Witamy Was serdecznie!
Przychodzimy do Was nareszcie z następnym rozdziałem. Przepraszamy za to tygodniowe opóźnienie, ale po prostu... No nie udało nam się zmieścić w terminie :)
Zapewne widzicie, że mamy już zimowy rozdział, mimo że do świąt jeszcze trochę rozdział, ale po prostu znudził nam się ten poprzedni :D
Musimy przyznać, że rozdział po raz pierwszy wyszedł nam zdecydowanie za długi i byłyśmy zmuszone podzielić go na dwie części.
Teraz bez zbędnego dalszego gadania zapraszamy Was do czytania i komentowania.
Enjoy! ~ Rogacz i Łapa
*
James
spoglądał smutno na panią Prefekt jak ta odchodzi z jego przyjacielem, Peterem.
Nie mógł uwierzyć, że McGonagall to zrobiła. Wiedział, że to było celowe.
Szkoda tylko, że nie dotarła do niej wieść, iż od ponad dziesięciu dni, nie
wystąpiła między nimi żadna kłótnia! Evans
czuła, że ktoś na nią patrzy. Obejrzała się za siebie i dostrzegła natarczywy
wzrok Pottera. Nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi, ale uśmiechnęła się do
niego i puściła mu oczko. Musiała się powstrzymać, żeby się głośno nie
roześmiać na widok miny zszokowanego okularnika. Ciągle dziwiła ją ta nowa
sytuacja między nimi, jej również ciężko było uwierzyć, że tyle mogło się
zmienić. Co więcej, ona chyba naprawdę zaczynała go lubić. Spojrzała jeszcze
raz na chłopaka, ale jego wzrok skierował się już w stronę Syriusza i Daniela. Zauważyła
ledwie dostrzegalną obawę w jego oczach, ale wiedziała, że martwi się o
przyjaciela. Ruda miała tylko nadzieję, że Black okaże nieco rozsądku i tak
samo musiała zaufać stoickiemu temperamentowi McAlistera. W końcu Minerwa
zarządziła, aby każdy odszedł ze swoim opiekunem. Huncwoci życzyli sobie
powodzenia i poszli poddać się karze.
Prefekt naczelny szedł w milczeniu z
Gryfonem, który podążał kilka kroków za nim. Długowłosy nie mógł uwierzyć, że
to akurat on miał go pilnować podczas szlabanu, na który de facto nie zasłużył. Nie wiedział tylko czy to zbieg okoliczności
czy do McGonagal dotarły pogłoski na temat ich zatarć. Już teraz w sumie nie
mieli powodów go kłótni. Dorcas uwolniła się od Syriusza, a on dalej nie mógł w
to uwierzyć. Czasem zdawało mu się, że ta spogląda na niego z tęsknotą i miał
wrażenie, że ta sprzeczka rozdzieliła ich tylko na moment i za chwilę wszystko
wróci do normy. Znów będzie mógł ją trzymać w ramionach i patrzeć na nią do woli,
bez skrępowania. Jednak to było tylko jego marzenie. Ostatnio wpadł na nią,
gdzie pierwszy raz od zerwania znaleźli się ze sobą sam na sam. Miał
niepowtarzalną okazję ją pocałować i widział, że Meadowes się nie opierała. Ale
nie potrafił tego zrobić. Dziewczyna podjęła decyzję, a on w żaden sposób nie
chciał jej mamić. To był jej wybór. Wciąż go to bolało, ale za bardzo ją
kochał, by tego nie uszanować. A teraz szedł z tym nadętym Puchonem, który
częściowo przyczynił się do ich rozstania. Dziwił się sam sobie, że jeszcze się
na niego nie rzucił i w żaden sposób nie uszkodził. Chyba po prostu był zbyt
załamany, by mścić się na nim. Chciał tylko odbębnić karę i wrócić do swojego
pokoju, gdzie dzięki chłopakom będzie mógł zapomnieć o ukochanej. Po krętej wędrówce
korytarzami Hogwartu weszli wreszcie do okrągłej sali. Mieściła ona kilka rzędów
regałów z magicznie zmniejszonymi szufladami. Black zastanawiał się co on ma tu
robić. Nie było ani brudno, ani nie widział żadnych trofeów, które wymagają
czyszczenia, ani tym bardziej kibli.
-
I co ja mam tu niby robić? – warknął długowłosy.
-
Będziesz porządkował akta. – oznajmił prefekt – Zostały tu niedawno
przeniesione z innego pomieszczenia, więc są jeszcze nie do końca poukładane.
Zacznij od lewego regału. – rozkazał. Syriusz ruszył we wskazanym kierunku,
kiedy powstrzymało go ramię starszego ucznia.
-
A różdżka, Black? – spytał i spojrzał wyczekująco. Gryfon, zirytowany, wyjął
szybko przedmiot i podał McAllisterowi. – Owocnego segregowania. Puchon
uśmiechnął się triumfująco, a sam wyciągnął książkę, rozsiadł się w fotelu i
zagłębił w lekturze. Przez chwilę Syriusz stał i po prostu starał się zapanować
nad narastającym gniewem. Miał jednak wrażenie, że to nie wszystko. Wiedział,
że coś się jeszcze wydarzy między nim a szanownym prefektem naczelnym.
Postanowił jednak, że nie da po sobie poznać, jak bardzo denerwuje go sama
obecność tego kretyna i poszedł segregować kartoteki. Tak jak się spodziewał,
było to koszmarnie nużące i dość skomplikowane zajęcie. Nie dość, że wszystko
musiało być ułożone alfabetycznie, to w dodatku większość kartek latała luzem i
było trzeba je wszystkie przydzielić do odpowiedniej osoby. Nie wiedział, ile
tam już siedział, ale zaczął chyba przysypiać nad jedną z Krukonek z trzeciego
roku, kiedy usłyszał głośne trzaśnięcie. Rozbudzony rozejrzał się gwałtowanie
wokół, chcąc zorientować się, co to było.
-
Czy ja pozwoliłem ci ucinać sobie drzemki, Black? – szyderczy głos Daniela
potoczył się po sali. Długowłosy chłopak zdusił przekleństwo, kiedy zdał sobie
sprawę, że wciąż tu siedzi z tym idiotą. – Z tego co widzę, to masz tu jeszcze
całkiem sporo do roboty, a ja chcę iść spać, więc ruszaj się.
-
Jeszcze raz odezwij się do mnie tym tonem, a zobaczysz, z kim masz do
czynienia. – Syriusz poderwał się z podłogi, a dłonie zacisnął w pięści.
Blondyn zaśmiał się z tej groźby.
-
I co ty mi możesz zrobić, Black? Poskarżysz się swojemu bratu, który poleci do
Voldemorta, czy jak mu tam? – zaczął się naigrywać zielonooki – Czy może
polecisz po swojego kochasia, Pottera? I tak przegrasz. Zawsze przegrywasz.
-
Nie potrzebuję nikogo, by sprać cię na kwaśne jabłko… jeśli jesteś tak odważny,
by stanąć przede mną bez różdżki. I uwierz mi, nigdy z tobą nie przegram. –
Łapa pewny siebie stanął naprzeciw swojego wroga i patrzał mu śmiało w oczy.
Wreszcie miał szansę wyładować swoją nienawiść.
-
Nigdy? – Puchon znowu roześmiał się szyderczo, co tylko działało napędzająco na
Gryfona. – Już przegrałeś! Gdzie masz swoją Dorcas? Zostawiła cię.
-
To akurat nie jest twoja sprawa! I nie zostawiła mnie dla ciebie! – krew
zawrzała w żyłach ciemnookiego. Nienawidził, kiedy ktoś trafiał w jego czuły
punkt, a już na pewno nie pozwoli na to komuś takiemu jak on.
-
Nie? A skąd ta pewność? To nie ja robiłem jej sceny zazdrości i jakoś to ze mną
spędzała ostatnio czas.
Syriusz
zbladł, ale trwało to tylko chwilę. Ból, jaki rozdarł jego serce, sprawił, że
gniew napłynął ze zdwojoną siłą. Nie mógł pozwolić, by ktoś wykorzystywał jego słabość.
Nawet jeśli Dorcas faktycznie wolała tego Puchona, to on przynajmniej kochał ją
szczerze i wiedział, że ona to odwzajemniała. To jego wina, że między nimi
wszystko skończone, był tego świadomy. Gdyby się tylko bardziej postarał,
porozmawiał z nią, zatrzymał wtedy, kiedy powiedziała mu, że to koniec. Ale nie
potrafił tego zrobić. Zawsze był niechciany i odrzucony. Nie cierpiał tego,
kiedy ktoś miał się męczyć w jego obecności, więc nie chciał tego samego dla
Dorcas. Przyzwyczaił się do samotności, wiedział, że da się z nią żyć. Ważne,
żeby ona była szczęśliwa. Momentalnie przyszło opanowanie. Zobaczył w wyobraźni
jej ciepły uśmiech i pełne miłości spojrzenie. Wiedział, że wściekłaby się,
gdyby doszło teraz do bójki. Ten ostatni raz chciał zrobić coś dobrze, potem
będzie już nieważne.
-
Nic o niej nie wiesz, McAlister. –
rzucił pogardliwie i odwrócił się w stronę porozrzucanych na podłodze kartotek.
Daniel nic nie odpowiedział. Wiedział gdzieś w głębi, że Black ma rację, ale
już dawno postanowił, że ją pozna, nie ważne za jaką cenę. Zdziwiło go jednak
zachowanie Gryfona. Celowo go prowokował, był pewien, że ten się zaraz na niego
rzuci. Ale coś się nagle stało. Widział, jak Syriusz walczył ze sobą. Nie miał
pojęcia skąd to nagłe opanowanie, ale w tej chwili był pełen podziwu dla niego.
Również odwrócił się w stronę miejsca, gdzie siedział i wrócił do przerwanej
lektury.
*
Dziewczyny
siedziały na kanapie przed kominkiem i rozmawiały o czymś cicho. Evans w
międzyczasie zaznaczała fragmenty z książki o transmutacji. Mieli przygotować
na jutro jak najwięcej informacji na temat przemiany pióra w okazałego ptaka.
To prawie jak zrobić coś z niczego, więc Lily miała zamiar się do tego
porządnie przygotować. Przy okazji wiedziała, że zmusi tym swoje przyjaciółki,
by też trochę o tym poczytały.
-
Dacie wiarę, że jesteśmy już na szóstym roku? – spytała Anne – Nigdy nie
myślałam, że to tak szybko minie. A za niecałe dwa lata ukończymy Hogwart. I co
wtedy? – tego typu pytania ciągle kłębiły się w głowie szatynki. Wiedziała, że
ma jeszcze czas, ale nie miała bladego pojęcia co chce robić w życiu.
Zazdrościła trochę swojej rudowłosej przyjaciółce, która wiedziała bynajmniej
tyle, że chce iść gdzieś w kierunku uzdrawiania. Zawsze fascynowało ją ludzkie
ciało i wszelkie procesy, jakie zachodziły w jego wnętrzu. Smykałką Dorcas były
zaklęcia, a także zawsze była dobra w tłumaczeniu ich. Meadowes myślała o
nauczycielstwie, ale miała też kilka innych planów i nie wiedziała który z nich
jest lepszy czy gorszy. A Loran nie miała najmniejszego pomysłu. Przerażała ją
wizja tego, że kiedyś będzie musiała dorosnąć.
-
Jak to co wtedy? – spytała Evans, odrywając Anne od ponurych rozmyślań – Praca,
dom, mąż, gromadka dzieciaków. – dziewczyny spojrzały zszokowane na Rudzielca.
Pierwszy raz wspomniała, że chce mieć rodzinę. Zawsze zarzekała się, że nie
cierpi dzieci, a faceci tworzą tylko niepotrzebne problemy.
-
Lily, co ci się stało? – spytała rozbawiona Dorcas – Nie poznaję cię ostatnio.
-
O co ci chodzi, Meadowes? – spytała poważnie prefekt, udając, że nie wie, co
jej przyjaciółka ma na myśli.
-
Pomyślmy… Zadajesz się z Potterem, jesteś dla niego po prostu miła i nagle
zmieniłaś zdanie i chcesz mieć rodzinę, a nawet… - Gryfonka zamilkła w połowie
zdania i zaczęła się głośno chichrać. Obie przyjaciółki spojrzały na nią
zdziwione i lekko zaniepokojone. Nie pamiętały, kiedy ostatnio czarnowłosa się
tak z czegoś śmiała, tylko szkoda, że nie wiedziały z czego. Kiedy ta się
uspokoiła zaczęła od razu tłumaczyć powód swojego nagłego wybuchu.
-
No bo… No bo… - nie wytrzymała i zaczęła się krztusić ze śmiechu. Po chwili
wróciła do przerwanego zdania - Po
prostu do głowy wpadła mi pewna hipoteza – zaczęła z trudem panując nad
kolejnym atakiem – Twoja relacja z Potterem kwitnie, a ty chcesz mieć nagle
męża i dzieci. Rozumiesz?
Na
końcu zdania Anne zaczęła się chichrać jak wariatka. Kilka osób obejrzało się,
by sprawdzić, kto ma taki dobry humor. Lily patrzyła na nie jak zaklęta. Nie
docierało do niej, to co wymyśliła jej przyjaciółka. Nie wiedziała czy ma
zacząć się śmiać z tak absurdalnego pomysłu, czy zacząć się tłumaczyć, czym w
sumie jeszcze bardziej się pogrąży. Ostatecznie stwierdziła, że po prostu nic z
tym nie zrobi.
-
Głupia jesteś i tyle – powiedziała tylko i wytknęła przyjaciółce język.
-
Czyli to prawda? – spytała nagle Loran.
-
Zwariowałaś? Dajcie spokój – oburzyła się dziewczyna lekko zakłopotana –
Prędzej poślubię trolla z grzybicą i łuszczycą niż spędzę resztę życia z
Potterem. – oznajmiła dobitnie i zagłębiła dalej w podręczniku.
-
Łamiesz mi serce, Liluś. – nagle dobiegł ją nie wiadomo skąd głos Jamesa.
Dziewczyny jak na rozkaz znowu parsknęły niekontrolowanym śmiechem, na co pani
prefekt przewróciła niecierpliwie oczami.
-
Nie wiem, skąd się tu nagle wziąłeś, Potter, ale lepiej dla ciebie gdybyś
zniknął w tej chwili. – oznajmiła oficjalnie bez cienia uśmiechu.
-
Naprawdę jestem aż taki zły? – żadnej odpowiedzi – No, kotuś. – dalej cisza –
Skarbie, odpowiedz mi. – Dziewczyny wstrzymały oddech – Wygrywa ze mną
obrośnięty troll? Nie możesz być aż tak okrutna, moja wiewióreczko. – Rogacz od
razu wiedział, że wreszcie udało mu się sprowokować swoją ukochaną. Zawsze,
kiedy kończyła się jej cierpliwość, przymykała powieki i zagryzała dolną wargę.
Znał doskonale wszystkie jej reakcje.
-
Uwierz mi, Potter, że jak skierujesz jeszcze jedno słowo w moją stronę, to
obiecuję ci, że nigdy więcej nie będziesz mógł czochrać tych swoich kudłów, bo
osobiście wyrwę ci każdy włos co do jednego i postaram się, a wiesz, że jestem
dobra z eliksirów, aby nigdy więcej nie pojawił się chociażby meszek na twoim
napuszonym łbie!
W
Pokoju Wspólnym zapadła cisza, którą przerywał tylko tłumiony śmiech Anne i
Dorcas. Każdy spoglądał rozbawiony i nieco zszokowany w ich stronę. Wiedzieli, że Evans i Potter zawsze
stanowili niebezpieczeństwo dla pozostałych, ale ostatnio ich kłótnie stawały
się rzadkością. W końcu tą niezręczną ciszę przerwał sam zainteresowany.
-
I za to cię kocham, Evans. – oznajmił okularnik z szerokim, zalotnym uśmiechem.
Na co ta po prostu roześmiała się, poczochrała go po włosach i poszła w stronę
dormitorium. Nie zdążyła jednak tam dojść, ponieważ do wieży Gryffindoru
dostojnym krokiem weszła właśnie Minerwa McGonagal. Wszyscy obecni natychmiast
ucichli i wstali, aby przywitać się ze swoją opiekunką.
-
Dobry wieczór. Mam dla was, jak sądzę, dość dobrą nowinę. Bynajmniej dla
starszej części z was. – spojrzała na obecnych szóstoklasistów– Za miesiąc
zacznie się kurs teleportacji. – słowa Minerwy zostały na chwilę zagłuszone
przez podekscytowanych uczniów, którzy od razu musieli dać upust swojej
fascynacji.
-
Ale proszę o ciszę! – kobieta uciszyła towarzystwo. - Dostępne będą dwa terminy.
Pierwszy kurs zacznie się od stycznia i będzie on trwał do kwietnia. Wtedy
odbędzie się zaliczenie. Mogą wziąć w nim udział osoby, które do końca czerwca
ukończą siedemnaście lat. – w tym momencie Syriusz, który nie wiadomo kiedy się
pojawił, zaczął buczeć zagłuszając dalsze słowa wicedyrektorki. – Black,
szlaban. Pozostałe osoby będą mogły zdawać test od września do grudnia w
siódmej klasie. Kurs teleportacji nie jest obowiązkowy. Kto chce wziąć w nim
udział niech zapisze się na liście na tablicy.
W
tej chwili na ścianie zawisła pergaminowa karta ze srebrnym tytułem, a
McGonagal wyszła z wieży pozwalając uczniom dać nareszcie upust wrażeniom.
Szukający drużyny od razu podbiegł do listy i zapisał swoje nazwisko. Wszyscy
pozostali, którzy mogli, poszli w jego ślady. Podekscytowane głosy i okrzyki
wypełniały teraz wieżę Gryffindoru. Wreszcie ich lekcje zostaną przerwane czymś
praktycznym.
Frank Longbottom stał spokojnie
na końcu kolejki, nie chcąc się pchać. I tak pewnie zostałby wypchnięty, bo
nikt go nigdy nie zauważa. Był cichym chłopakiem, jego nieśmiałość nie
pozwalała mu nigdy wybić się przed szereg. Ilekroć próbował tyle razy wycofywał
się i poddawał. Bał się, że ludzie go ocenią i skrytykują. Jego rodzice, którzy
byli bardzo uzdolnionymi czarodziejami, wymagali od niego znacznie więcej, ale
on nie potrafił się przełamać. Nie był głupi, wręcz przeciwnie. Potrafił
czarować, ale nie był otwarty. Nie miał zbyt wielu przyjaciół, a dziewczyna,
która mu się już od dawna podobała, nie wiedziała chyba nawet o jego istnieniu.
Myślał nawet o pójściu do drużyny, aby tylko jakoś zaistnieć, ale nie wyobrażał
sobie jak. Miał po prostu iść z miotłą i poprosić? Zwłaszcza, że kapitanem był
nie kto inny jak James Potter. Nie potrafił zagadać do osoby, która cieszyła
się chyba największą popularnością w tej szkole. Nagle jego spokojne
rozmyślania przerwało dość silne uderzenie w plecy.
-
Cześć, Frank! – pojawiła się nagle przed nim rozpromieniona Lily. – Co taki
zamyślony stoisz? Przecież kolejka już się skończyła.
-
Co? – Gryfon rozejrzał się rozkojarzony. Faktycznie przy tablicy ogłoszeń już
nikogo, a on jak kołek stał na środku pokoju.
– A tak… Już idę. – zarumienił się, kiedy zdał sobie, że musiał wyglądać
jak kretyn.
-
Co słychać u ciebie? – zapytała Evans ciekawsko – Dawno nie rozmawialiśmy.
Ta
dziewczyna była właśnie jedną z niewielu osób, które zauważyły jego istnienie.
Lubił z nią rozmawiać. Była bardzo energiczna i czasami wciągała go w różne
akcje, ale on zawsze ostatecznie się wycofywał. Wiedział, że miała mu to za
złe, bo starała się mu po prostu pomóc, ale on zbyt często poddawał się
wewnętrznemu lękowi. Wolał spędzać czas w zaciszu własnego pokoju, otoczony
książkami. Ze znajomymi widywał się jedynie podczas zajęć lub kiedy uczył ich z
zaklęć, z których był niemal najlepszy. Ciągle bił się ze sobą, że na koniec
szkoły powinien w końcu zaistnieć, ale nie potrafił. Zbyt długo to odkładał, a
teraz już po prostu nie miał pojęcia jak miałby to zrobić.
-
To co zawsze – odpowiedział zgodnie z prawdą – Nic się nie zmieniło wciąż.
Longbottom
wbił wzrok w ziemię i czekał na kolejną wersje rad ze strony koleżanki. Jednak
ta tylko położyła mu rękę na ramieniu i uśmiechnęła się promiennie.
-
Frank, możesz mi coś obiecać? – zapytała, stając naprzeciwko niego i
spoglądając mu w oczy. Ten kiwnął głową i czekał na to, co usłyszy.
-
Jutro musisz gdzieś ze mną pójść. I nie pytaj gdzie i co to będzie. Po prostu
obiecaj, że tym razem się wywiążesz, proszę – Evans wzięła chłopaka za ręce i
ścisnęła je. Widząc, że chłopak się waha dodała – Zobaczysz, że nie pożałujesz.
-
Dobrze… Dobrze niech będzie – odpowiedział na jednym wydechu, bojąc się, że
znowu sprawi przykrość rudowłosej dziewczynie.
-
Wspaniale – Lily klasnęła radośnie – To widzimy się jutro po śniadaniu przy
Wielkiej Sali. Do zobaczenia! – pożegnała się i pobiegła w stronę swojego
dormitorium. Z jednej strony chłopak cieszył się, że może tym razem nie sprawi
zawodu Gryfonce, ale poczuł znajome ukłucie lęku. Jednak tym razem postanowił,
że nie pozwoli, aby ten strach nad nim zapanował.
*
Gryfon
znajdował się sam w Pokoju Wspólnym. Wiedział, że powinien teraz siedzieć ze
swoimi przyjaciółmi w dormitorium, ale obiecał Kate, że przyjdzie. Powiedziała
mu tylko tyle, że chce z nim poważnie porozmawiać. Musiał przyznać, że trochę
się bał. Nie miał pojęcia o co mogło chodzić jego dziewczynie. Miał tylko
nadzieję, że nie ma zamiaru go zostawić. Przecież tak dobrze im się układało.
Zaczął chodzić w kółko po pomieszczeniu. Nie wiedział ile jeszcze ma czekać.
Może coś się stało i nie mogła przyjść. Jednak po chwili na schodach
prowadzących do dormitorium dziewczyn pojawiła się blondwłosa piękność. Od razu
podbiegł do niej i ucałował ją na powitanie. Nie mógł zrozumieć co się stało,
że tak bardzo pokochał tą kobietę, ale wiedział, że zrobiłby dla niej wszystko.
Była dla niego najważniejsza na świecie, tak samo jak jego przyjaciele. To oni
stanowili dla niego najbliższą rodzinę. Marywale za pomocą różdżki rozpaliła już
przygaszony kominek i usiadła na sofie. Gestem wskazała Gryfonowi, by zrobił to
samo. Pettigrew usadowił się obok dziewczyny i objął ją swoim potężnym
ramieniem. Ta kryjąc obrzydzenie, do którego nie mogła się przyzwyczaić, wtuliła
się delikatnie. Nie chciała budzić podejrzeć, kiedy była na tak dobrej drodze.
-
Kochanie, chciałaś ze mną o czymś porozmawiać – zaczął niepewnie chłopak. Nie
był pewien czy może ją ponaglać, ale ciekawość nie pozwalała mu dłużej czekać.
-
Tak… To jest dosyć delikatna sprawa, więc nie denerwuj się, kiedy powiem ci
kilka rzeczy.
-
Ale nie zostawisz mnie? – zapytał od razu Peter. Nie mógł się wyzbyć lęku, że
być może się już nim znudziła.
-
Skąd to pytanie? – spojrzała na chłopaka – Kocham cię, nigdy nie mogłabym cię
zostawić – na potwierdzenie tych słów pocałowała czule chłopaka, co ten
wykorzystał i nie mógł się odkleić od swojej partnerki. W końcu udało jej się
jednak wyrwać z ramion Glizdogona.
-
Ufasz swoim przyjaciołom? – zaczęła prosto Kate.
-
Oczywiście, że tak. Są dla mnie jak bracia.
-
Jesteś pewny, że oni też cię tak cenią, jak ty ich? – wpatrywała się w jego
oczy z udawaną troską.
-
Sądzę, że tak. – przyznał nieco niepewnie – Dlaczego zadajesz mi takie pytania?
– spytał, wyciągając z prawej kieszeni spodni batonika i pochłaniając go w
kilka sekund. Zawsze kiedy zaczynał się denerwować, musiał coś zagryzać.
Wówczas się nieco uspokajał.
-
Usłyszałam coś niedawno, ale skoro jesteś ich taki pewien, to musiało mi się
coś pomylić. – blondynka przygryzła dolną wargę – Nie przejmuj się tym. –
uśmiechnęła się ciepło i już chciała wrócić do pokoju, kiedy chłopak złapał ją
za rękę i kazał usiąść.
-
Co takiego słyszałaś? – spytał wystraszony – Powiedz mi.
-
Ale… To nic przyjemnego.
-
Dlatego mi powiedz, proszę – Peter wpatrywał się w nią swoimi wodnistymi
oczkami, a ona po raz kolejny dziwiła się, jak ktoś taki jak Potter czy Black,
mógł zadawać się z tym tłuściochem.
-
No dobrze. Ostatnio przez przypadek usłyszałam rozmowę Syriusza i Jamesa.
Rozmawiali o tobie i niestety nie mówili nic miłego. Ciągle się z ciebie
naśmiewali. Oni w ogóle nie doceniają twojej przyjaźni, Pete. – zwróciła się do
niego i chwyciła za dłonie – Jesteś dla nich tylko pośmiewiskiem. Wciąż mówili
o tym jak jesteś beznadziejny i, że nie robisz nic innego jak jesz. Oni nie
rozumieją tego, że chłopak w takim wieku, potrzebuje dużo energii. Dziwili się,
jak przez tyle lat możesz dawać się nabierać na ich przyjaźń. Potem przyszedł
Remus i jak dowiedział się o czym rozmawiając, to sam zaczął się nabijać.
Powiedział, że jesteś nieudacznikiem i, że to przez ciebie większość ich
kawałów okazuje się porażką. Stwierdził, że bez ciebie byłoby o wiele lepiej i
mieliby jeszcze większe branie u dziewczyn niż dotychczas. Robisz im tylko za
zbędny balast. – dziewczyna wtuliła się w Gryfona i zaczęła udawać, że płacze.
– Przepraszam, kochanie. Nie chciałam cię smucić, ale uznałam, że lepiej jak
się o tym dowiesz. Nie chcę, aby oni cię wykorzystywali. Jesteś wart więcej niż
oni myślą. W ogóle cię nie doceniają. Widzą w tobie tylko materiał na ofiarę. –
wpatrywała się w niego, oczekując reakcji. Pettigrew wpatrywał się tępo w
ogień, który tlił się delikatnie i odbijał się poświatą w jego oczach. Nie mógł
uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Nie potrafił sobie tego nawet wyobrazić.
Jego przyjaciele na pewno by tak nie powiedzieli. Musiała ich z kimś pomylić.
Po prostu wynikło jakieś nieporozumienie.
-
Kochanie – zaczął łamiącym się głosem – Jesteś pewna, że to byli oni? Na pewno
ich z kimś pomyliłaś – stwierdził i uśmiechnął się delikatnie. Jednak Marywale
pokręciła przecząco głową i patrzała smutno na chłopaka.
-
Przykro mi, Pete.
Wraz
z tymi słowami zauważyła przerażenie w jego oczach. Wiedziała już, że jej się
udało. Bardziej ufał jej niż przyjaciołom. A więc już blisko do zrealizowania
planu.
-
Porozmawiaj z nimi. Może faktycznie wynikło jakieś nieporozumienie.
-
Tak… Tak… Porozmawiam z nimi… Na pewno to nie tak… Nie tak..
Dłonie
chłopaka zaczęły się trząść przyjmując zdenerwowanie właściciela. Starał się
uporządkować jakoś myśli, ale po tym, co usłyszał, wiedział, że ciężko będzie
to wszystko ułożyć.
-
Pójdę już spać, słońce – Gryfon wstał z kanapy i ucałował dziewczynę w ręce.
-
Śpij spokojnie i pamiętaj, że JA cię kocham ponad wszystko – oznajmiła i
wysłała mu całusa w powietrzu. Chłopak uśmiechnął się niemrawo i ociężałym
krokiem wspiął się po schodach do pokoju. Przekraczając próg pomieszczenia,
rozejrzał się po jego wnętrzu. Spojrzał po kolei na każdego mieszkańca pokoju.
Nie mógł uwierzyć, że oni byliby zdolnie to zrobić. Wiedział co prawda, że jest
z całej czwórki najmniej popularny, ale jednak znał ich wszystkie tajemnice.
Tyle rzeczy robili wspólnie. Czy miałby z nimi takie wspaniałe wspomnienia,
gdyby nie to, że oni go naprawdę lubili? Nie miał pojęcia co o tym wszystkim
myśleć. Usiadł ciężko na swoim łóżku i schował twarz w dłoniach. Wiedział, że
nie odważy się od razu porozmawiać z nimi o tym. Najpierw sam musiał sobie to
wszystko poukładać i przetrawić. Po kilkunastu minutach ciągłego rozmyślania
położył się spać z nadzieją, że cała ta historia okaże się tylko jego kolejnym
koszmarem.
*
W
biurze Aurorów panował istny zamęt. Całe Ministerstwo Magii zostało podniesione
na nogi. Przesyłki wewnętrzne mijały się i trafiały do właściwych odbiorców.
Była noc, a w budynku był taki ruch, jakby dopiero co wszyscy przyszli do
pracy. Większość pracowników została podniesiona na nogi, szczególnie aurorzy,
łamacze zaklęć, poszukiwacze, magowie obrony narodowej, przedstawiciele
nieczystokrwistych, nawet sam minister magii zjawił się osobiście. Nie mogli
znieść myśli, że to już trzecia osoba, która zaginęła w przeciągu dwóch
miesięcy. Po ostatnich nie został najmniejszy ślad. Dokładnie tak jakby
wyparowały z powierzchni ziemi. Tym razem nie mogli ponieść klęski, bo rozejdą
się słuchy, że nic nie robią. Zwłaszcza, że ginęli sami mugolacy. Byłoby to
bardzo nie w porządku, gdyby faktycznie nic nie zrobili z całą sprawą. Być może
niektórzy uznaliby, że popierają idee czystej krwi. Ale wszyscy pracownicy
wiedzieli, że tak nie jest. Znali te osoby, które zaginęły. Robili wszystko,
aby dostrzec choć najmniejszą wskazówkę. Nie chcieli stracić kolejnej bliskiej
współpracownicy. W domu czekał na nią mąż i trójka małych dzieci. Pierwsze z
nich za rok miało iść do Hogwartu. Nagle po jednym z wydziałów poniósł się
echem alarm. Wszyscy obecni pobiegli w tamtym kierunku.
-
Znaleźliśmy ją! – rozległ się krzyk – Namierzyliśmy jej różdżkę!
Westchnienie
ulgi było słyszalne chyba w całym budynku. To oznaczało, że kobieta
prawdopodobnie jeszcze żyje. Szef Biura Aurorów wystąpił przed szereg
-
Dajcie nam namiary, to pójdziemy ją znaleźć – rozkazał Alastor Moody. Był on
najmłodszym w historii aurorem, a po kilku latach, dzięki sukcesom, które
odnosił w swojej pracy, został mianowanym głównodowodzącym. Podszedł do
poszukiwaczy, zamienił z nimi cicho kilka słów i odebrał mapę ze wskazówkami.
-
Potter i Lonbottom, idziecie ze mną.
-
Tak jest! – dwójka mężczyzn zgodliwie potwierdziła, że są gotowi ruszać.
Obrócili się za swoim przywódcą i ruszyli za nim w stronę kominków. Na terenie
Ministerstwa nie można było się teleportować. Kiedy tylko znaleźli się na
ulicach Londynu, wezwali swoje miotły i kiedy tylko do nich dotarły, wzbili się
lekko w powietrze. Nie wiedzieli ile godzin lecieli. Co jakiś czas Edwin,
ojciec Franka, sprawdzał czy nie zbaczają z trasy. Wszyscy trzej mężczyźni, nie
chcąc się dekoncentrować, lecieli w milczeniu. Zbliżali się do celu w szybkim
tempie. Charlus nałożył na nich tarczę, by nikt ich nie zobaczył, dodatkowo
wspomogli się jeszcze zaklęciem kameleona. Po kilku minutach znaleźli się
dokładnie w miejscu, które wskazywała mapa. Panowie zniżyli się powoli, aż
zaczęli dostrzegać zarys starej kamienicy, prawdopodobnie opuszczonej. Sam
budynek znajdował się w niewielkim miasteczku na jego obrzeżach. Miejscowość
była niezadbana, sprawiała wrażenie wręcz zapomnianej przez ludzi. Czarodzieje
wylądowali miękko na ziemi i odstawili miotły. Powoli, starając się robić jak
najmniej hałasu, weszli do kamienicy. Różdżki trzymali w pogotowiu, aby w
każdej chwili być gotowymi do obrony.
-
Ona jest nudna…
Usłyszeli
z oddali zachrypnięty głos. Poszli w tym kierunku podchodząc pod drzwi, z
których prawdopodobnie się on wydobywał. Następne zdania słyszeli już wyraźnie.
-
Ale nie możemy jej zabić.
Usłyszeli
inny, bardziej piskliwy głos.
-
Nie byłoby różnicy. I tak co chwile mdleje. Słaba jest. Dlaczego Czarny Pan
każe nam przetrzymywać kogoś takiego?
-
Nie kwestionuj lepiej jego zdania. Lord Voldemort wie co robi. Nie ma
mądrzejszego i potężniejszego czarodzieja na całym świecie.
Z
jego słów płynęło czyste i naiwne uwielbienie. Drugi mężczyzna nie śmiał już
wyraźnie nic powiedzieć, ponieważ za drzwiami nastała cisza. Jednak za chwile
przerwało ją ciche pojękiwanie.
-
O! Ocknęła się wreszcie – mężczyzna podszedł, złapał kobietę za włosy i
podniósł z ziemi.
-
Nie… Nie… Proszę… Zostawcie mnie… Zabijcie mnie… - z gardła kobiety wydobywało
się ciche błaganie.
-
Słyszysz Malcolm? Ona nas wręcz prosi, żebyśmy się jej pozbyli – śmierciożerca
zaśmiał się gardłowo.
-
To byłoby zbyt proste, szlamo. – wycedził jego towarzysz – Trochę się jeszcze
tobą zabawimy.
Po
pomieszczeniu poniósł się krzyk mrożący krew w żyłach. Był on pełen przerażenia
i bólu. Potter nie mógł wytrzymać. Podbiegł do drzwi z zamiarem otworzenia ich,
ale powstrzymała go ręka Alastora.
-
Pójdziemy razem, na trzy.
Po
odliczeniu Moody wyważył drzwi od pokoju i od razu zaczął ciskać zaklęciami.
Śmierciożercy szybko zostali unieszkodliwieni. Widać było, że nie spodziewali
się żadnego ataku, nie byli na niego nawet przygotowani. Ranna kobieta leżała
na podłodze, umazana krwią. Oddychała ciężko, a jej ciałem wstrząsał
spazmatyczny płacz. Na pierwszy rzut oka nie można było rozpoznać w niej tej
samej kobiety, którą znali. Mężczyźni szybko podbiegli z zamiarem teleportacji,
ale nagle Charlusa coś podciągnęło do góry. Aurorzy rozejrzeli się. W drzwiach
stała trójka śmierciożerców, a za nimi jeszcze kilku innych. Nie mogli
pozwolić, by ktoś ukradł zdobycz Czarnego Pana. W pomieszczeniu rozbłysło od
zaklęć. Promienie z różdżek mijały się, zderzały, ganiały jeden za drugim.
Wyglądało to jak piękny, świetlny taniec, tylko z tą różnicą, że to był taniec
na śmierć i życie.
-
Avada kedavra!
Strumień
zielonego światła pomknął w stronę na wpół żywej kobiety.
-
NIE!!!
Charlus
rzucił się rozwścieczony na mężczyznę, który rzucił mordercze zaklęcie. Nie
mógł znieść myśli, że kolejna osoba zginęła z rąk tych bezmyślnych kukieł
czarnoksiężnika. Zaślepiony żalem i złością nie zważał na to, co się dzieje,
przez co nie był w stanie skutecznie się bronić. Po chwili poczuł palący ból w
okolicy klatki piersiowej. Jednak nie przejmował się tym. Ciskał zaklęciami w
czarnych, zamaskowanych mężczyzn. Poczuł kolejny raz ból w prawej nodze i upadł
na podłogę. Zobaczył czerwoną plamę na nogawce swoich spodni, która wciąż się
powiększała. Dostrzegł Longbottoma biegnącego w jego kierunku, ale nie wiedział,
co było dalej. Poczuł kolejny raz ból w plecach. Teraz nie widział już nic.
Wszystko spowiła ciemność. Ostatnim co poczuł, były czyjeś ręce chwytające jego
obolałe ciało.
Drogie Łapo i Rogaczu!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Biedny Syriusz... Szkoda mi go. Jednak akceptując decyzję Dorcas pokazuje tym samym, że kocha ją prawdziwą miłością. Końcówka rozdziału... brr... Aż mnie ciarki przeszły. No cóż. Pozdrawiam i życzę weny ~Dorcas
Dawno mnie tutaj nie było i bardzo za to przepraszam. Czas niestety nie był łaskawy, ale wydaje mi się, że teraz już będzie lepiej i będę miała czas na czytanie waszych fenomenalnych opowiadań. Nadrobiłam moje zaległości i będę miała dla was masę oklasków, wiwatów i wychwaleń ( nie wiem czy takie słowo istnieje).
OdpowiedzUsuńTo co się zdarzyło na szlabanie Syriusza było niesamowite! Pan jestem-wybuchowy-Black powstrzymał swoją złość, ponieważ jego ukochana tego nie chciała. I również jest mi szkoda Syriusza, aczkolwiek cały czas doszukuję się w tym wszystkim drugiego dna. Nie pozostaje nic innego niż czekanie.
Obrośnięty troll kontra James Potter? Głosuję za tym drugim. Świetnie, że relacja Evans-Potter wkracza małymi kroczkami na spokojne grunty. Jeszcze do siódmej klasy. I co też ta Evans kombinuje?!
Peter, po prostu brak mi słów, jak można pomyśleć, że ludzie, którzy przyjaźnili się z tobą przez sześć lat mogli udawać? Szczególnie jeśli chodzi o Tych Ludzi.
Końcówkę przeczytałam chyba tylko na jednym wdechu, a zakończenie odebrało mi resztkę powietrza.
Już nie mogę doczekać się następnych rozdziałów. To był jedyny plus, kiedy miałam zaległości nie musiałam czekać na wasze świetne rozdziały, ale mówi się trudno i czeka się dalej, bo to w końcu tez jest pewien element układanki. Już ułożyłam z milion rzeczy, które mogą się stać dalej, ale jestem pewna, że nic co pojawiło się w mojej głowie nie pojawi się tutaj.
Kolejny świetny rozdział dobiegł końca i zostawił po sobie nie dosyt, ale taki pozytywny. Mam nadzieję, że będziecie znajdowały czas dla bloga i życzę wam tego w równym stopniu co pozostawaniu przy waszych nieprzewidywanych pomysłach :D
Visenna
Trzecia! :D
OdpowiedzUsuńWracam jak tylko przeczytam rozdział! :D
Mała Czarna ^^
Zapraszam na rozdział 65 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/12/rozdzia-65-swiat-stana-na-gowie.html
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńE tam, nie ma za długich rozdziałów.
Scena szlabanu Syriusza pod nadzorem Daniela była ciekawa. Wbrew temu, czego moglibyśmy się spodziewać, to Daniel się tu skompromitował i sięgnął po nieczyste metody, żeby pogrążyć Blacka. To bardzo dobrze świadczy o Syriuszu i musiało go wiele kosztować.
Podobało mi się też, że Loran czuje się niepewnie, mając świadomość upływającego czasu i własnego braku planów na przyszłość. No bo kto w tym wieku wie już, jak chce spędzić resztę życia?
Jakie to słodkie, że priorytety i plany na przyszłość Lily się zmieniają! I nie tylko one - podczas kłótni Lily i Jamesa spodziewałam się, że jak zwykle skończy się śmiertelną obrazą, a tu niespodzianka - Evans pokazała, że nie jest histeryczką.
Ciekawie przedstawiłyście Franka Longbottoma. Zwykle w fanfickach jest przebojowym chłopakiem, czasem nawet piątym Huncwotem (!), a tu zupełnie odwrotnie. Ta wersja jakoś bardziej pasuje mi do ojca Neville'a ;) Dobrze, że trafił na obrońcę uciśnionych, czyli Lily.
Biedny, biedny Peter! Marywale jest bardzo sprytna - każdy na miejscu Petera poczułby choć trochę niepewności w takiej sytuacji, a wiadomo, do czego to może doprowadzić.
I jaka akcja na sam koniec. Interesujące było to wszystko, mam nadzieję, że pan Potter się z tego wyliże.
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Ej a Łapa to przypadkiem nie jest rok starszy od reszty Huncwotów? Tak przynajmniej podaje wikipedia... Ale mniejsza.
OdpowiedzUsuńRozdział fajny i dość interesujący. Biedny Siri szlaban z takim kretynem, już chyba wolała bym Evans.
Nie powiem, że szkoda mi Glizdogona (nienawidzę szczura) ale no cóż... w sumie jeszcze w 75/6 był znośny więc powiem (napiszę) tylko, że to cios poniżej pasa ze strony Kate.
A co do ostatniej części. Pan Potter mam nadzieję, że się z tego wyliże
Pytanie nie było do mnie, ale pozwolę sobie odpowiedzieć, jeśli nie masz nic przeciwko.
UsuńMasz trochę racji, Syriusz urodził się jesienią 1959 roku, ale kiedyś gdzieś czytałam, że w Wielkiej Brytanii jest tak, że roczniki liczą tam od września, czy coś w tym stylu. W sensie Ci, którzy urodzili się powyżej 1-szego września, idą do szkoły tak jakby urodzili się w następnym roku. Jeśli się mylę to proszę mnie poprawić.
Hej, kochane!
OdpowiedzUsuńW końcu przychodzę z komentarzem. Przepraszam za spóźnienie, ale z czasem u mnie krucho. Dopiero teraz znalazłam chwilę, żeby wziąć się za nadrabianie blogów.
Zaczynając od początku: bardzo spodobało mi się to, że Syriusz nie rzucił się na Daniela i nie dał się sprowokować. Zachował się bardzo dojrzale.
Ogólnie, jak już pisałam polubiłam postać Daniela, choć tutaj zdecydowanie wygrał Black. Puchon nie powinien go tak podpuszczać, ale jestem w stanie go zrozumieć, bo chodzi o dziewczynę. W sumie nie wiem już, komu kibicować, ale z chęcią poczytam jeszcze o Danielu :)
Lily nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że kiedyś James będzie jej mężem. Wątpię, czy gdyby miała wybierać pomiędzy trollem a przystojnym i uroczym chłopakiem, jej wybór padłby na tego pierwszego. To aż niewiarygodne :D Ale przecież się nie przyzna, że wolałaby Jamesa ^^
Jestem ciekawa, co też Evans szykuje dla Franka. Przedstawiłyście go w interesujący sposób i nie mogę się już doczekać, aż się dowiem, co planuje Lily.
Cały czas szkoda mi Petera, bo nie zauważa, że Kate nie jest z nim szczera. Jest strasznie naiwny, skoro myśli, że jej się podoba. I jeszcze ma do niej większe zaufanie, niż do przyjaciół. Może pozostali Huncwoci przemówią mu do rozumu i w końcu intryga Kate wyjdzie na jaw?
I na koniec sytuacja z panem Potterem. Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. Albo, żeby to nie było nic poważnego.
Dodam jeszcze, że w rozdziale dwa razy użyłyście słowa "bynajmniej", podczas gdy powinno być "przynajmniej" akurat w tych wypadkach, ponieważ wyrazy te mają zupełnie różne znaczenie :)
To chyba tyle. Czekam na następny rozdział i pozdrawiam gorąco.
A, i bardzo podoba mi się ten nowy szablon. Jest taki świąteczny ♡
Całusy,
Optimist
Zapraszam na rozdział 67 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/12/rozdzia-67-atak.html
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 68 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2015/12/rozdzia-68-alice-nicole-black.html
OdpowiedzUsuńWitam, dziewczyny!
OdpowiedzUsuńRany, nawet nie będę się przyznawać, ile mnie tu nie było z komentarzem, ale z czytaniem zawsze byłam na bieżąco. Po tak długiej i haniebnej nieobecności, wkraczam z końcem roku z komentarzem. Mam nadzieję, że odkupi chodź trochę moją wredotę...
Lubię bardzo McGonagall i szczerze rozumiem, dlaczego nie dała pod jej opiekę Jamesa. Ta dwójka należy jednak do tych wybuchowych i nie do przewidzenia. Jeszcze Łapci trafił się Daniel, ohoho, będzie zapewne wybuchowo. Dalej rozpaczam nad zerwaniem Doriusza. Taka piękna parka z nich była i widać, że dalej do siebie ich ciągnie, ale nie nie będą pewnie szybko znów razem, a może w ogóle nie będą...
Ten Daniel to ekhemm... Jeśli Dor na niego poleciała, to ja się załamię. Widać, że oboje się nie cierpią, jeden chce dopiec drugiemu, ale ten chłopak, nie ma prawa mówić, że Dorcas go kocha czy na niego leci a nie na Syriusza <3
Black, gdy tylko myśli o niej to staje się spokojniejszy. Uwielbiam ich razem i mam nadzieję, że jeszcze ich razem ze sobą złączycie :)
Lilusia przekonała się do Jamesa i od razu wzięło ją na dzieci. James działa na nią tak, że o rodzinie już dziewczyna myśli. Uwielbiam ich docinki, a jeszcze bardziej, kiedy nie kłócą się tylko potem śmieją z siebie. Ach, miłość kiełkuje <33 Jilly!
Mówiłam, że lubię McGonagall? Cofam to. Ja tą kobietę kocham! "Black, szlaban" ~ Jak to przeczytałam, to się uśmiałam. Zaczęłam się chichrać jak opętana. Teleportacja *o* Syriusz mnie rozwala, serio :'D Frank jest tutaj tak fajnie przedstawiony. Nieśmiały, niewychylający się przed, cały Neville heheh :P Lily miluśka zna wszystkich i jest dla nich miła i przyjazna, taką ją uwielbiam. Pomocną w stosunku do innych.
Kate to jedna wielka Kanalia! Nie jestem miłośniczką Petera, ale jak śmie go okłamywać i do tego oczernia chłopaków. Nie trawię tej laski, działa mi na nerwy. Naprawdę ciekawi mnie, co ona kombinuje, że chce tak bardzo przeciągnąć Pettigrew na swoją stronę. to pewnie nie będzie nic miłego.
Zaczynają się mroczne czasy, które równają się porwaniom. O kurde idzie Potter i Longbottom :O Boję się o nich. Ojciec Jamesa!! Rany, tylko proszę niech on nie umiera :((( O nie!!!
Dziewczyny rozdział cudowny i pragnę więcej. Życzę mnóstwa weny! Pozdrawiam, Livv :)
Kochane dziewczyny,
OdpowiedzUsuńJakoś ostatnio weszło mi w nawyk komentowanie po czasie (i to grubo po czasie). Zamierzam nad tym popracować w 2016 roku i powrócić do bieżącego komentowania.
Przejdę jednak teraz do sedna. Po prostu poraża mnie myśl, że Peter jest tak zaślepiony miłością. Mam nadzieję, że ten chłopak przejrzy na oczy nim wydarzy się coś strasznego.
Jestem pod wrażeniem zmiany w relacji Lily i Jamesa. Czyżby Evans zaczęła patrzeć na Rogacza bardziej przychylnie? Z doświadczenia wolę się nie cieszyć za bardzo, bo znając tę parkę już niebawem ich w miarę normalna relacja ulegnie pogorszeniu. Tu pozwolę sobie zadać pytanie: co Jim i kiedy nawywija, że zniechęci do siebie rudą?
Syriusz i Dorcas... to chyba nie była prawdziwa miłość w innym wypadku nie odpuściliby tak łatwo. Jakoś nie przeszkadza mi Daniel, wręcz przeciwnie przyznaję, że trzymam mocno kciuki za tego chłopaka.
Pozdrawiam
Em
Droga Em,
Usuńnie martw się. My same mamy zaległości gdzie tylko popadnie :)
W sumie... Nie mamy na razie przybliżonych planów co do tej dwójki. Oczywiście ogólny zarys jest, ale jak widać pisanie idzie nam ostatnio coraz wolniej, więc na razie skupiamy się raczej na tym, aby ich do siebie zbliżyć. Oczywiście nie będzie kolorowo, ale czasami trzeba pokazać coś pięknego :D
Pozdrawiamy ~ Ł&R
Cześć! Dzięki Wam, drogie Łapo i Rogaczu, miałam co czytać na święta. I za to chce Wam podziękować, Wasz blog jest teraz jednym z moich ulubionych. Od pierwszego rozdziału pokochałam Wasz styl pisania, przede wszystkim opisy! Co prawda, na samym początku można było przyczepić się do dialogów, ale teraz jak dla mnie wszystko tutaj jest już idealnie. Gratuluję.
OdpowiedzUsuńCałym sercem kocham tę dwójkę - Lily i Jamesa. Mam nadzieję, że będzie ich trochę więcej w następnych rozdziałach. Cieszę się, że nie jest między nimi za słodko, i od czasu do czasu zdarzy im się jakaś kłótnia. Jest już późno, ale nie chciałam zwlekać z komentarzem do jutra (w sumie to już do dzisiaj, ale trochę później), bo ostatnio zdarza mi się zapominać paru rzeczy. A nie chciałabym zapomnieć skomentować tego rozdziału. Ogólnie to trochę się zdziwiłam, kiedy nie mogłam przewinąć do następnego rozdziału, a tu okazało się, że to już koniec na dzisiaj. Trzeba czekać na kolejny. Ale warto, serio. Więc ja czekam, aż tu coś wrzucicie.
Życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku.
Droga Lily,
Usuńcieszymy się ogromnie, że mogłyśmy być częścią Twojego czasu wolnego :) Zawsze cieszymy się, kiedy ujawniają się nowi czytelnicy i mamy ogromną nadzieję, że zostaniesz z nami dłużej :)
Ostatnio czytałyśmy nasze pierwsze rozdziały i szczerze się uśmiałyśmy :D Ale cieszymy się też, że widać postęp :)
Postaramy się bardziej skupiać na Twojej ulubionej dwójce, ale nie zawsze nam to wychodzi, bo po drodze wymyślamy coraz to inne rzeczy i nigdy nie starcza na nich czasu xD
Tak więc kończąc... Cieszymy się, że jesteś, a nowy rozdział już dzisiaj! :D
Pozdrawiamy gorąco ~ R&Ł
Super Kochane!
OdpowiedzUsuńW końcu świat przestał wirować wokół Dor i Syriusza. Podobała mi się jego postawa na szlabanie, nie dał się sprowokować Danielowi i pomyślał o uczuciach dziewczyny. Znów mnie pozytywnie zaskoczyłyście:)
Kłótnia Lily i Jamesa, to co lubię najbardziej:) Ich relacje są wciąż coraz lepsze, co cieszy moje serce:)
Frank jako nieśmiały i zakompleksiony chłopak. A to ci dopiero. Kolejny genialny pomysł:)
Część o próbie odbicia zakładniczki jest świetna! Czytałam z zapartym tchem i pełna niepokoju o ojca Jima. I nie mylilam się...
Rogata
"Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie" :D
OdpowiedzUsuńBiedny Syriusz. Daniel to kawał skurczybyka tak swoją drogą. Syriusz strasznie łatwo się wścieka no i to nie są moje ulubione momenty, bo przez to jego postać dużo traci :/ No ale koniec końców się opanował i nie doszło do rękoczynów, więc spoko.
Jestem ciekawa, czy Dorcas naprawdę jakoś więcej czasu spędziła z Danielem, czy tylko w czasie szlabanów.
Och nie! Bynajmniej, to nie przynajmniej! I sądzę, że profesor McGonagall wiedziałaby o tym.
Nie rozumiem czemu Syriusz buczał, gdy się okazało, że do pierwszego terminu kursu mogą przystąpić osoby, które do końca czerwca ukończą siedemnaście lat, jak przecież on wtedy miał mieć lada moment siedemnaste urodziny. Tu się chyba wdarł matematyczny błąd.
Ale Lily miło potraktowała Franka i o rany! Pierwszy raz spotykam się z takim Frankiem! Mam nadzieję, że Lily mu pomoże, bo ogólnie to bardzo lubię rodziców Neville'a i zawsze jestem ciekawa jak są przedstawieni w fanfikach. :)
Kate to niezła manipulatorka i nie dziwię się, że Peter tak dał się podejść, jednak pracowała nad nim miesiącami.
Och nie! Ja tak nie lubię jak ludzie umierają, niech Charlus przeżyje!
Buziaki! :*