłem iść z tobą na ten bal
walentynkowy.
Jednak
Snape nie pozostał dłużny i rzucił w Pottera drętwotą. Chłopak
szybko podniósł zaklęcie tarczy i udało mu się uchronić przed
magicznym promieniem.
- Więc
chcesz się bawić na poważnie? – okularnik wykrzywił usta w
grymasie pogardy – Do usług.
Gryfon
odwdzięczył się tym samym zaklęciem. Kilkakrotnie próbował
wytrącić przeciwnikowi różdżkę, ale ten zawsze na czas podnosił
tarczę. Wokół nich nie było już nic widać. Mrok ograniczał ich
widoczność, a kurz, który pojawił się na skutek kilku chybionych
zaklęć dodatkowo ich oślepił. W końcu Jamesowi udało się użyć
na Ślizgonie niewerbalnego zaklęcia „levicorpus”, a Snape
korzystając z tego, że Potter skupiał się na zaklęciu, obrócił
szybko różdżkę w ręce i krzyknął:
-
Sectumsempra!
Rogacz
poleciał do tyłu, stracił równowagę i na wznak leżał na zimnej
posadzce. Severus automatycznie opadł z hukiem na podłogę, ale
szybko wstał, oczekując kolejnego ataku. Nic takiego nie nastąpiło,
słyszał tylko ciężki oddech i ciche jęki. W końcu użył tego
zaklęcia, które sam wymyślił metodą prób i błędów, ale
pierwszy raz użył tego na człowieku. Długowłosy, używając
zaklęcia tarczy podszedł powoli i ostrożnie do leżącego ciała.
Postawił kolejny krok i coś chlupnęło pod jego butem. Zdziwiony
cofnął się i przyświecił sobie różdżką, by zidentyfikować
skąd pojawiła się nagle woda. Jednak to co zobaczył nie było
wcale wodą. To było gęstsze i… czerwone. Snape automatycznie
zbladł, póki starczyło mu sił w nogach podszedł bliżej
okularnika i rzucił na niego światło swojej różdżki. Gryfon
cały był pokryty szkarłatną mazią, spojrzenie miał
nieprzytomne, ciało bezwładne. Z kącika ust powoli sączyła się
krew, a kiedy przyjrzał się dokładnie, dojrzał, że na rany
składało się wiele głębokich rozcięć. „Więc tak działa to
zaklęcie” pomyślał Severus. Nagle uprzytomnił sobie co zrobił.
Przecież Potter może tego nie przeżyć. Zalała go fala gorąca, a
na ciele wystąpiły zimne poty. Ze strachu nie potrafił racjonalnie
myśleć. Wiedział, że jeśli go przyłapią, to zostanie usunięty
ze szkoły. Nie mógł sobie na to pozwolić, miał zbyt wiele do
zrobienie. Ślizgon powoli wycofał się i pobiegł schodami w dół,
pozostawiając rannego Jamesa. Po kilku krokach Snape wpadł na jakąś
dziewczynę, nie miał pojęcia, kim była. Szybko ją wyminął i
uciekał jak najdalej od miejsca jego zbrodni.
Uczennicą,
na którą wpadł Severus, była Gryfonka z czwartego roku, Judy
Powell. Dziewczyna zdezorientowana zachowaniem chłopaka, wzruszyła
tylko ramionami i spokojnie poszła dalej w kierunku swojego domu.
Zdziwiły ją jednak tumany kurzu na piętrze. Zapaliła różdżkę,
aby widzieć cokolwiek w pyle i ruszyła naprzód. Na podłodze przed
nią zamajaczył jakiś duży kształt. Przestraszona podeszła
bliżej i rozpoznała w tej postaci Jamesa. Jednak to, co zobaczyła,
spowodowało, że krzyknęła przeraźliwie. Będąc zbyt przerażoną,
nie wezwała od razu pomocy. Po chwili jednak oprzytomniała i
pobiegła ile sił do wieży Gryffindoru. W Pokoju Wspólnym panował
harmider, nic więc dziwnego, że nikt nie słyszał żadnego
dźwięku. Dziewczyna wpadła szybko do środka i starała się
przekrzyczeć tłum, ale głos odmawiał jej posłuszeństwa. W rogu
pokoju zauważyła Remusa i podeszła szybko do niego, znalazła
jeszcze Blacka, i kazała im obu pójść za sobą. Chłopacy
zdezorientowani ruszyli za Gryfonką, nie potrafili jej odmówić.
Widzieli, że coś ją bardzo poruszyło, więc tylko posłusznie
poszli jej śladami. Teraz także oni zdziwieni tym co zobaczyli
pozapalali różdżki i podbiegli do ledwo dyszącego Jamesa.
-
Remus! Co mu jest? – Blackowi ze strachu załamywał się głos –
Co tu się stało?
Pytanie
padło w pustkę. Nikt nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Lupin,
który jako jedyny trzeźwo myślał w tej sytuacji, wyczarował
nosze i razem z Łapą pognali w kierunku szpitala. Krzykami zbudzili
panią Pomfrey, która przy pomocy magii, przeniosła rannego
chłopaka na łóżko. Zdarła koszulkę z zakrwawionej piersi
Gryfona i obejrzała jego rany. Obaj Huncwoci z przerażeniem
przyglądali się rozcięciom. Pielęgniarka podbiegła do szafki,
wyjmując z niej kilka buteleczek z eliksirami. Przywołała do
siebie chłopaków, aby jej pomogli. Kobieta podała Potterowi
eliksiry na uśmierzenie bólu, na szybsze gojenie ran, na pobudzenie
organizmu, ale to wszystko nie przynosiło żadnych efektów. Poppy
stanęła, głęboko nad czymś myśląc. Przejechała różdżką po
ciele chłopaka, starając się znaleźć zaklęcie, które mogło
dać takie obrażenia.
- To
jakieś silne czarnomagiczne zaklęcie. – mruknęła do siebie,
jednak na tyle głośno, że obaj Gryfoni to usłyszeli. – Trzeba
wezwać profesora Flitwicka. Pomfrey wysłała swojego patronusa w
kształcie konia do Minerwy i Filiusa. Oboje zjawili się w Skrzydle
Szpitalnym kilka minut później. Kiedy nauczycielka transmutacji
zobaczyła, w jakim stanie jest jej podopieczny, złapała się za
serce i opadła ciężko na krzesło. Za to opiekun Krukonów
podbiegł na swoich krótkich nóżkach do łoża rannego i tak jak
poprzednio zrobiła to pielęgniarka, tak samo Filius przeciągnął
różdżką po ciele Pottera. Zaraz potem zaczął mruczeć jakieś
dziwne formuły, a rany zdawały się powoli zasklepiać. Oddech
Jamesa stał się nieco głębszy i mniej spazmatyczny.
-
Więcej nie da się zrobić. – orzekł nauczyciel zaklęć –
Jednak nic mu już nie grozi. Poppy, podawaj mu zwykłe eliksiry na
ból i szybsze gojenie, zresztą widzę, że już tu stoją.
-
Filiusie – odezwała się słabo McGonagall – Jakież to zaklęcie
spowodowało takie skutki?
- Nie
jestem pewny Minerwo, ale wiem, że bardzo mroczne. Bardziej martwi
mnie to, kto odważył się tego użyć… - nauczyciel zasępił się
i założył ręce na piersi. – Chłopcy - zwrócił się do
Gryfonów – Widzieliście kto to zrobił?
Oboje
przecząco pokręcili głowami, zbyt przejęci, by powiedzieć
cokolwiek głośno.
-
Powiedziała nam o tym Judy, może ona będzie coś wiedzieć? –
zaproponował Remus.
- Judy
Powell? – upewniła się opiekunka Gryfonów, na co Lupin
przytaknął – Zaraz z nią pomówię.
McGonagall
wybiegła z sali, szczęśliwa, że może coś zrobić. Flitwick
także życzył wszystkim dobrej nocy i udał się do siebie. W
szpitalu zostali tylko Lunatyk z Łapą, rannym Rogaczem i panią
Pomfrey, która po chwili wygoniła chłopców do dormitorium. I tak
nie mogli nic teraz zrobić dla swojego przyjaciela.
*
Na
drugi dzień wieść o tym dziwnym incydencie rozniosła się po
szkole z prędkością błyskawicy. O niczym innym się nie mówiło,
wszyscy spekulowali i przerabiali okoliczności tego „wypadku”,
jak nazwali to nauczyciele. Lupin z Syriuszem powiadomili o tym
Petera, jak tylko wrócili, co prawda musieli go obudzić, ale nie
zważali na to. Uważali, że powinien wiedzieć to teraz.
Dorcas,
dowiedziawszy się o tym, co zaszło od swojego chłopaka, pobiegła
jak najszybciej do dormitorium dziewcząt. Nie wiedziała w sumie
czemu, ale uważała, że Ruda powinna się o tym jak najszybciej
dowiedzieć. Wchodząc do pokoju, zastała tam tylko Anne, która
pisała właśnie list.
-
Gdzie jest Lily? – spytała Meadowes
-
Siedzi w łazience. A co ty taka zdyszana? – Loran spojrzała
podejrzliwie na przyjaciółkę. Jednak ta zignorowała pytanie i
zaczęła walić pięściami w drzwi łazienki.
-
Lily! Wyłaź stamtąd!
Drzwi
otworzyły się z hukiem tak, że czarnowłosa musiała szybko
odskoczyć, by nie zostać uderzoną.
- O co
chodzi, Dor? Już się umyć spokojnie nie można?
Lily
zniecierpliwiona osuszyła różdżką swoje kasztanowe włosy.
Podparła się rękoma pod boki i patrzyła wyczekująco na swoją
przyjaciółkę.
-
Potter jest ranny! Poważnie! – postanowiła, że powie to szybko i
na jednym oddechu. Chciała to mieć za sobą. Evans poczuła lekkie
ukłucie strachu i zaraz do jej głowy napłynęły nieprzyjemne
myśli, nie dała jednak tego po sobie poznać.
- Ale
żyje przecież, to chyba najważniejsze. – odrzekła rudowłosa
siląc się na beztroski ton.
-
Lily… on naprawdę jest CIĘŻKO ranny.
Dorcas
położyła nacisk na słowo określające stan chłopaka. Nie takiej
reakcji spodziewała się po swojej przyjaciółce. Myślała, że
wstrząśnie nią to tak samo, jak ją samą to zszokowało.
-
Dobrze, ale co mam zrobić z tym faktem, Dor?
Anne
skupiona przysłuchiwała się ich rozmowie, nie ośmielając się
wtrącić nawet drobnego słówka. Szczerze ona również miała
nadzieję, że chociaż na ten jeden moment serce Evans zmięknie.
Meadowes spojrzała niedowierzająco na panią prefekt. Nie
dostrzegła w jej twarzy nawet odrobiny współczucia czy strachu,
tylko oczy wydawały się dziwnie szkliste.
- Nic
– odpowiedziała Gryfonka sucho – Myślałam po prostu, że masz
jakiekolwiek uczucia, ale jak widać przeliczyłam się.
Dorcas
wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. Lily stała dalej w tym samym
miejscu, chcąc zahamować przypływ łez. Miała uczucia… wręcz
nadmiar, ale nie chciała tego okazywać przed innymi, zwłaszcza
jeśli chodziło o Pottera. Spojrzała niepewnie na Anne i wtedy
zdecydowała. Porwała z kufra swoje ubrania i wbiegła do łazienki.
Związała jeszcze włosy w wysoką kitkę i pobiegła co prędzej do
Skrzydła Szpitalnego.
Kiedy
dotarła sali pani Pomfrey, ostrożnie pchnęła drzwi i rozejrzała
się po pomieszczeniu. Było pusto, nie licząc jakiegoś pierwszaka
który miał rękę wielkości pniaka młodego drzewa i… on, James
Potter. Podeszła bliżej jego łóżka i zamarła. Chłopak był
cały w bandażach, przez które przebijał delikatny szkarłat krwi.
Widoczna została tylko twarz, z której zdjęto charakterystyczne
okulary. Na szafce obok stało kilka pokaźnych buteleczek z mniej
lub bardziej apetycznie wyglądającymi substancjami. Evans nie
wiedziała co ma ze sobą zrobić. Zostać i usiąść? Coś
powiedzieć? Dotknąć go? Czy może po prostu uciec i udać, że
nigdy tu nie była?
-
Dzień dobry, panno Evans. – przywitała się szkolna pielęgniarka.
Ruda na dźwięk jej głosu podskoczyła. Była zbyt zatopiona w
swoich myślach, by zauważyć, że ktoś się zbliża.
-
Dzień dobry.
Poppy
uśmiechnęła się słabo do uczennicy. Widać było, że jest
zmęczona i ma za sobą zarwaną noc.
-
Muszę zmienić mu opatrunki, chcesz pomóc?
Lily
zdarzało się czasem przychodzić do skrzydła szpitalnego i pomagać
przy drobnych urazach. Marzyła, by w przyszłości zostać
uzdrowicielką. Jednak teraz wszelka chęć i odwaga ją opuściła.
To był ON. Nie mogła asystować przy nim. Nie wiedząc jednak czemu
kiwnęła twierdząco głową i podeszła do chłopaka. Hipnotyzowała
ją jego spokojna twarz. Tak bezbronna, bez tego irytującego
uśmiechu. Zdała sobie właśnie sprawę, że po raz pierwszy widzi
go w stu procentach naturalnego. Żałowała, że nie może być
właśnie taki na co dzień. Naturalny. Wtedy może byłaby nikła
szansa, żeby mu uległa, ale niestety tak nie jest. Dziewczyna
powoli odwijała bandaże i kładła je na tackę. Przemyła tors
chłopaka, barki, ręce i plecy. Czuła charakterystyczny zapach
poranionego ciała, ale nie obrzydzało ją to.
-
Będziesz dobrą uzdrowicielką – pochwaliła ją pielęgniarka,
widząc, jak delikatnie Gryfonka zajmuje się pacjentem. Dziewczyna
delikatnie spąsowiała i spuściła wzrok na bezwładne ciało. Pani
Pomrey obejrzała rany i stwierdziła poprawę. Zaaplikowała mu
lekarstwa i założyła świeże bandaże.
-
Zostawię cię z nim.
Poppy
wyszła z sali i udała się do swojego gabinetu. Lily onieśmielona
taką bliskością chłopaka, mimo że nieprzytomnego, zagryzła
usta, bojąc się cokolwiek zrobić czy chociażby poruszyć.
Rozejrzała się wokół siebie czy nikt nie patrzy i chwyciła
Jamesa za rękę. Chciało jej się płakać, nie wiedziała nawet
czemu. W końcu doszła do wniosku, że na widok każdego tak
cierpiącego człowieka zareagowałaby tak samo. Po chwili drzwi
Skrzydła Szpitalnego otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Evans
szybko puściła rękę chłopaka i odsunęła się od jego łóżka.
Z początku ciche kroki, stawały się coraz głośniejsze, aż
zatrzymały się obok niej. Ktoś położył jej rękę na ramieniu,
a ta z lękiem podskoczyła.
-
Spokojnie – usłyszała głos Blacka – To tylko ja.
„No
pięknie” pomyślała i wstała ze stołka, by ustąpić miejsca
Syriuszowi. Chłopak spojrzał na nią pytająco, nie bardzo wiedząc
o co jej chodzi.
-
Siadaj, to twój przyjaciel, a ja właśnie wychodziłam.
- Nie…
Tak właściwie, to przyszedłem do ciebie.
Dziewczyna
spojrzała zaskoczona. Po co Black miałby jej szukać i skąd
wiedziałby gdzie?
-
Ale.. skąd wiedziałeś…
-
Gdzie jesteś? Huncwockie sposoby. – odpowiedział i uśmiechnął
się szelmowsko, nie zamierzając zdradzić nic więcej. Pociągnął
Rudą za łokieć i poprowadził za sobą. Zeszli na sam dół szkoły
i wyszli na błonia. Gryfonka była zbyt przygnębiona, by się
sprzeciwiać, poza tym była ciekawa, czego może chcieć od niej
Black.
Szli w
kierunku boiska do quidditcha, a w powietrzu można było dostrzec
latających zawodników w czerwonych barwach. Kiedy zbliżyli się na
tyle, by pozostali ich dostrzegli, skręcili szybko do szatni, nie
zważając na to, że wszyscy nagle przerwali grę.
-
Powiesz mi wreszcie o co tu chodzi? Po co mnie tu zaciągnąłeś? –
zapytała wreszcie dziewczyna, kiedy Black szukał czegoś w schowku.
Nie odezwał się ani słowem, tylko pokazał i wręczył jej miotłę.
Lily ujęła niepewnie rączkę, wciąż nie rozumiejąc o co tu
chodzi.
-
Black, jeśli zaraz mi nie powiesz po co to wszystko, to obiecuję
ci, że natrzaskam ci tym kijem po twoim pustym łbie.
Dla
urzeczywistnienia swojej groźby złapała trzonek w obie ręce i
podniosła go do góry.
-
Spokojnie, rudzielcu. Z tą ikrą będziesz wspaniałą szukającą –
oświadczył Syriusz i wyszczerzył zęby w najszerszym uśmiechu,
rozbawiony zaistniałą sytuacją. Jutro miał odbyć się mecz, nie
mogli go przenieść na inny termin, więc pozostało im tylko
znaleźć zastępstwo. Wybór padł na pannę Evans, która stała
teraz, wpatrując się w Łapę jak w jakieś wysoce nierozumne
dziecko, któremu trzeba wszystko tłumaczyć, jak przysłowiowej
krowie na rowie.
- Ja?
Szukającym? To jest jakiś żart? – spytała pewna tego, jaka
padnie odpowiedź.
- E…
nie. Tak zdecydowała cała drużyna.
Lily
przez chwilę myślała, że jest wciąż w sali szpitalnej, a ona po
prostu zasnęła. Uszczypnęła się w dłoń, aby wybudzić się z
tego dziwnego snu. Jednak to nic nie pomogło. Ona wciąż stała w
szatni z miotłą w ręku i wpatrując się z otwartymi ustami w
długowłosego.
- Ale…
ale… że ja mam latać? Łapać jakąś piłkę?
- Tak.
Chodź na boisko i tam ci wszystko wytłumaczymy.
Evans
zbyt zszokowana, by zareagować dała się poprowadzić na boisko. Co
prawda startowała w trzeciej klasie do drużyny, ale na stanowisko
ścigającego i odrzucili ją, więc dała sobie spokój. Widocznie
to nie było dla niej. A teraz ot tak po prostu chcą, żeby ganiała
za Złotym Zniczem. Według niej to było jednym wielkim
nieporozumieniem. Porozmawiała z kapitanem i wszystko okazało się
prawdą. Po kłótni, wyliczaniu argumentów, dlaczego ona się nie
nadaje i sprzeciwianiu się woli drużyny, pani prefekt w końcu
ustąpiła. Wiedziała, że przegrają, ale wtedy bynajmniej sami się
przekonają o jej nieudolności. Ruda dosiadła miotły i wzbiła się
lekko w powietrze. Na początku ostrożnie, a potem już coraz
pewniej i szybciej zataczała koła wokół boiska. Przeszła przez
ćwiczenia rozgrzewkowe, wytłumaczyli jej zadanie szukającego,
pokazali z bliska piłeczkę, która interesuję tylko ją, po czym
wypuścili znicza w powietrze. Evans poczekała chwilę aż ten
odleci i zawisnęła nad trybunami, wypatrując zwinnej kulki. Reszta
drużyny rozgrywała między sobą mecz, ćwicząc jakąś zawiłą
dla Lily taktykę. Jednak po chwili przypomniała sobie o swoim
zadaniu i szukała wzrokiem piłeczki. Pierwszy raz złapała ją
przez przypadek, gdy Złoty Znicz uderzył ją w klatkę piersiową.
Za drugim razem ledwo uchwyciła przedmiot opuszkami palców, a za
trzecim razem gnała za skrzydlatą piłeczką jak szalona, po czym
pewnie ją uchwyciła w dłoń. Po drodze oczywiście została
uderzona tłuczkiem, spadła z miotły, ale na szczęście udało jej
się złapać trzonka. Gdy tylko zauważył to Syriusz, podleciał do
niej i pomógł jej.
- Ja
wiem, że to miotła Pottera, ale ona naprawdę nie gryzie –
zażartował Gryfon, jednak od razu tego pożałował, gdy zobaczył
minę Evans.
-
Pottera? Czemu prędzej mi tego nie powiedziałeś?
- A co
to za różnica? – spytał, opuszczając ramiona.
- A
taka, że gdybym wiedziała, to nigdy bym nie wsiadła na miotłę
tego gumochłona.
Dziewczyna
odwróciła wzrok. Spodziewała się, że Łapa to jakoś skomentuje,
ale ten tylko patrzył na nią uporczywie i z lekkim gniewem. Już
otwierał usta, by jednak coś powiedzieć, kiedy Lily mu weszła w
słowo.
-
Zejdziesz mi z oczu, Black? Ciężko wypatrzyć znicza, kiedy
zasłaniasz mi cały widok.
Obrońca
spojrzał na Rudą, nic nie rozumiejąc. Przed chwilą wyzywa
właściciela Srebrnej Strzały, a teraz nagle daje mu do
zrozumienia, że gra dalej. Prędzej spodziewał się, że jak zwykle
strzeli focha i wyjdzie z treningu. Łapa wiedział, że nigdy nie
będzie w stanie pojąć skomplikowanego toku myślenia kobiet. Z
westchnieniem wrócił na pętle, by bronić jej przed kaflem. Lily
pod nosem uśmiechnęła się do siebie i wróciła do szukania
jedynej, złotej piłeczki.
*
Czas
do najważniejszego i ostatniego meczu w roku minął w mgnieniu oka.
Zawodnicy Gryffindoru pałaszowali właśnie śniadanie, by nabrać
siły do latania w powietrzu i walki przeciw drugim. Kiedy drużyna
Ślizgonów weszła do Wielkiej Sali, zaczęły się wzajemne
przekrzykiwania, wyzwiska, okrzyki i w całym pomieszczeniu zapanował
ogromny harmider, który już po chwili przeniósł się na trybuny.
Był to mecz o Puchar Quidditcha. Czyli nie byle co, zwłaszcza, że
mógł go zdobyć Slytherin. Marley, będąc na ostatnim roku, chciał
zakończyć swoją karierę trenera z fanfarami, ale mając Lily na
pozycji Pottera, nastawił się niestety na porażkę. Gryfoni
przypominali sobie szczegóły taktyki, przebierali się i wzajemnie
podnosili na duchu. Evans wyciągnęła z worka szkarłatną szatę,
która zdecydowanie była na nią za duża, ale nie miała wyboru.
Spojrzała na właściciela i aż się zakrztusiła. Na tyle
materiału widniało nazwisko Pottera z numerem dziesięć.
Rozejrzała się wokół, aż natknęła się na ponaglający wzrok
Dorcas, która już stała gotowa i czekała na pozostałą damską
część drużyny. Ruda szybko przerzuciła szatę przez głowę,
założyła ochraniacze, rękawice i ochronne okulary. Tak ubrana
razem z resztą zawodników wyszła na murawę. Kiedy tylko stanęła
na środku boiska, zaczęły do niej docierać dźwięki wiwatów i
obelg, przełknęła ślinę i zaczęła się nerwowo się rozglądać
w poszukiwaniu znajomych twarzy. Natknęła się wzrokiem na Petera,
Anne i Remusa, którzy trzymali ogromny transparent z napisem „Ruda
nam do walki ducha doda!”. Od razu zrobiło jej się cieplej na
sercu i pomachała w kierunku przyjaciół. Zdenerwowana poderwała
się w powietrze i podleciała na tyle wysoko, by zawisnąć nad
pozostałymi zawodnikami. Właśnie odbywała się prezentacja
drużyny Gryfonów, kiedy komentator doszedł do pozycji szukającego.
- Na
końcu proszę państwa – mówił Jasper Steel przy pomocy zaklęcia
zgłaśniającego – James Potter! Najlepszy szukający Gryffindoru
od wielu lat! Ale czy widzicie to, co ja? Potter zmienił fryzurę!
Hej, James! Do twarzy ci w tym płomiennym kolorze, ale twoje włosy
chyba dawno nie widziały nożyczek!
Wszystkie
twarze zwróciły się ku Lily, dopiero teraz dostrzegając, że coś
tu się nie zgadza. W tym czasie Evans podleciała do komentatora na
odległość wyciągniętej ręki.
-
Nazywam się Lily Evans, pacanie. – sprostowała Ruda i zmierzyła
go lodowatym spojrzeniem, na co Puchon o mało co, nie parsknął
śmiechem. Wytłumaczył pomyłkę wszystkim, a potem komentował już
zwykły przebieg gry. Ślizgoni prowadzili na razie pięćdziesiąt
do trzydziestu. Gryfoni pomału nadganiali przepaść punktową, ale
wciąż byli z tyłu. Lily cała w stresie krążyła wokół boiska,
obserwując od czasu do czasu szukającego przeciwnej drużyny. I
nagle dostrzegła to… Złoty błysk przed oczami. Pognała w tamtym
kierunku, słysząc tylko świsty powietrza w uszach i ciepły wiatr
omiatający jej twarz. Ślizgon, który również dostrzegł
piłeczkę, już siedział jej na ogonie i od czasu do czasu starał
się ją zwalić z miotły, ale chwilę potem dostał tłuczkiem i
na chwilę był zmuszony zrezygnować z pościgu. Evans gnała jak
szalona, nic ją nie obchodziło. Była tylko ona i Złoty Znicz.
Wychyliła się mocno do przodu, wyciągnęła rękę i… piłeczka
nagle zniknęła. Zdezorientowana zaczęła się rozglądać przez co
o mały włos, sama nie oberwała tłuczkiem. Nagle poczuła dziwny
ruch w okolicach rękawa i łaskotanie na przedramieniu. Sięgnęła
tam ręką w celu podrapania się, kiedy wyczuła pod palcami chłodny
metal i wyciągnęła TO. Lily Evans trzymała w ręku Złoty Znicz.
Wyciągnęła symbol zwycięstwa wysoko w górę tak, by wszyscy
mogli to dostrzec.
-
Gryffindor wygrał Puchar Quidditcha!
Uczniowie
ryknęli w emocjach, podniosła się ogromna wrzawa. Tłum z trybun
wylał się na boisko. Każdy chciał osobiście pogratulować
zwycięzcom i dotknąć pucharu. Ruda została porwana na ręce i
podrzucano ją z radości wysoko w powietrze. Sama czuła się, jakby
była całkiem inną osobą. Rozpierała ją duma i szczęście, ale
także słodki smak zwycięstwa. Ona, Lily Evans, wygrała mecz!
*
Cała
drużyna Gryffindoru w wyśmienitych humorach weszła do Skrzydła
Szpitalnego, robiąc przy tym taki hałas, jakby wleciało całe
stado rozjuszonych os. Pani Pomfrey z ręką na sercu wybiegła z
gabinetu, aby ich wygonić lub chociażby uciszyć, ale nie
przyniosło to żadnych efektów. Wszyscy podeszli do łóżka Jamesa
Pottera, chcąc podzielić się z nim tą wspaniałą wiadomością.
Chłopak leżał wciąż obandażowany, ale tylko w okolicach
tułowia. Przez opatrunki nie przesiąkała już krew, a i on sam
wyglądał o niebo lepiej. Rozczochraniec sięgnął po okulary i
uśmiechnął się szeroko na widok pucharu i dumnego kapitana. Był
tylko ciekaw, kto go zastąpił na jego pozycji. Nie mieli okazji z
nim tego przedyskutować, ponieważ dopiero dziś rano się obudził
i był w stanie podnieść się lekko na łokciach. Nie mogąc dłużej
wytrzymać, rzucił pytanie w stronę drużyny.
- A
gdzie jest ta zacna osoba, która miała ten ogromny zaszczyt zająć
moje stanowisko?
Tłum
obejrzał się do tyłu i spojrzał na osobę, która skryła się
tak, by uciec przed spojrzeniem orzechowych tęczówek. Teraz powoli
dziewczyna przeszła na przód lekko się rumieniąc i trzymając w
ręku znicza. Gryfonka stanęła przed Potterem w jego własnych
szatach i podała mu złotą piłeczkę.
- A
niech mnie… - zaniemówił James – Lily Evans…
- We
własnej osobie.
Ruda
uśmiechnęła się promiennie, a Rogacz błyskotliwie stwierdził w
myślach, że po raz pierwszy zrobiła to w jego kierunku szczerze i
bez cienia ironii czy pogardy. Uznał, że w tym uśmiechu wygląda
jeszcze piękniej niż zawsze, zwłaszcza kiedy temu wyrazowi twarzy,
towarzyszyły radosne iskierki błyskające w jej zielonych oczach.
- Moje
gratulacje.
Okularnik
ujął dłoń dziewczyny i delikatnie nią potrząsnął.
-
Zechciej przyjąć ode mnie w nagrodę skromnego całusa.
James
pociągnął dziewczynę w swoją stronę, tak by ją ucałować, ale
ta będąc przygotowana na podobny podstęp, zaparła się o barierkę
łóżka tak, że biedny chłopak nic nie wskórał i musiał
zadowolić się ciepłem jej dłoni.
- Ale
muszę przyznać Evans, że do twarzy ci w moich szatach – Potter
błysnął swoim huncwockim uśmiechem, mierząc ją wzrokiem od góry
do dołu. Lily spąsowiała jak róża, nawet włosy nie zdołały
zamaskować jej czerwonych rumieńców. Oburzona zdjęła z siebie
szatę zawodnika i rzuciła nią Jamesowi w twarz. Została tylko w
krótkich, zielonych spodenkach i miodowej bokserce. Rogacz wręcz
pożerał ją wzrokiem. Pierwszy raz widział ją tak skromnie ubraną
i mógł publicznie podziwiać jej zgrabną i kształtną figurę.
- Tak
znacznie lepiej – wyznał urzeczony i posłał Lilce całusa w
powietrzu. Dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej i
zawstydzona do granic możliwości, wybiegła z sali bez słowa.
Jednak kiedy nikt jej nie obserwował, uśmiechnęła się do siebie
i szczęśliwa tak bardzo, jak już od dawna nie była, udała się
do swojego pokoju, by tam podzielić się swoją radością z
przyjaciółkami.
*
Profesor
Dumbledore przechadzał się po swoim gabinecie w tą i z powrotem,
zatrzymując się od czasu do czasu przy myślodsiewni. Przeglądał
swoje wspomnienia związane z Tomem Riddlem, o którym ostatnimi
czasy robiło się coraz głośniej. Pod przydomkiem Lorda Voldemorta
zjednywał sobie potężnych czarodziejów i zaciągał ich w swoje
szeregi. Swoich sprzymierzeńców obdarzył mianem Śmierciożerców,
którzy przysługiwali mu się poprzez oczyszczanie świata z
„brudnej krwi”. A co gorsze zdobywani są coraz młodsi
poplecznicy, nawet tu! W Hogwarcie! Incydent ze Snapem kazał mu się
nad tym problemem głębiej zastanowić. Najpierw nazwanie Lily
szlamą, a teraz użycie czarnomagicznego zaklęcia na Jamesie. Nie
mógł tego tak zostawić, ale nie pozwoliłby sobie działać zbyt
pochopnie. Nie chciał spłoszyć tych młodych kandydatów na
Śmierciożerców, ani też od razu skazać ich na potępienie. Miał
nadzieję, że jednak wrócą na prawidłową ścieżkę, chciał dać
im szansę. Na razie pozostało mu mieć tą grupę na oku i działać
w ukryciu. Jeszcze raz podszedł do misy ze swoimi myślami i
zagłębił się w odległych wspomnieniach.
Pierwsza! ^^
OdpowiedzUsuńWitajcie, kochane :)
UsuńNa początku chciałabym przeprosić, że przychodzę z komentarzem dopiero teraz, ale wcześniej nie mogłam znaleźć na to czasu, mimo że są wakacje. Po drugie, przepraszam bardzo za to, że dodałam dwa komentarze. Tak się dzieje, jak na telefonie dodam komentarz, a potem cofnę stronę z zamiarem powrócenia na główną. Wtedy się dubluje. Zdarzyło mi się to już kilka razy. Teraz będę ostrożniejsza :)
Po trzecie, skończę przepraszać i podziękuję bardzo za dedykację. Z pewnością zostanę tu na dłużej :*
Przechodząc w końcu do rozdziału, bardzo mi się spodobał. Rozbawiło mnie to, jak Huncowci grali w gargulki, a James i Syriusz oszukiwali. I to, że zapomnieli o treningu. Rzeczywiście, ja też (tak jak Remus) nie zazdroszczę ich kapitanowi :D Można się załamać z kimś takim w drużynie. ;)
Potem rozmowa Severusa z Lily. Bardzo dobrze, że jest taka twarda i mu nie wybacza. Nie może, po prostu. A tym bardziej, po tym co później zrobił. Jak on mógł rzucić Sectumsemprę na Jamesa? Tu jeszcze dodam, że znowu mnie rozbawiło to stwierdzenie Pottera o tańcu i balu walentynkowym <3 Hahaha. No ale do rzeczy. Myślałam, że Snape mu chociaż pomoże, a tu nic. Uciekł jak zwykły tchórz! Dobrze, że ta Judy znalazła Rogacza, bo to się mogło źle skończyć. Okej, potem nie mogli go z początku wyleczyć, przez to głupie zaklęcie. Ugh, ten Snape ;/
Lily się przejęła tym, co się stało, ale nie chciała tego po sobie pokazywać. Niestety Dorcas inaczej to odebrała i wyszło tak, jakby Lilka nie miała serca. Ale pobiegła do niego! <3 I przy nim siedziała. I nawet za rękę go trzymała. Aww. A potem Syriusz i ta wiadomość o szukającej. Zdziwiłam się aż. Super, że ją wzięli na jego miejsce. I złapała znicza na meczu. I nosiła strój Jamesa. Ojej <3 Jakie to urocze. To nazwisko bardzo do niej pasuje. W sumie, ona jeszcze o tym nie wie, ale będzie się w przyszłości nazywać Potter, więc ta szata wydaje się być normalna :D
I na koniec, ta sytuacja w skrzydle szpitalnym. Boże, jak ja uwielbiam Jamesa <3 <3. Jest taki kochany. I Lily zaczyna się do niego przekonywać, skoro się tak uśmiecha i jest szczęśliwa.
A, i prawie zapomniałam. Bardzo, ale to bardzo spodobał mi się ten moment, kiedy Evans uświadamia sobie, że po raz pierwszy widzi Jamesa w stu procentach naturalnego, kiedy spał. Takie to prawdziwe <3
Okej. Podsumowując, bardzo mi się podobało. Czekam na następny rozdział i pozdrawiam serdecznie :* Miłych wakacji i jak najwięcej weny <3
Optimist
[the-emerald-eyes.blogspot.com]
Kochana Optimist!
UsuńDziękujemy za Twój przecudowny komentarz, niesamowicie poprawił on nam humor. Jesteśmy szczęśliwe z faktu, że notka Ci się spodobała.
Evans faktycznie powoli przekonuje się do Jamesa, a przynajmniej dostrzega w nim jakiś ludzki pierwiastek, a w ich przypadku to i tak duży sukces.
Oczywiście, nie gniewamy się o zdublowane komentarze. Złośliwość rzeczy martwych - doskonale to rozumiemy.
Jeszcze raz dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy serdecznie! :)
~ Łapa i Rogacz
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział cudny! Wybaczcie, że tak krótko.
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 43 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/07/rozdzia-43-koniec-roku-i-zdziwienie.html
OdpowiedzUsuńWitajcie, odkryłam ten blog niedawno, ale od początku mnie urzekł :) W opowiadaniu niczego nie brakuje, jest czas śmiechu, płaczu, złości, radości, szczęścia i smutku.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to, że wstawiacie fragmenty z książek, ponieważ to dodaje opowiadaniu tzw..smaczku (przynajmniej według mnie).
Jedyne co mogę wam zarzucić to pozbawianie godzin snu, spędzonych w świecie huncwotów i magii :) i zdecydowanie stwierdzam, że nie żałuję tych godzin :) na sen jeszcze będzie czas :D
Pomysł mianowania Lily na szukającą gryfonów był ciekawy, kreatywny i zaskakujący. Kiedy Syriusz znalazł Lily w skrzydle szpitalnym, nie przeszło mi nawet przez myśl, że ma ona zostać szukającym w drużynie Gryfindoru. Było to zaskoczenie, ale bardzo pozytywne :)
Czyżby Lily powolutku przekonywała się do Jamesa? Choć czeka ich jeszcze daleka droga, jeśli będziecie się trzymać kanonu :)
Rozdział cudowny, nic dodać nic ująć, idealny. Kolejny, który poprawia mój humor i nastawienie do snu :D
Bardzo cieszę się, że tu trafiłam i jestem pewna, że zostaję tu, nawet bez wzgledu na to czy mnie tu chcą czy nie :D
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mimo że przez najbliższe trzy tygodnie kitram się w buszu i nie wychodzę :) bo kto mi zabroni :D
Zrobiło nam się niesamowicie miło, kiedy przeczytałyśmy Twój komentarz. Mamy wyrzuty sumienia, że pozbawiamy Cię snu. Czy to bezpieczne dla zdrowia? Oczywiście, że chcemy Ciebie tutaj widzieć, a raczej czytać i na pewno nie wygonimy. ;)
UsuńLily faktycznie zaczyna powoli dostrzegać w Jamesie także dobre cechy jego charakteru, ale zanim całkowicie się do niego przekona, minie jeszcze sporo czasu. :)
Życzymy miłego i udanego kitrania się w buszu. :D
Pozdrawiamy!
Jak już chyba wiecie długich komentarzy pisać nie umiem. Ale czekając w nie pewności, przez pracę na lato rozdział przeczytałam dopiero dziś, za co przepraszam. Sam rozdział strasznie mi się spodoba ,i szczerze mówiąc czekam na kolejny z niecierpliwością. Jeśli jeszcze się nie domyśliłyście kto piszę takie zawiłe i chaotyczne komentarze to tylko wasza Rose :) tak potrafi. Jestem wielkim leniem i zapomniałam hasła, jutro w odmętach mojego pokoju będę szukała notatnika z hasłami. Co do rozdziału, Snape ma u mnie przechlapane. Przekażcie? Tym razem moje nerwy zostały zszargane, ode mnie już dostałby Cruciatusem. Chyba wiecie dlaczego moja postać ma mój charakter? Chyba się rozpisałam, no to weny, żeby rozdział był szybko, i żeby Snape dostał porządnie od Huncwotów i Lily. Wasza Rose
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam na forevertogetherroseijames.blogspot.com
Kochana Rose!
UsuńOczywiście wiedziałyśmy, że to Ty. Mamy nadzieję, że znajdziesz swój notatnik i dalej będziesz pisała rozdziały. :)
Oczywiście, przekażemy wiadomość Snape'owi, bo same także mamy ochotę jakoś go uszkodzić. Może kiedyś nam się uda. :) Zaraz wpadniemy do Ciebie!
Pozdrawiamy serdecznie!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKochane dziękuję za dedykacje ♥ A co do rozdziału to był świetny. Pomysł ,żeby Lily zajęła miejsce Jamesa w drużynie mnie mega zaskoczył ,ale opłaciło się. Byłam z niej dumna ,że złapała znicza. I ciekawie poprowadziłyście ten temat jeśli chodzi o reakcje Lily na miotłę i płaszcz Jamesa ,które sama musiała używać.
OdpowiedzUsuńSnape ech co tu mówić nie przepadam za nim. Fajnie ,że wykorzystujecie fragmenty z książek Rowling. Ta rozmowa świetnie tu pasowała.
Przepraszam ,że komentuje rozdział tak późno ,ale dopiero wróciłam z obozu. Czekam na następną notke i życzę potopu weny. :*
Też tak myśle i również nie przepadam za Severusem
UsuńKochana Żono Syriusza!
UsuńCieszymy się ogromnie, że rozdział CI się podobał. Same także nie przepadamy za Severusem i cieszymy się ogromnie z faktu, że przyjaźń z Lily dobiegła końca! :)
Pozdrawiamy gorąco!
Hejo jestem tu troche po czasie i niestety nie mogę się rozpisywać ale chciałam wam tylko powiedzieć że macie wielki talent i dobrze go wykorzystujecie a rozdział był rewelacyjny. Czekam na next
OdpowiedzUsuńWyrazy szacunku i podziwu
Mercy
Zapraszam na rozdział 44 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/07/rozdzia-44-czego-sie-nie-robi-dla-kobiet.html
OdpowiedzUsuńKochane,
OdpowiedzUsuńJak zawsze podczas czytania podziwiałam Wasze opisy. Są tak barwne i cudowne, że nigdy nie potrafię się oderwać. Jak już zacznę czytanie nie ma siły żebym je przerwała.
W tym rozdziale zafundowałyście swoim czytelnikom wiele emocji. Po pierwsze rozmowa Lily i Severusa. Jakoś zawsze mnie to rusza kiedy Ruda i Sev odbywają rozmowę po wszystkim. Wierzę, że w kwesti Snape-Evans będziecie trzymać się kanonu i nie będziecie próbowały ich pogodzić? Bo ja szczerze tego nie znoszę.
Konfrontacja Sev i Jim. Z jednej strony Potter zasługiwał na to żeby po tej akcji w czasie SUMów oberwał w pyszczek, jednakże nie w ten sposób. Ślizgon powinien powinien się z nim pojedynkować w uczciwy sposób.
Wzuszyła mnie postawa Evansówny, która zmartwiła się o Pottera. Czy to oznacza, że dziewczyna ma jakąś słabość do Huncwota? Z jednej strony niby nim gardzi, a z drugiej poleciała do Jamesa zaraz jak się dowiedziała, że chłopak wylądował ranny w Skrzydle Szpitalnym.
Mecz Gryfonów - kolejne zaskoczenie! Po prostu same niespodzianki. Evans jako szukająca? Evans łapiąca złotego znicza? I oczywiście Evans w szatach Rogacza. Normalnie to było niemal romantyczne. Byleby nasz rozczochraniec nie wbił sobie do głowy, że to jego cudowne szaty przyniosły Lilce szczęście.
Pozdrawiam Was
serdecznie
Em
Kochana Em!
UsuńDziękujemy za Twój przecudowny komentarz!
Akurat w kwestii relacji Evans-Snape nie zamierzamy niczego zmieniać. Ich przyjaźń została zakończona i tak pozostanie. Będą udawać, że się nie znają.
Same także uważamy, że to, co James zrobił w czasie Sumów, było straszne i właściwie podchodziło pod znęcanie. Severus miał prawo do zemsty, ale teraz z kolei to on przesadził.
Lily (jeszcze) nie ma słabości do Rogacza, ale powoli zaczyna zmieniać o nim zdanie. :)
Ściskamy gorąco!
Przepięknie!
OdpowiedzUsuńCzytałam kilka razy, nie wierząc, ale... Lily się martwiła o Jamesa! To było urocze :P
I ta akcja na boisku ,, James chyba zmienił fryzurę" - bezcenne.
Więcej nie napiszę, więc lecę czytać dalej^^
Pozdrawiam serdecznie.
Kochane dziewczyny,
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że przychodzę dopiero dziś, ale podczas weekendu miałam gości i za bardzo nie miałam jak się do tego zabrać.
Ale cóż co do treści to:
Powiem to nie wiem po raz który. Jak ja nienawidzę tej całej Kate!!! Wredna, podła flądra! Przyczepiła się i nie chce odczepić. Ughhh zaraz wykorkuję... Ale przechodząc do tych milszych spraw. Biedny Peter (tak ogólnie to on nie jest biedna, zdrajca jeden), chłopcy to mu nie dadzą się popisać, oni zawsze muszą być górą XD Ten trener to musi mieć stalowe nerwy, skoro znosi chłopaków i jeszcze nie dostał zawału czy całorocznego bólu głowy :D
Lily szukała zawieszki jelonka. Ooooo *.* Czyli znajomość idzie w dobrym kierunku? Ciekawe czy będzie ten naszyjnik coś dla niej znaczył, chociaż odrobinę... To co robi Snape to szczyt bezczelności. Nie dość, że nazwał Lil szlamą to jeszcze myśli, że ona mu to wybaczy. O nie gadzie jeden, tak nie będzie, ona ci tego nie wybaczy i nawet się nie wytężaj. Nie wybaczy mu, co nie? Dobrze mu Evans dogadała :D Za to ją uwielbiam.
Pogaduszka Jamesa i Syriusza na temat wolnych terminów na szlabany, mnie rozwalił. Oni są po prostu prze komiczni. Tylko ci dwaj mogą prowadzić takie rozmowy XD
Snape!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ty idioto! Jak mogłeś zrobić coś takiego Jamesowi i na dodatek uciekłeś! Powiem tyle tchórz i nic więcej! Nie mam do niego ani krzty szacunku, bo po prostu go nie trawię (jakkolwiek to brzmi XD) Dobrze, że ta Judy go znalazła, bo mogło być nieciekawie... James jest w skrzydle, to dobrze, teraz niech się leczy.
Jeju, Lily poszła do Rogacza,co prawda sama nie wiem, czy chciała tam pójść, czy nie, ale ważne, że tam poszła. Do tego wzięła go za rękę <33333 Rozpływam się. Lubię takie małe gesty, bo one mają ten taki swój urok. Mimo, że czytałam dużo blogów, kiedy Lily miała pierwszy pocałunek z Jamesem i nadal jestem cała szczęśliwa, gdy czytam, o takich gestach, czy słowach, a nawet rozmyśleniach Lily na jego temat *.*
Lily jako szukająca, no no no... Tego to ja się nie spodziewałam. Ale w końcu sobie poradziła i wygrali mecz :)) Ogromne gratulację dla Rudej! Aplauz! Taki duży! :D Potem ta rozmowa Jily <3 Dla mnie była przeurocza. Tak na marginesie to dla mnie wszystko co robią razem jest takie XD
Bardzo lubię naszego pana dyrektora, ale ja na jego miejscu już dawno wymierzyłabym surową karę. Mam nadzieję, że kara za to co zrobił Jamesowi będzie bardzo surowa.
Rozdział czytało mi się bardzo przyjemnie. Oczywiście czekam na kolejny! Życzę potoku weny. Pozdrawiam i mam nadzieję, że wakacje miło Wam lecą.
Panienka Livvi :)
Kochane Dziewczyny,
OdpowiedzUsuńwstyd się przyznać, ale już dawno temu przeczytałam rozdział, a mimo to nie miałam zbytnio czasu, żeby na spokojnie usiąść i go skomentować, chociaż obiecywałam, że to zrobię. Z całego serca przepraszam.
Tak jak Em, również zachwycam się zawsze waszymi opisami :) Marley miał prawo wkurzyć się na chłopaków, bo późnili mu trening, a on chciał wygrać Puchar. Całkowicie go rozumiem, sama bym się zdenerwowała, bo irytują mnie osoby, które tylko utrudniają pracę. I biedny Lupin... Wcale mu się nie dziwię, że wolał samotnie uciec do zamku. Jak ja nienawidzę Kate. No niedobrze mi się robi, jak czytam o jej spotkaniach z Peterem.
Cieszę się, że przyjaźń Lily i Seva została ostatecznie zakończona. Po raz setny powtórzę, że potem jego postać zyskuje w moich oczach, teraz dziwię się, jak Ruda mogła się z nim zadawać. Najgorsze jest to, że po tylu latach nie dostała w zamian nic i tylko wyszła na idiotkę. Kurcze, a tak liczyłam na to, że Evans jednak się przemoże i założy prezent od Rogacza.
Po tym, co Sev zrobił Potterowi, jeszcze bardziej go nienawidzę. Nie wypróbował zaklęcia i rzucił nim w Gryfona. Nie usprawiedliwia go absolutnie fakt, że James zaczął całą zabawę. Możliwe i tutaj nie będę się spierać, ale Rogacz nie używał zaklęć wywodzących się z czarnej magii tylko zwykłych i to też nie brutalnych. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że Potter został znaleziony i przeżył.
Na plus również fakt, że Lilka jednak się przemogła i poleciała do Skrzydła. Wróg czy nie wróg, James też jest człowiekiem..
Naprawdę zaskoczyłyście mnie w tym rozdziale faktem, że Gryfoni wybrali na zastępcę Rogacza Evans. Nie wiem, skąd im przyszedł do głowy taki ryzykowny pomysł, ale jak widać nie pomylili się i Gryffindor zdobył Puchar Quidditcha z czego strasznie się cieszę. Nie sądziłam, że Lilka podoła zadaniu, a jednak nie zawiodła drużyny.
Ostatnia rozmowa Lily z Potterem była może nie urocza co przyjemna. Godnie zastąpiła kolegę, Rogacz jak zwykle podstępem chciał ją pocałować i mu się to nie udało. Na miejscu Rudej nie zrzucałabym jednak szat do Quidditcha przed Jamesem, no ale oczywiście musiała unieść się ponad jego docinki.
Na koniec jeszcze dwie sprawy, które trochę mi nie pasowały. Pierwsza: czy Snape nie wymyślił tego swojego zaklęcia dopiero w szóstej klasie? I druga: czy Evans przestała wściekać się na Pottera za to, że ją pocałował, unieruchamiając?
Przepraszam, za ten beznadziejny komentarz, ale jakoś moja wena do pisania komentarzy się wypaliła :(
Postaram się zaraz skomentować jeszcze najnowszy rozdział, a jak nie to zrobię to jutro.
Pozdrawiam
Luthien
Łiiiii! Rozdział zdecydowanie jest moim faworytem! Jest w nim tyle niespodziewanych sytuacji, że pożerałam go w niesamowitym tempie. Jesteście moimi mistrzyniami!
OdpowiedzUsuńPo 1. Myślałam, że dość konfrontacji Sev vs Jim, a tu proszę już chwilę później walczą. Zatłukłabym tego obślizgłego, wstrętnego padalca gdybym tylko dostała go w swoje ręce! Przebrzydły gargulec. Jak on mógł wykorzystać niesprawdzone zaklęcie na człowieku! Kanalia i wrzód na zdrowym tyłku społeczeństwa. Biedny James tak się martwiłam, czy jak go ten %$#^& zostawił na środku korytarza nie wykrwawi się na śmierć.Ale jednak udało się uratować chłopaczynę.
Po 2. Evans na chwilę okazała się bezduszna, co w sumie mnie bardzo nie zdziwiło. Przecież chodziło o Jamesa Pottera. Ale to, że sama z własnej woli, nie namówiona przez nikogo poszła do SS i pomogła przy jego opatrunkach wywołało u mnie opadniecie szczęki do samej ziemi. WOW! Jednak nie jest taka obojętna na tego gumochłona:D
Po 3. Evans w drużynie?! No to poszłyście po bandzie. Oczy wyszły mi z orbit a w głowie wytworzyło się magiczne pytanie WTF?! Pewnie wyglądałam tak samo zdziwiona jak Lilka:D I jeszcze w jego za dużej szacie z napisem Potter, padłam:D Jesteście niemożliwe:D
Po 4. Lily i James w skrzydle ! OOOOo<3 <3 <3
Trochę żartu jak to Potter ma w zwyczaju ale całą sytuacja wspaniała i cudowna! Jak ją próbował pocałować ale przeszkodziło mu łóżko:D MEGA! Chciałabym zobaczyć jego minę jak stanęła przed nim w spodenkach i koszulce:D Na pewno była bezcenna:)
JESTEŚCIE WIELKIE !
Rogata
[SPAM]
OdpowiedzUsuńZapraszamy na nowo otwartego bloga z recenzjami! Dowiedz się jak inni patrzą na twój blogowy świat i zdobądź nowych czytelników! I tylko dziś promocja - nie musisz składać zgłoszenia, wystarczy nam twoje pozwolenie gdziekolwiek na naszej stronce :) Jesteś gotów na ocenę wariatek niepełnosprawnych umysłowo? Zapraszamy :D
K&G
klagrysia.blogspot.com
To co zrobił Snape było straszne. I jeszcze kuźwa zwiał. Dobrze że tam przechodziła ta Judy to się jakoś udało go szybko opatrzeć.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że przyjaciółki Lily widzą, jaką Evans jest osobą i gdy Dorcas wygarnela Lily brak uczuc to aż przyklasnęłam. Ale tak szczerze to raczej wydaje mi się, że Lily poszła do Skrzydła Szpitalnego dla swwietego spokoju i zeby "nie mówili że jest ta zła".
To, ze była szukającą to dla mnie trochę absurdalne. Mieli do wyboru wielu uczniów i zapewne byli uczniowie, którzy znali się na rzeczy, ale padło na nią. Osobę, która z quidditchem miała do czynienia na trzecim roku, gdy się ubiegała o pozycję ścigającego i nie dostała się.
Spoko, że wygrali, ale jednak spdziewałam się czegoś więcej. Ślizgoni słynęli z bardzo ostrej gry i to, że Lily niczym nie oberwała to wręcz niebywałe.
Miałam nadzieję, że już nie będzie Lily i Jamesa i niestety są.
Ich zachowanie kupy się nie trzyma i jestem strasznie zawiedziona ich kreacją. :/
Buziaki! :*
Hej,
OdpowiedzUsuńwielka szkoda, że Lili nie wybaczyła Severusowi, czy Potter nie mógł mu odpuścić, zastanawiam się skąd Dumbledore wiedział kto za tym stał, dziwi mnie jedna rzecz Syriusz nie szedł z Jamesem, a potem jak ta zobaczyła to był w pokoju wspólnym, a chyba sam bybto zobaczył...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia