Kochani!!!
Tym razem szybko przychodzimy z następnym rozdziałem, ale nareszcie wena aż rozsadzała nas od środka i musiała znaleźć ujście w tym rozdziale. Nie wiemy czy jest szałowy czy też byle jaki, ale nie nam to oceniać, lecz Wam! Także więc zachęcamy Was do komentowania, nie bójcie się, ponieważ jest to dla nas naprawdę pięknie, niejednokrotnie wzruszamy się na nich i uśmiechamy ciepło, że jesteście tak wdzięcznymi i niezastąpionymi czytelnikami! :)
Rozdział pragniemy dedykować naszym nowym Czytelniczkom: Visennie i Eskarynie, a także wszystkim innym, które się nie ujawniają. Dziękujemy Wam za te długaśne i piękne komentarze. Naszym zachwytom nad Waszymi słowami nie było końca. Cieszymy się, że tam pozytywnie odbieracie tą historię! <3
Wiemy również, że nie nadrobiłyśmy jeszcze wszystkich zaległości na Waszych blogach, ale naprawdę staramy się jak możemy!!!
Mamy także prośbę. Proszę, napiszcie nam w komentarzach, czy ten rozdział jest za długi, bo nie wiemy jakie limity mamy ustalać :)
A teraz po tej jakże długiej i nużącej przemowie zapraszamy w końcu do czytania.
Wasze ~ Rogacz i Łapa
*
Dworzec King’s Cross przemierzały
setki ludzi śpieszących tu i ówdzie. Biznesmeni w garniturach i z czarnymi,
prostokątnymi teczkami, pracownicy potykający się o siebie w wyścigu do
poszczególnych zakładów, uczniowie zdążający do szkoły z wielkimi torbami na
kółkach, a za nimi śpieszący rodzice, którzy nawoływali raz po raz czy ich
pociechy niczego nie zapomniały. Dworzec zapełniały także osoby ubrane w
kolorowe i długie szaty, a niektórzy nawet w pidżamy, próbując wpasować się w
mugolski styl. Także młodzież ciągnąca za sobą ogromne kufry i klatki,
zamieszkane przez ich pupili. Wszystkie dziwnie wyglądające osoby, zdążały w
kierunku bramki znajdującej się między peronem dziewiątym a dziesiątym. Niby od
niechcenia opierali się o nią, przy okazji rozglądając się czy nikt ich w danej
chwili nie obserwuje, a po chwili… znikali. Tak po prostu miejsce, gdzie przed
chwilą stali, zostawało puste. Czarodzieje w ten unikalny sposób przedostawali
się na peron, gdzie czekał na nich Hogwart Express. Panował tam niesamowity
harmider. Dzieci biegały i witały się ze sobą, potrącając siebie wzajemnie i
stojących sztywno rodziców, którzy sentymentalnie oglądali znane sobie miejsce
lub też niektórzy zdezorientowani stali ściśnięci przerażeni tym, co wokół nich
się dzieje. Nie wszyscy odziedziczali talent magiczny, ale czasem pojawiał się
on niespodziewanie w mugolskich rodzinach. Ostatnimi czasy tacy ludzie
zaczynali być potępiani przez tak zwanych czarodziei „czystej krwi”, czyli
takich, którzy od zawsze mieli magiczne korzenie. Coraz głośniej robiło się o
niejakim Lordzie Voldemorcie. Rzekomo zrzeszał on ludzi, nazywanych
śmierciożercami, którzy mieli oczyścić świat z mugolaków i ukazać światu
odwieczną potęgę prawdziwych czarodziejów. Co gorsza ów „lord” w zastraszającym
tempie zyskiwał poparcie. Miał dar przekonywania i jeszcze większy
zastraszania. Mugole nie wiedzieli nic o takich rzeczach, nie odczuwali więc
strachu, ale w rodzinach, gdzie obojga rodziców byli czarodziejami lub chociaż
jeden z nich, zaczął wkradać się delikatny podmuch lęku o swoje dzieci i
bliskich. Teraz kiedy wreszcie minęły wakacje i mogli posłać pociechy do
Hogwartu, zaczęto odczuwać niemałą ulgę. Przecież jak powszechnie wiadomo jest
to najbezpieczniejsze miejsce, ponieważ Albus Dumbledore to jedyny czarodziej,
którego obawia się Czarny Pan. Nie odważy się postawić tam stopy, póki dyrektor
baczy na wszystko swoimi czujnymi, błękitnymi oczami.
*
Ciemnowłosa, szczupła
dziewczyna rozglądała się ciekawie po peronie, co jakiś czas machając do
znajomych. Stała przy rodzicach, którzy rozmawiali właśnie z jakąś
przysadzistą, starszą kobietą. Dorcas ubrana w swoją ulubioną, kobaltową
sukienkę przed kolano, miała nadzieję jak najszybciej zobaczyć Syriusza. To dla
niego tego lata kupiła tą sukienkę i zrobiła najstaranniejszy makijaż w swoim
życiu. Nigdy nie wydała tyle pieniędzy na kosmetyki co w te wakacje. Ktoś by
powiedział, że to aż grzech, jednak ona chciała, aby Black zakochiwał się w
niej z dnia na dzień coraz bardziej. Jej krótkie włosy bujały się wesoło w
końskim ogonie, a końcówki skręcały się w delikatne spirale. W końcu
dostrzegłszy w tłumie rudą czuprynę wypruła do przodu co sił i skoczyła
przyjaciółce na plecy z głośnym krzykiem.
-
Cześć, Rudzielcu!
-
Dorcas, hej… - Lily stanęła wryta. Musiała przyznać, że Dorcas zmieniła swój
wygląd zdecydowanie na plus. Nie przypominała już tej grzecznej i humorzastej
dziewczyny. Teraz wyglądała jak pewna siebie i znająca swoją wartość młoda
kobieta – Łał… Aleś się wystroiła. I gdzie twoje długie włosy? – zapytała
zszokowana Evans – Czemu są takie krótkie?
-
Też się cieszę, że cię widzę – wytknęła język rozbawiona Meadowes – Uznałam, że
czas na lekkie zmiany.
-
Lekkie? Myślę, że Black będzie miał teraz poważny powód do zazdrości. – roześmiała
się przyjaciółka.
-
Taak... – przyznała zamyślona Dorcas – O ile raczy gdzieś się pojawić. - smutno zwiesiła głowę. Przez drugą połowę
wakacji nie otrzymałam od niego żadnej wiadomości. Wiedziała, że jej chłopakowi
nie jest lekko w domu, ale nie widziała przeszkód ku temu, by ten czasami dał
jej znać o swoim istnieniu.
-
No to spójrz przed siebie, to być może go zauważysz – Lily rozbawiona wskazała
palcem na dwójkę chłopaków stojących ramię w ramię, a obok nich pewna
długowłosa piękność, która gestykulowała coś energicznie. Owa dziewczyna
przytuliła się właśnie do Syriusza i złożyła na jego policzku delikatny
pocałunek. On wyszczerzył się głupkowato i powiedział coś do niej. Meadowes
czuła jak coś wewnątrz niej płonie. Postanowiła jednak przygasić to uczucie,
nie chciała dać się ponieść emocjom. Spokojnie, ale pewnie poszła w kierunku
chłopaków, ciągnąc za rękę niezbyt chętną Lilkę. Ciemnowłosa podeszła na
palcach od tyłu do swojego chłopaka i zakryła jego oczy dłońmi. Black
zdezorientowany zesztywniał lekko, ale zaraz rozluźnił się, gdy wyczuł znajome
perfumy.
-
Ten zapach rozpoznam wszędzie. – powiedział i energicznym ruchem obrócił się,
aby już po chwili całować czule swoją dziewczynę. Dorcas zaskoczona poddała się
jego woli. Zawsze tak na nią działał. Przy nim miękły jej nogi, a rozum
odpływał do dalekich krain. – Witaj, kochanie. – przywitał się Syriusz, po tym
jak oderwał się od Gryfonki.
-
Poznaj Ellie, kuzynkę Rogacza. – przedstawił dziewczynę – Prawda, że są
podobni? Taka damska wersja Jamesa. – zażartował za co oberwał z pięści w ramię
od Potterówny.
-
Miło mi – przywitała się Gryfonka – Faktycznie, jesteście podobni. Wyglądasz
jak jego siostra.
-
I po części nią jestem. – przyznała uśmiechnięta dziewczyna – Jako dzieciaki
byliśmy nierozłączni, więc w sumie zawsze traktowałam go jak brata.
Ellie
obejrzała się na Jamesa, który stał jak słup i wpatrywał się w jedno miejsce.
Kiedy spojrzała w to samo miejsce co on i ujrzała rudowłosą dziewczynę. W mig
pojęła kim ona jest. Kopnęła lekko kuzyna w łydkę i skinęła głową na
dziewczynę, dając mu tym znak , by do niej podszedł. Chłopak pogoniony żwawo
ruszył ku swojej ukochanej. Był zachwycony jej wyglądem. Ubrana była w zieloną
sukienkę, która podkreślała jej równie zielone oczy. Jednak jej spojrzenie nie
było zbyt zachęcające . Zimno spoglądała na Pottera i przybrała najbardziej
wyniosłą minę, na jaką tylko było ją stać. Mimo to Rogacz się nie zrażał.
Wiedział, że dla niej narazi się nawet na jej gniew. Jednak miał nadzieję, że
to tylko jego wrażenie. Przecież ostatnio tak dobrze się dogadywali. Fakt, że
dziewczyna nie zaprosiła go ostatecznie na wakacje, ale odpisała na jeden z
ośmiu listów, które jej wysłał, a to już był dla chłopaka ogromny sukces.
Podszedł więc pełen dobrych myśli i chcąc przytulić dziewczynę, rozłożył
ramiona. Ta jednak zwinnie umknęła i odsunęła się od niego.
-
Z dala, Potter! – warknęła – Co ty sobie wyobrażasz?!
Zdezorientowany
chłopak oniemiał. Nie tak to miało wyglądać. Wiedział, że nie może od niej
wiele oczekiwać, ale nie spodziewał się takiej wrogości z jej strony. Coś tu
nie pasowało, tylko co?
-
O co chodzi, Lily? Myślałem, że między nami jest w porządku.
-
To ty myślisz, Potter? A to coś nowego. Ale jednak na coś się przydałeś. Dzięki
tobie przestałam bynajmniej czytać durne pisemka dla naiwnych nastolatek. –
skończyła i przybrała wyniosłą pozę, podbierając się pod boki.
-
Jesteś zła na mnie? O ten artykuł? Evans, daj spokój. Przecież wiesz, że jesteś
moim ideałem.
-
Ośmieszyłeś mnie w oczach wszystkich tych durnych dziewczyn, które latają za
tobą. Myślisz, że żadna się nie domyśli? Jesteś najbardziej nadętym i
skretyniałym bytem, jaki miałam pecha spotkać. – skończyła dobitnie, po czym
odwróciła się na pięcie i zostawiła zdezorientowanego Rogacza. Odwrócił się w
kierunku Ellie i rozłożył bezradnie ramiona.
-
Miałeś racje, James. – pokręciła z niedowierzaniem dziewczyna – Ta Evans to
prawdziwa kosa. – spojrzała na niego, po czym roześmiała się, a po chwili
zawtórował jej Syriusz razem z Dorcas.
Charlus i Dorea podeszli do
roześmianej grupki z zamiarem pożegnania się. Pociąg dał właśnie sygnał, że
najwyższy czas, aby powoli zajmować miejsca i ruszyć w kolejną, a dla
niektórych pierwszą lub ostatnią podróż.
-
Trzymajcie się, kochani – pani Potter przytuliła obu chłopców – Pamiętajcie,
zachowujcie się w tym roku. Jesteście już prawie dorośli. Syriusz, miej oko na
Jamesa, dobrze? – matka puściła oko do młodego Blacka i pogłaskała go czule po
policzku. Łapa odwdzięczył się jej szerokim uśmiechem i widocznym skinięciem
głowy. Wzruszenie tak ścisnęło mu gardło, że nie był w stanie wydobyć z siebie
głosu, ale nie mógł tego okazać. Dorea uścisnęła swojego pierworodnego i
ugłaskała jego niesforne włosy, które i tak sterczały, jakby ktoś je postawił
na cukier. Pan Potter podszedł i obu chłopców poklepał po plecach. Przyjaciele
wraz z Dorcas wsiedli do pociągu i machali rodzicom Jamesa, a także jego
uroczej kuzynce, Ellie. Pani Potter obserwowała oddalający się pociąg i mimo
woli przypomniała sobie wieczór, gdy w ich drzwiach stanął przemoczony Syriusz.
Ktoś zapukał głośno
do drzwi posesji Potterów. Zdziwieni rodzice spojrzeli po sobie, żaden z nich
nie przewidywał gości na dzisiejszy wieczór. Wiedzieli, że niedługo miał
przybyć przyjaciel ich syna, ale ten zawsze uprzedzał ich dzień wcześniej. Co
prawda dostali wiadomość, że niedługo ma zamiar się pojawić, ale nie znali
żadnych szczegółów. Poza tym Syriusz zawsze przybywał do nich przy pomocy sieci
fiuu. Charlus w końcu wstał ze swojego ulubionego, wysiedzianego fotela i
poszedł otworzyć drzwi. W pogotowiu trzymał różdżkę schowaną za plecami, a za
nim podążyła jego przysadzista żona.
- Syriusz. –
powiedział zdziwiony mężczyzna.
- Pani Potter,
panie Potter, dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno, ale zmusiły mnie do
tego pewne okoliczności. – wytłumaczył i uśmiechnął się niemrawo.
- Ależ nie szkodzi,
kochanie – powiedziała szybko kobieta, zapraszając młodego człowieka do środka.
– Jesteś cały przemoknięty. Daj płaszcz, przebierz się, zaraz wszystko
wysuszymy.
- Nie trzeba, samo wyschnie.
- Nie wygaduj
głupot. Przeziębisz się! – mówiła żartobliwym tonem, ale Black wyczuwał
autentyczną troskę w jej głosie. Nie rozumiał jak osoby, które go nie
wychowywały, ani nie były jego opiekunami, mogły mu okazywać więcej miłości niż
jego prawdziwi rodzice. Dorea kierując się matczyną intuicją, spostrzegła, że
chłopakowi drży delikatnie dolna warga. Podeszła do niego i przytuliła czule do
siebie, głaskając go po włosach i cicho uspokajając. Charlus położył Syriuszowi
dłoń na ramieniu, lekko ścisnął i poszedł na górę do syna i bratanicy. Black
nie wytrzymał. Starał się tyle czasu i nie potrafił więcej. Cały ból,
udręczenie i samotność, której doświadczał we własnej rodzinie znalazły właśnie
ujście. Nie miał siły dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Nawet on
musiał czasami pęknąć. Kilka łez spadło na ramię matki Pottera. Automatycznie
przytuliła go mocniej i zaprowadziła szybko do salonu przed kominek. Tam
poczekała aż chłopak się uspokoi.
- Chcesz
porozmawiać? – spytała delikatnie. Nie chciała na niego naciskać. Długowłosy
skinął twierdząco głową. Chciał wytłumaczyć powód tego najścia.
- Ale chciałbym,
żeby pan Potter i James też to usłyszeli.
- Nie ma sprawy,
już ich wołam.
Rogacz zbiegł po
schodach ze sprawnością godną młodego sportowca i kiedy tylko zobaczył w jakim
stanie jest jego najlepszy kumpel, podbiegł, i poklepał go przyjacielsko po
plecach. Nie były potrzebne żadne słowa. Oboje wiedzieli, że są dla siebie
braćmi i wystarczy sama obecność. Rodzina Potterów usiadła w salonie, czekając
aż padnie jakieś słowo z ust przybyłego. W końcu szarooki chłopak zdecydował
się odezwać.
- Uciekłem z domu.
Cisza.
- Nie mogłem już
tam wytrzymać. Naprawdę się starałem, ale nie mogłem znieść tej chorej gadki o
ideologii tego całego Voldemorta. Zaczęli obrażać was – spojrzał na każdego z
nich – Moich przyjaciół, którzy pochodzą z mugolskich rodzin. Oni naprawdę
zamierzają to zrobić. To już nie są tylko rozmowy przy herbatce. Serio chcą
oczyścić świat z brudnej krwi.
Zapadła kolejna
cisza. Nikt nie śmiał się odezwać. Każdy trawił słowa, które zostały
wypowiedziane.
- Zostajesz u nas.
– odezwał się nagle Rogacz.
- Jeśli mogę, to
chętnie zostanę do końca wakacji.
- Chyba jaja sobie
robisz! – krzyknął James. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. – Zamieszkasz u
nas! Na stałe! Rozumiesz?! Czy wtłuc ci to do tego twojego psiego łba?! Prawda,
że może? – okularnik spojrzał błagalnie na rodziców. Charlus spojrzał na żonę,
a ta na Syriusza, a potem na swojego syna.
- Oczywiście, że
tak. I nie podlega to żadnej dyskusji. – dodała, widząc , że Black otwiera
usta, by zaprzeczyć. Uśmiechnął się tylko nieśmiało i wypowiedział zwykłe, ale
wiele znaczące „dziękuję”.
- To co dzisiaj na
kolację? – spytał beztrosko pan Potter – Zjadłbym hipogryfa z kopytami!
*
Lily szybko pobiegła pożegnać się z rodzicami
i zabrać swój kufer, który taszczyła teraz wzdłuż korytarzy pociągu, szukając
pustego przedziału, gdzie mogłaby wyładować swoje emocje, nikomu nie szkodząc.
Po bezowocnych poszukiwaniach, dała sobie spokój. Minęła pomieszczenie, gdzie
widziała Jamesa, Syriusza, Dorcas i Petera, a weszła do przedziału, gdzie
zastała Remusa, Anne i Franka Longbottoma. Przywitała się z przyjaciółmi
ściskając każdego po kolei, a ostatniemu podając tylko dłoń. Znała tego
Gryfona, był w ich wieku i chodził z nimi na zajęcia, ale był strasznie cichy,
i skryty. Rozmawiała z nim zaledwie kilka razy w ciągu całej ich edukacji w
Hogwarcie. Była więc szczerze zdziwiona, gdy zastała ich razem w przedziale.
Jednak nie odczuwała wobec niego wrogości, a w miarę trwania podróży zaczął ją
ciekawić. Był bardzo inteligentny i błyskotliwy, jednak było trzeba często
ciągnąć go za język, by coś powiedział. Ruda dowiedziała się, że Remus tak samo
jak i ona, znowu jest prefektem, dlatego w połowie drogi oboje opuścili
przedział, i udali się do wagonu przeznaczonego dla nich. Czekało ich pierwsze
tegoroczne spotkanie.
*
James i Syriusz zaśmiewali się
w najlepsze. Droga mijała im w zabójczym tempie. Łapa obejmował swoją ukochaną,
nie oddalając się od niej nawet na krok. Po tak długiej rozłące nie mógł się
nią nacieszyć, a ona nie miała nic przeciwko temu. Zapomniała już, że była
zazdrosna o tamtą dziewczynę. Teraz liczyło się tu i teraz, a ona czuła się
cudownie. Jednak wciąż coś nie dawało jej spokoju.
-
Właściwie to dlaczego się nie odzywałeś? – spytała w końcu po długich
rozmyślaniach. Syriusz spojrzał na nią zaskoczony, a potem na Jamesa.
Opowiedział Rogaczowi o wszystkim co się ostatnio działo, ale nie był pewny czy
chciał, by ktokolwiek inny o tym wiedział. Nie był z tych, którzy liczyli na
współczucie, nie cierpiał rozczulania się nad jego sytuacją. Był Blackiem, jego
duma mu na to nie pozwalała.
-
Wiesz, kochanie. Jakiś taki brak czasu mi doskwierał – uśmiechnął się
porozumiewawczo do Pottera. Ten znając przyjaciela na wylot w mig pojął o co
chodzi. Teraz pozostało tylko powiedzieć coś, co skutecznie odciągnie uwagę
Dorcas od tego tematu.
-
Nie miałeś nawet kilku minut, żeby MI napisać głupią wiadomość?
Pytanie
zawisło w powietrzu. Syriusz spojrzał błagalnie na kumpla, który powstrzymywał
się przed roześmianiem. Znał te pretensje dziewczyn, które z niczego, potrafiły
stworzyć naprawdę bogatą historię zdrady czy innego dramatu. Nie wiedział
jednak, że Meadowes też ma ku temu tendencje.
-
Wiesz, Dor. – odezwał się w końcu Rogacz – Będąc u mnie ciężko mu było się
oderwać od kumpla, którego tyle czasu nie widział. Chodził za mną krok w krok.
Raz nawet chciał wejść ze mną pod prysznic, ale na szczęście zajęła go w tym
czasie moja kuzynka.
Syriuszowi
drgnęły niebezpiecznie kąciki ust. Miał tylko nadzieję, że jego dziewczyna
pojmie, że to tylko głupie żarty.
-
Twoja kuzynka? – spytała dociekliwie Gryfonka.
-
Tak, no wiesz, ta ładna co stała z nami.
„Za
ładna” – mruknęła pod nosem Dorcas tak, aby nikt jej nie usłyszał.
-
Ellie, tak? – Rogacz skinął twierdząco głową – Długo była z wami?
-
Przyjechała jeszcze przed Syriuszem i była do samego końca. – Potter powiedział
to takim tonem, jakby była to najlogiczniejsza rzecz na świecie.
-
Więc ciągle byliście razem?
Kolejne
skinięcie głowy. Cisza. Wymiana spojrzeń.
-
To… Co robiliście? – spytała szybko dziewczyna, chcąc przerwać to nieprzyjemne
milczenie.
-
No wiesz, kochanie – odezwał się w końcu Syriusz – Co można robić w Dolinie
Godryka? Robiliśmy małe dowcipy sąsiadom, lataliśmy na miotłach. Ellie jest
świetną zawodniczką! Ale oczywiście nie tak dobrą jak ty. – dodał szybko widząc
groźne spojrzenie swojej dziewczyny.
-
Tak… - potwierdził Rogacz – Poza tym mieliśmy małą imprezkę, ale tylko w
trójkę. – James zauważył ostrzegawcze spojrzenie Blacka, ale mimo tego i tak
kontynuował. – Łapa tak się nachlał, że razem z Ellie śpiewał jakieś wymyślne
piosenki. To był genialny wieczór. Dawno się tak nie uśmiałem jak wtedy. W
końcu skończyło się tym, że graliśmy w „Prawdę czy wyzwanie”, a wiesz, że
Łapcio lubi wyzwania i…
-
I kazał mi nieść jego mamę na rękach. – wtrącił szybko Syriusz. Domyślał, że
Rogacz nie pomyśli i powie o tym, że to jego kuzynkę nosił na rękach. James
zdezorientowany spojrzał, ale nic nie powiedział. Nie umknęło to jednak uwadze
czarnowłosej.
-
I skończyło się tym, że Łapa spał z Ellie w moim łóżku, a ja musiałem zadowolić
się dywanem. – zakończył dobitnie Potter.
-
Słucham?! – zareagowała gwałtownie Dorcas – Spałeś z inną dziewczyną w łóżku?
Wiedziałam – kontynuowała – Coś tak czułam, że ciągnie cię do niej!
W
tym momencie do przedziału wszedł Remus w wyśmienitym humorze. Jednak kiedy
usłyszał krzyki Meadowes i zobaczył przerażonego Syriusza, który nie mógł nawet
dojść do słowa, uśmiech zszedł mu z twarzy.
-
Jesteście wszyscy tacy sami! – krzyknęła dziewczyna, kończąc swój monolog i
wybiegła z pomieszczenia, potrącając przy tym Lupina. Blondyn zmieszany zamknął
za nią drzwi i spojrzał na kumpli.
-
Możecie mi łaskawie wytłumaczyć o co tu chodzi?
*
Meadowes jak szalona mknęła
przez korytarze pociągu. Gdzie podziewały się teraz jej przyjaciółki? Nie mogła
ich znaleźć akurat wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebowała. Co ten cholerny
Black sobie myśli? Starała się nie okazywać zazdrości, tolerować tą potterowską
piękność, przez wzgląd na to, że to rodzina Rogacza. Jednak po tym co James
powiedział nie wytrzymała. Wybuch przyszedł tak nagle i nie potrafiła nad nim
zapanować. Wciąż czuła jak gniew trawi jej wnętrzności. Miarka się przebrała.
Tolerowała jego durne flirty, spojrzenia innych dziewczyn, ale spanie z jakąś
dziewczyną w jednym łóżku? I co z tego, że to kuzynka Rogacza?! To nic nie
znaczy. Skąd ma pewność, że Potter tam był? A może był tak pijany, że nie wie
co się potem działo? Przecież wszystko mogło mieć tam miejsce. Taki facet jak
Syriusz i taka piękna dziewczyna jak Ellie? Przecież to aż niemożliwe, by do
czegoś nie doszło. W dodatku ten kretyn tylko siedział, gapił się na nią i
milczał. Nawet za nią nie pobiegł, by cokolwiek wytłumaczyć. Czyli musiała to
być prawda! Przez te rozmyślania nie zauważała ludzi przed sobą i w końcu
poczuła jak uderza o czyjeś ciało. Zdezorientowana spojrzała na osobę, która
ważyła się ją w tej chwili poturbować i… zaniemówiła. Był to wysoki blondyn o
zielonych oczach i ciemnych, gęstych rzęsach. Miał poważny wyraz twarzy i nosił
odznakę prefekta. Po barwach szaty wywnioskowała, że jest Puchonem, ale nie
pasował jej do stereotypów, które słyszała o osobach z tego domu. Nie wyglądał
na ciamajdę ani pokrakę. Był przystojny, opanowany i ani trochę niezdarny. W
końcu zdecydowała się odezwać.
-
Może spojrzałbyś gdzie stawiasz kroki? – zaatakowała go.
-
Wybacz, ale to nie ja przemierzam prawie w biegu zatłoczony korytarz, nie
patrząc na to czy ktoś stoi czy nie. – chłopak spojrzał na nią z góry srogim
wzrokiem. Dorcas odnosiła wrażenie, że ten Puchon, gdyby chciał, potrafiłby
mordować samym spojrzeniem niczym bazyliszek.
-
Widocznie miałam powód.
-
Twój „powód” mało mnie obchodzi. Mam pilnować porządku, a ty go zakłóciłaś. –
powiedział kładąc nacisk na zaimek.
-
Co, przepraszam?! Jak widzisz nikt się nie skarży, tylko ty, arogancki bufonie!
-
Radziłbym zważać na słowa, rozmawiasz z prefektem naczelnym, pyskata damo.
-
Nic mnie nie obchodzi twój status, ani durna odznaka. Jesteś sztywny niczym kij
w miotle Filcha!
-
Dość! To nie ja zacząłem tą kłótnię. Ty na mnie naskoczyłaś, więc może daruj
sobie dziecinne obrażanie mnie. – żyła na skroni chłopaka zaczęła
niebezpiecznie pulsować, a jego uszy poczerwieniały. Dorcas zawstydzona zamilkła i wpatrywała się w swoje stopy, nie
bardzo wiedząc, gdzie podziać wzrok.
-
Twoje imię, nazwisko i dom. – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-
Słucham? – spytała dziewczyna nie dowierzając
-
Słyszałaś.
-
Dorcas Meadowes, Gryffindor. – odpowiedziała posłusznie.
-
Zobaczymy się jeszcze.
Puchon
obdarzył ją ostatnim chłodnym spojrzeniem, po czym wyminął ją i poszedł dalej.
Gryfonka była tak zażenowana, że nie śmiała podnieść wzroku. Pierwszy dzień
nowego roku, a ona już musiała znaleźć wroga i to w prefekcie naczelnym!
Ruszyła szybko, ale tym razem ostrożniej, dalej poszukiwać swoich przyjaciółek.
*
Wielka Sala jak zwykle olśniewała
swoją niezwykłością i magicznym, historycznym niemal sufitem. Uczniowie zajęli
miejsca przy stołach przynależnych do ich domu. Pierwszoroczni w dwóch rzędach
szli posłusznie za profesor McGonagall. Byli tak przerażeni i zaciekawieni, że
przez rozglądanie się wokół siebie i komentowanie, potykali się o siebie,
wpadali jedni na drugich, co spotykało się z pobłażliwym uśmiechem ze strony
ich starszych kolegów. Minerwa wyczytała pierwsze nazwisko. Dziewczynka usiadła
na chybotliwym stołku, a profesor umieściła na jej głowie starą tiarę, która po
krótkim namyśle wskazała dziewczynce jej dom. Tak samo było z drugą osobą.
-
Josh Craig!
Mały,
rudy chłopiec podszedł do stołka, a jego twarz przypominała dojrzałego
pomidora.
-
Tak… - odezwała się tiara – Widzę tu ogromną nieśmiałość, ale także schowane
pokłady odwagi, które kiedyś się objawią. Także nieco sprytu i inteligencji,
skłonność do gniewu. Mhm… Niech będzie Gryffindor!
Od
strony stołu Gryfonów rozległy się gromkie oklaski, a chłopca klepano z
uznaniem po plecach. Następna osoba udała się do Slytherinu, dwie następne do
Ravenclavu, potem jedna do Puchonów. Ceremonia przydziału trwała jeszcze kilka
minut, po czym dobiegła końca, a do ambony podszedł
dyrektor, uciszając uczniów podniesioną ręką. Rozmowy ustały i zamiast nich po
sali przebiegł szmer szeleszczących szat, gdy wszystkie twarze zwróciły się w
stronę stołu nauczycielskiego.
-
Witam was wszystkich w Hogwarcie! To już kolejny rok, kiedy przybywacie tu, by
zgłębiać tajniki szlachetnej wiedzy o magii, a także w celu nawiązania nowych
znajomości. Uczcie się pilnie, bo ta wiedza może gdzieś wam się kiedyś przyda,
ale niczego nie gwarantuje. – Albus uśmiechnął się porozumiewawczo, a potem
cicho zaśmiał. – W tym roku stanowisko prefekta naczelnego obejmie Daniel
McAlister! Pokaż się chłopcze, niech wiedzą kogo mają się strzec.
Przy
stole Hufflepuffu wstał wysoki siódmoklasista. Dorcas z przerażeniem dostrzegła
w nim chłopaka, na którego wpadła w pociągu. Odwróciła szybko wzrok, bojąc się,
że może ją zauważyć i powiedzieć przy wszystkich, żeby nie ważyli mu się
pyskować, tak jak ona. Po chwili chłopak usiadł, a Dumbledore kontynuował swoją
przemowę.
-
W tym roku mamy tylko jedną zmianę w naszym zacnym gronie pedagogicznym. Jak
się zapewne domyślacie dotyczy ona Obrony przed czarną magią. Poznajcie więc
nowego nauczyciela Ethana Wallera. Powitajmy go ciepło!
Rozległy
się gromkie oklaski, a przy stole wstał niski i krępy mężczyzna z lekkimi
zakolami. Był naznaczony wiekiem jak i kilkoma bliznami na twarzy. Jednak jego
twarz nie wyrażała niechęci, wprost przeciwnie. Była ciepła i zachęcająca.
Nauczyciel pomachał do uczniów i usiadł.
-
Chciałbym jeszcze o czymś powiedzieć zanim zapełnicie swoje spragnione brzuchy
tymi pysznościami – dyrektor ponownie zwrócił na siebie uwagę. – Jak większość
z was zapewnie wie, jeśli nawet nie wszyscy, ostatnio stało się głośno o pewnym
czarnoksiężniku. Jest to były uczeń tej szkoły, Tom Riddle, teraz zwany Lordem
Voldemortem. Nic wam tu nie grozi z jego strony – dodał szybko, kiedy po sali
rozeszły się szepty i pomruki. – Proszę abyśmy jednak zachowali ostrożność, a
zwłaszcza wasze rodziny. Nie jest już tak bezpiecznie jak kiedyś, jeśli o czymś
się dowiecie, że w szkole mają miejsca jakieś spotkania czy ruchy, popierające
Voldemorta, to proszę niezwłocznie przyjść z tym do opiekunów swoich domów, a
potem do mnie. – zakończył przeszywając uczniów uważnym spojrzeniem znad swoich
okularów połówek. Po czym uśmiechnął się delikatnie i krzyknął – A zatem ucztę
czas zacząć!
Na
stołach pojawiły się najróżniejsze dania o różnych zapachach i kolorach.
Wszyscy rzucili się na jedzenie, zapominając o przemowie dyrektora. Teraz nic
się nie liczyło. Wszyscy chcieli nacieszyć się przyjaciółmi po dwumiesięcznej
rozłące.
-
Wiecie może kto jest w tym roku kapitanem quidditcha? – spytała nagle Dorcas. Nikt
jej nie odpowiedział, jednak James wymienił spojrzenie z Syriuszem. Nie był
pewny czy chce już im o tym mówić, miała być to niespodzianka, ale w sumie co
za różnica, czy dowiedzą się teraz czy później.
-
Ja. – rzekł pewnie Rogacz.
-
Słucham?! – krzyknęła niespodziewanie Lily. Wszystkie twarze zwróciły się w jej
stronę. – Musiała zajść jakaś pomyłka. McGonagall nigdy nie uczyniłaby cię
kapitanem – powiedziała pewnie dziewczyna.
-
Ach tak? A niby dlaczego nie, Evans? –
spytał zaczepnie okularnik.
-
Taka pozycja jest ogromnym wyróżnieniem za osiągnięcia i wzorowe zachowanie.
Czyli całkowite przeciwieństwo ciebie, Potter.
Spojrzała
na chłopaka wyzywająco, który mierzył ją teraz swoimi niesamowitymi oczami.
Dziewczyna nie wytrzymała natężenia jego tęczówek i odwróciła wzrok. Nie może
mięknąć pod jego spojrzeniem! Miała być twarda. Obiecała sobie, że nie zbliży
się do niego. Nigdy.
-
Tak się składa, że osiągnięcia w quidditchu mam największe ze wszystkich,
kochanie. – powiedział i posłał jej całusa w powietrzu.
-
Żadne kochanie, a po drugie chodzi mi o osiągnięcia w nauce, kretynie. –
powiedziała to i wstała od stołu. – Położę się już, jestem zmęczona.
Dziewczyny
kiwnęły potakująco głowami, dając znak, że zrozumiały. Rudowłosa była już na
schodach, gdy usłyszała, że ktoś woła jej imię.
-
Lily!
Niepodważalnie
ten głos należał do Jamesa. Wiedziała to i nie chciała się zatrzymywać, a
jednak to zrobiła. Oparła się o zimną ścianę i poczekała, aż chłopak ją dogoni.
-
O co ci chodzi, Potter? – spytała, kiedy ten znalazł się przy niej.
-
To ja powinienem o to spytać. – powiedział, przyglądając się jej uważnie –
Myślałem, że topór wojenny zakopany. Co się nagle zmieniło?
Dziewczyna
przełknęła ślinę. Obawiała się, że chłopak zauważy tą nagłą zmianę i zrobi
sobie nadzieję, dlatego teraz powinna dać mu jasno do zrozumienia, że dalej go
nienawidzi.
-
Wytłumacz mi jak można się przyjaźnić ze swoim największym wrogiem?
-
No… normalnie. – odpowiedział chłopak, nie widząc w tym żadnego problemu. –
Poza tym ty nigdy nie byłaś dla mnie wrogiem.
-
Ale ty moim jesteś.
Jamesa
zabolały te słowa, ale nie dał tego po sobie poznać. Miał być cierpliwy i
wyrozumiały, więc postara się. Nie chciał, aby dalej darli koty aż do końca
szkoły.
-
Nie rozumiem cię, Evans. Myślałem, że jeśli coś mówisz, to jesteś poważna.
Jednak widzę, że zmieniasz zdanie równie często jak Peter sięga po żarcie -
Lily
parsknęła śmiechem. Był to tak niespodziewany dźwięk, że okularnik wpatrywał
się w nią, upewniając się, że to nie jego błędne wrażenie. Ale nie! Ta
dziewczyna naprawdę się śmiała i była przy tym jeszcze piękniejsza niż zawsze.
Kiedy przestała się śmiać, ona też na niego spojrzała. Wpatrywali się tak w
siebie przez kilkanaście sekund. W końcu James zrobił krok w jej stronę i
wyciągnął rękę. Ona jednak automatycznie się odsunęła i odwróciła się plecami
do niego.
-
Zobaczymy co będzie, Potter. – powiedziała na odchodnym i udała się do
dormitorium, a chłopak zszedł na dół do przyjaciół. Usiadł na swoim poprzednim
miejscu i napotkał uważne spojrzenia przyjaciół. Patrzył na nich również, nie
bardzo wiedząc o co chodzi, więc w końcu wybuchł.
-
No wyduście to z siebie!
-
Po prostu… - zaczęła Anne – Myśleliśmy, że między tobą a Lily skończyły się
kłótnie i zaczniecie się zachowywać jak w miarę dojrzałe osoby.
Potter
spojrzał na nią zaskoczony. Nie spodziewał się takich słów z ust tej nieśmiałej
szatynki, ale zauważył, że Loran ostatnio bardzo się zmieniła i to zdecydowanie
na lepsze.
-
Tak, ja też tak myślałem, ale jak widać Evans za bardzo kocha się na mnie wydzierać.
– odpowiedział zgryźliwie.
Nikt
nic więcej już na ten temat nie powiedział. W końcu zgodnie uznali, że już się
najedli i udali się w kierunku wieży Gryffindoru.
Na
holu przed schodami Syriusz zauważył Regulusa. Od razu odwrócił wzrok. Nie
chciał widzieć ukochanego syna i dumy rodu Blacków. Jednak ktoś go chwycił za
ramię i odwrócił. Przed oczami stanęła mu Bellatriks, która przyglądała mu się
z wyższością i pogardą.
-
Jak śmiałeś uciekać z domu, ty tchórzu?
Przyjaciele,
którzy stali już na schodach, przyglądali się tej dwójce z zainteresowaniem.
-
Idźcie, dogonię was. – powiedział twardo w ich kierunku.
-
Ale…
-
Cii, Dorcas – uciszył ją Potter – Idziemy.
James
zagonił wszystkich na górę. Wiedział, że Syriusz nie chce mieć świadków przy
tej rozmowie. Nikt poza nim nie wiedział o całej sytuacji, która miała miejsce
w te wakacje. Jeśli długowłosy będzie chciał, sam opowie o niej pozostałym.
Póki co nie muszą dowiadywać się o tym w ten sposób od jego byłej rodziny.
Łapa stał i mierzył zabójczym
wzrokiem Bellę i Regulusa. Nienawidził ich z całego serca. Momentalnie
przypomniał sobie chwile, gdy bronił swojego brata przed gniewem ojca i ciętym językiem
matki. Pamiętał jak oboje bawili się i psocili Stworkowi, ich domowemu
skrzatowi. Dostawał szału i za każdym razem leciał na skargę do pani Black.
Kiedyś miał bardzo dobry kontakt ze swoim bratem, uległo to zmianie, kiedy on
trafił do Gryffindoru, a młodszy do Slytherinu. Dwa inne światy, różnorodne
wartości. Nie mógł uwierzyć, że poróżnił ich Hogwart i ich własna rodzina.
Oddalił od siebie to sentymentalne uczucie i przybrał na twarz wyraz
nieskrywanej pogardy i wyzywająco łypał na obu Ślizgonów.
-
Uciekłem, bo nie należę już do tego domu ani do „szlachetnego rodu” Blacków –
wypowiedział te słowa z obrzydzeniem.
-
To porzuć swoje nazwisko. – rzucił Regulus w stronę brata.
-
Uwierz mi, że gdybym mógł, zrobiłbym to jak najszybciej.
-
I dobrze, bo jeśli nie wiesz, to jesteś sierotą. – uświadomiła mu panna Black.
Syriusz spojrzał na nią nie bardzo rozumiejąc. Przecież gdyby Walburgia i Orion
umarli, to raczej dowiedziałby się o tym.
-
Rodzice cię wydziedziczyli. – wyjaśnił młodszy.
-
I bardzo dobrze! – krzyknął Black i roześmiał się obłędnie. Przecież wiedział,
że tak będzie, jednak te słowa przypomniały mu o wieczorze, kiedy uciekł.
Pojawił się ból, który zaraz upchał w najdalszych głębinach serca. – A teraz
jeśli pozwolicie, pójdę już do siebie. – powiedział i ukłonił się w
prześmiewczy sposób.
-
Mógłbyś chociaż okazać więcej szacunku swojemu bratu! – krzyknął za nim
Regulus. Syriusz przystanął i odwrócił się do niego.
-
Ja już nie mam brata.
Młodszy
Black zaniemówił. Poczuł pustkę, jakby stracił właśnie coś ważnego. Nie
pochwalał postępków i buntowniczej postawy brata, ale zawsze podziwiał go, że
potrafił mieć własne, odmienne zdanie. Pamiętał jak bardzo byli zżyci, kiedy
byli mali. A teraz stracił go, jedynego brata. Jak mogli do tego dopuścić?
*
Walburgia stała przed gobelinem rodu
Blacków. Spojrzała na korzenie sięgające jeszcze starożytności. Na samej górze
wygrawerowane było zdanie: „En stirps nobilis et gens antiquissima Black”*, co
oznaczało: „Oto potomstwo starożytnego i szlachetnego rodu Blacków”. Kobieta
spojrzała na swoje zdjęcie i swojego męża. Następnie przyjrzała się swoim
rodzicom, Polluxowi i Irmie, którzy już w dzieciństwie wpoili jej wartość
czystej krwi. Następnie poszukała wzrokiem wypalonych portretów. W ten sposób oznaczali
osoby, które zostały przez rodzinę wydziedziczone. Najświeższa dziura
znajdowała się przy jej bratanicy, Andromedzie. Wyszła ona za mąż za mugola.
Był to postępek godny potępienia, nie zdziwiła się wcale, gdy jej brat, Cygnus,
wygasił papierosa na jej twarzy. Teraz ona musiała zrobić to samo ze swoim
starszym synem. Wyjęła papierosa i zapaliła go odrobiną magii. Zastanawiała się
w którym momencie popełniła błąd. Obu potomnych traktowała tak samo, okazywała
im miłość, uczyła ich dewizy Blacków. Pragnęła by oboje byli silni i posłuszni
czystej krwi. Kiedy dowiedziała się, że Syriusz zadaje się z synem Dorei, nie
miała nic przeciwko. Chłopak również był czystej krwi. Wiedziała, że Potterowie
mają skłonności do mugoli, ale mimo wszystko szanowała ich. Jednak potem
dowiedziała się, że to właśnie ich syn, ten cały James, sprowadził starszego
Blacka na złą drogę, tak jak oni wcześniej młodego Pottera. Zaczęli oboje
zadawać się ze szlamami, mugolami. Nie mogła tego znieść. Tyle razy tłumaczyła
Syriuszowi, że ci ludzie nie są prawdziwymi czarodziejami, że wykradli nam
wiedzę magiczną. Zawsze kończyło się krzykami, pyskowaniem i trzaskaniem
drzwiami. A teraz porzucił ich, uciekł, sam wydał na siebie wyrok. Wszyscy
pragnęli dać mu szansę, mówili, że jest młody i podatny na wpływy. Była
nadzieja, że jeszcze się zmieni, ale teraz było już za późno. Musiała to
zrobić, wszyscy tego od niej oczekiwali, a ona sama była wściekła na swojego
pierworodnego. Zaciągnęła się dymem i wypuściła go powoli z płuc. Usłyszała za
sobą ciężkie kroki, odwróciła się i ujrzała swojego męża.
-
Na co się tak patrzysz? – spytał chłodno.
-
Musimy go wypalić, prawda? – spytała – Naszego syna?
-
Regulusa? Czemu chcesz go wypalać? Przecież to duma naszego serca.
Walburgia
spojrzała na niego zdziwiona. Nie czuła od niego alkoholu, nie był pijany, nie
wiedziała więc dlaczego się pomylił.
-
Chodzi mi o Syriusza, naszego najstarszego syna.
Orion
spojrzał na nią groźnie, jakby go śmiertelnie obraziła. Złapał ją i wbił palce
w jej szczupłe ramię. Kobieta syknęła z bólu i starała się wyrwać z uścisku,
ale mąż mocno ją trzymał. Ujął ją za podbródek i zmusił, by spojrzała mu w
oczy.
-
Ja mam tylko jednego syna i jest nim Regulus, zrozumiano?
Pani
Black pokiwała szybko głową, dając znak, że przyjęła to do wiadomości. Orion
puścił ją i rzucił na odchodnym:
-
Zrób to szybko.
Walburgia
patrzała na męża póki ten nie znikł na piętrze. Wiedziała, że czuł ogromny
zawód, tak samo jak ona. Jednak Syriusz okazał się wadą i zakałą rodziny. Wciąż
przynosił im wstyd i hańbę. Spojrzała ostatni raz na jego portret na gobelinie,
po czym zaciągnęła się papierosem i zgasiła go na podobiźnie człowieka, który
kiedyś zwał się ich synem. Od tej chwili był tylko czarną dziurą w ogromnym i
chlubnym gobelinie szlachetnej i starożytnej rodziny Blacków.
PIERWSZA! :D
OdpowiedzUsuńRozdział nie jest za długi! Jak dla mnie mogą być jeszcze dłuższe :)
Wrażenia napisałam na priv to tu już nie będę pisać.
Czeeeekam na kolejny rozdział laseczki! ♥
DRUGA!
OdpowiedzUsuńOd razu mówię, że nie znoszę tej całej Ellie :/
Expecto
Cześć :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację.
No i zaczęło się voldemortowanie – tak mogę podsumować ten rozdział :D Narasta atmosfera niepokoju, ale wciąż jeszcze niewiele wiadomo, więc nic dziwnego, że uczniowie nie ulegają panice.
Lily zachowuje się jak wariatka, aż ją znielubię zaraz :) Wkurzająca jak mało kto.
Szkoda było mi Dorcas, ale fajnie, że jej relacja z Syriuszem nie jest czystą sielanką. Na jej miejscu rzuciłabym Ellie na pożarcie Wielkiej Kałamarnicy, Potter czy nie!
A skoro już jesteśmy przy Potterach, to Jamesa też mi szkoda. Irracjonalne zachowanie Lily i jej wieczne „może tak, a może nie” każdego wykończyłoby psychicznie. I jeszcze wyśmiewanie faktu, że został kapitanem drużyny! Biedaczek.
Życie Syriusza pewnie teraz bardzo się zmieni, ale powinien pamiętać, że ma świetnych przyjaciół, którym może ufać.
Ostatni fragment pokazał Walburgę w nowym, ciekawym świetle. Cóż, sama wybrała takie życie, więc jej akurat nie współczuję. I puff! Syriusz zniknął z rodziny. Smutne.
Rodział był ciekawy i wielowątkowy, dobrze się go czytało, ale już nie mogę doczekać się kolejnego :)
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Hejoo!
OdpowiedzUsuńNa początku bardzo chciałabym przeprosić Was za brak komentarza pod ostatnim postem! Nie miałam czasu, po prostu, dzisiaj chciałam wpaść w końcu skomentować, a tutaj BUM! następny rozdział <3 No nic, chciałabym powiedzieć, że przeczytałam, ale nie zostawiłam po sobie śladu, jednak jestem teraz! I to jeszcze poświęciłam czas na naukę ( ee tam), by przeczytać, bo jakżeby to... widzieć, że dodałyście rozdział i nie wejść i nie przeczytać? No jak?
Rozdział bardzo mi się podobał, co do długości rozdziałów, dla mnie była całkiem okej, wolę nawet czytać dłuższe, a jeszcze jak są one tak dobrze napisane, to nic do gadania.
Przepraszam, jeśli ten komentarz będzie kompletnie bez składu, ale śpieszę się na tańce :D
Jeszcze chyba nigdy nie spotkałam się z tak dobrym opisem poczynań na peronie! Bardzo fajnie, że wątek Doriusz nie jest idealnym związkiem, ale jestem mega ciekawa co zaplanujecie na przeprosiny Syriusza, jeśli takowe się pojawią. Gratulacje dla Jamesa! No nie ma innej opcji, żeby ktoś inny był kapitanem! Mam dziwne, romantyczne wyobrażenia na temat Puchonax Dorcas, chociaż on taki oschły.. no nie wiem, na pewno w opowiadaniu nie pojawił się bez przyczyny.
Rodzina Black.. bardzo spodobała mi się postać Walburgi, zazwyczaj to ojciec Syriusza "był tym dobrym", a tutaj można by uznać, że jest odwrotnie.
Czekam i czekam na następny rozdział!
~AleksandraOla
Rozdział super. Nie dziwię się Dorcas, że się wkurzyła. Ja na jej miejscu też bym tak zrobiła. Ciekawa jestem czy będzie jakaś akcja z tym prefektem, który się jej czepił. Życzę weny i przepraszam, że tak krótko, ale mam urwanie głowy.
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 55 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/09/rozdzia-55-nowy-dzien.html
OdpowiedzUsuńKochane dziewczyny!
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały i genialny:) Uważam, że długość może być ale jakbyście pisały dłuższe to jestem za! Mi ciągle mało, jak czytam, czytam a na końcu robię taką smutną minkę, bo okazuje się, że już więcej nie ma.
W końcu powiało Voldemortem:)
Dorcas jaka zmiana! Wow! Dziewczyny jestem pod wrażeniem! Widać, że Łapie zależy na dziewczynie, chociaż nie potrafi do końca tego okazać, ja rozumiem, że problemy, ucieczka z domu ale mógł się do niej odezwać, jak się wszystkiego wywie to będzie zła, że nie mogła choćby listownie go wesprzeć. Potter papla:D Rozbawiła mnie ta sytuacja do łez, bo zachowanie Dorcas jest identyczne z moim gdy dowiem się, że mój De robi coś niewinnego a ja to traktuję jako "wielką zdradę":D Kupiłyście mnie tym:D
A swoją drogą ciekawe czy James chciałby żeby Syriusza tak ochoczo opowiadał Lily (jak zrozumie już w końcu że go kocha i bedą razem) o jego wyczynach z inną dziewczyną:D
James się zdziwił powitaniem przez Evans. Nie zrozumie gamoń, że ona nie lubi rozgłosu i woli ciche i spokojne życie, a nie w blasku fleszy, chociaż z taką osobowością jaką ma Potter trudno być w cieniu. Kocham ich kłótnie<3
Jedyne co to zastanawia mi fakt, że James zadecydował o zamieszkaniu u nich Syriusza. Tak jakby Potterowie wahali się czy chcą. Oczywiście macie prawo do własnej interpretacji, ale odczułam taki jakby dystans do Blacka w tej kwestii. Albo to moja dziwna wyobraźnia tak działa:)
No i Walburga ukazana w zupełnie innym świetle, choć Rowlingowy Syriusz zawsze wypowiadał się mało pochlebnie o matce i to ona była gorsza.
Zadziwiacie mnie! :)
Pozdrawiam Was! Życzę czasu i weny i zapraszam do siebie moje słoneczka:*
Rogata
Kochane dziewczyny,
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam już wczoraj, ale nie chciałam pozostawić zbyt krótkiego komentarza, bo ostatnio nieźle się u Was opierdzielam.
Rozdział jak zawsze wszechstronny pełny fantazyjnych opisów, które bardzo ubarwiają tę nietuzinkową opowieść.
Jakkolwiek można na to zareagować to czytając o Pani Black nasunęła mi się myśl, że jednak nie ma jak matka. Jaka była taka była, jednak nawet Walburga Black przez chwilę zawahała się przed wypaleniem Syriusza. Było to takie... fascynujące. Mogłabym tu posunąć się do pewnego porównania. Przez chwilę dałyście taki promyk nadziei, jakim jest odpalenie zapałki w ciemną noc. Chwila jasności, która jednak niestety została pochłonięta przez ciemną złą noc. Jednak to było piękne. Szkoda, że Orion jest takim padalcem - napisałabym jakieś gorsze określenie, ale się powstrzymam ^^
Regulus, ah Regulus najpierw się rzuca wyzywa Syriusza, a później nagle odchodzi zraniony, bo Łapa powiedział mu, że nie są już braćmi. Szkoda, że młody Black nie potrafi przeciwstawić się rodzicom i przez nich (i swoje głupie zachowanie) zniszczył braterską więź.
Evans i Potter. Coś czuję, że teraz zacznie się komedia. Po prostu Lily przechodzi sama siebie, nie wiedząc już za co naskoczyć na Jamesa. Ciekawe kiedy ktoś jej powie, że zachowuje się jak pomylona strojąc fochy o byle co.
Dorcas zdecydowanie w tym rozdziale miała pecha. Najpierw zazdrość o Potterównę, potem spotkanie z panem "JESTEM PREFEKTEM NACZELNYM SPÓJRZ KRZYWO TO W ŁEB DOSTANIESZ" - normalnie chłopak "ą" "ę" ledwie dostał funkcję, a już się puszy. Ciekawe, czy Doris bd mieć u niego szlaban? Jeśli tak, czy szanowny Prefekt Naczelny będzie jej kazał oddawać hołd jego skromnej osobie na kolanach (przepraszam ponosi mnie)
Wybaczcie nieładny i nieskładny komentarz
Pozdrawia i całuje
Wasze Em
Wiesz co? Szkoda mi matki Łapy ;(. Opisałaś ją tak że mi jej po prostu szkoda!
OdpowiedzUsuńHej, dziewczyny!
OdpowiedzUsuńZostał mi do nadrobienia tylko jeden rozdział, więc się cieszę :) Chociaż nie marudziłabym, gdybym miała więcej do czytania, ale lubię być na bieżąco. Wczoraj udało mi się przeczytać większość rozdziału w galerii, kiedy czekałam na basen, a teraz komentuję go w pizzerni. W domu nie mam zupełnie na to czasu, więc wykorzystuję każdą wolną chwilę, aby nadrobić zaległości. No, nie rozpisuję się już nie na temat.
Rozdział bardzo mi się podobał. Rzeczywiście był długi, co pewnie by mi nie przeszkadzało, gdybym nie miała tylu zaległości. Dobra, nie narzekam :)
No więc tak: doskonale rozumiem Dorcas, że była zazdrosna o kuzynkę Jamesa, bo widać, że dobrze dogaduje się z Syriuszem. Na szczęscie nie chodzi razem z nimi do szkoły, co przez chwilę podejrzewałam, kiedy pojawiła się na peronie.
Oczywiście, Lily musiało coś strzelić do głowy (a właściwie ten artykuł) i znowu zaczęła być okropna dla Pottera. Ugh.
Ogólnie współczuję Blackowi i było mi go tak szkoda, kiedy płakał, że miałam ochotę go przytulić ♡♡♡ Dobrze, że może liczyć na wsparcie rodziców Jamesa.
Co dalej... A, rozbawiło mnie, kiedy James stwierdził, że Syriusz chciał z nim chodzić nawet pod prysznic. Ale potem trochę nie przemyślał tego, co mówi i wypaplał, że Black spał w jednym łóżku z Ellie. No, na miejscu Dorcas zareagowałabym podobnie. Biedna, musiała wpaść akurat na prefekta. Wyczuwam kłopoty z tym związane.
Ciekawe, czy Syriusz zdecyduje się opowiedzieć jej o swojej ucieczce z domu. Bellatrix i Regulus oczywiście nie potrafią dać mu spokoju. Co za ludzie!
Na koniec ta sytuacja z matką Blacka. Czy ona naprawdę uważa, że okazała Syriuszowi miłość? Dobrze, że chociaż miała jakieś uczucia, nie to co jego ojciec, który postanowił wyrzucić chłopaka z pamięci.
No nic, kończę, bo zaraz muszę lecieć. W najbliższym czasie pewnie przeczytam kolejny rozdział, tak więc spokojnie.
Pozdrawiam gorąco :*
Optimist
Och, jest i Hogwart, i to juz szósty rok leci!
OdpowiedzUsuńJestem strasznie zdziwiona zmianami u Dorcas, ale to chyba dobrze.
Rozumiem jej zazdrość o Syriusza. Też byłabym wściekla, gdyby facet nie kontaktował się ze mną przez miesiąc, a potem słuchała czego to on nie robił i z kim.
Mam jednak nadzieję, ze jakoś się dogadają i będzie wszystko dobrze. A ten prefekt na ktorego wpadła, to wyczuwam, że Łapa będzie o niego zazdrosny :P
Lily trochę popłynęła z ta odznaką kapitana. Jednak to drużyna quidditcha a nie świadectwo z czerwonym paskiem, więc mogłaby trochę zluzować. :D
Uch, Syriusz to nawet w szkole nie ma spokoju. Szkoda, że tak mocne słowa padły w kierunku Regulusa, ale widocznie tak musiało być.
Myslałam, że zdążę dziś dokończyć całość, ale jednak muszę to odłożyć na jutro czy pojutrze, czy poniedziałek :(
Buziaki! :*