Chcemy ogłosić Wam coś bardzo ważnego!
Dzisiaj jest rok jak prowadzimy tego bloga! Tak szybko minął nam ten czas i tyle cudownych rzeczy się wydarzyło! Dziękujemy, że wciąż jesteście z nami, mimo, że nie zawsze wywiązujemy się z terminów. Jesteście niezastąpieni. Bez Was ta historia nie miałaby dalszego ciągu. Po prostu serce w nas rośnie i chciałyśmy podziękować wszystkim, którzy nam niezłomnie towarzyszą. Jesteście najlepsi!
A tutaj mamy dla Was mały urodzinowy prezent. Mamy nadzieję, że taka opowiastka przypadnie Wam do gustu!
Kochamy Was!
Wasze ~ Rogacz i Łapa
*
Dorea Potter
zwlokła się z łóżka, słysząc przeraźliwy krzyk swojego jedynaka. Spojrzała z
politowaniem na męża, który nakrył sobie głowę poduszką i odwrócił się na drugi
bok, udając, że nie słyszy płaczu syna. Podeszła do łóżeczka, które stało przy
ścianie. W tym momencie przeklęła dzień, kiedy wraz z mężem spłodzili tego
małego szarlatana, który od niespełna roku witał ich takim krzykiem skoro świt.
Oczywiście Charlus nigdy nie kwapił się, by spełnić zachcianki małego synka,
ponieważ jak sam uważał, musi wysypiać się do pracy. Z tej oto przyczyny pani
Potter każdego ranka brała syna na ręce i starała się opanować jego histerię.
Tak było i tym razem. Spojrzała na zapłakane orzechowe oczy swojego
rozczochranego syna i wzięła go na ręce. Wyszła z nim z pokoju, chcąc pozwolić
wyspać się swojemu małżonkowi i poszła z malcem do kuchni. Posadziła go w
dziecięcym krzesełku i dała mu jego ulubioną maskotkę – hipogryfa. Jednak na
długo go tym nie zajęła, ponieważ chłopiec wyrzucił pluszaka i znów wrócił do
swojej ulubionej metody terroryzowania rodziców, którą był przeraźliwy krzyk.
Matka wywróciła oczami i w duchu przyrzekła sobie, że nigdy więcej nie zgodzi
się na kolejne dziecko. Podeszła do lodówki, machnęła różdżką i szybko
przygotowała śniadanie dla Jamesa. Malec wyszczerzył z zadowolenia swoje cztery
ząbki i zamachał energicznie piąstkami, po czym umoczył prawą rączkę w misce.
Dorea roześmiała się i pogłaskała łobuza po głowie, czyniąc na niej jeszcze
większy chaos. W tej chwili do kuchni wkroczyła głowa rodziny Potterów. Charlus
wiedział, że jego żona pewnie zdążyła już opanować sytuację i zaspokoiła jakoś
wieczne zachcianki syna. Ucałował żonę w policzek i posmyrał syna po stópkach.
Malec roześmiał się i wyciągnął ubrudzone rączki do ojca. Potter wziął chłopca
na ręce i zaczął wirować wraz z synem wokół osi. Przytulił małego do piersi i
poklepał delikatnie po pleckach. James reagując gwałtownie na taką poranną
zabawę, zwymiotował ojcu na ramię. Zdegustowany mężczyzna oddał syna żonie, a
sam udał się do łazienki, by zmienić dopiero co wyprany sweter na czysty. Po
chwili wyszedł, zahaczył o kuchnię, chwycił w przelocie kanapkę, ucałował
jeszcze raz żonę, pogłaskał syna i wyszedł do pracy. Za drzwiami dało się
usłyszeć charakterystyczne pyknięcie, co dało znak Dorei, że mąż już się
teleportował. Pani Potter odwróciła się do syna, wzięła go na ręce i zaniosła
do sypialni. Posadziła go na łóżku i sama udała się do garderoby w poszukiwaniu
czystych ciuszków. Wciąż mając na oku swojego jedynaka, zabrała ze sobą trzy
pary śpioszków i wróciła do dziecka. Zdjęła z Jamesa brudny kaftanik i wrzuciła
go do kosza na bieliznę. Chwyciła w ręce urocze, czerwone body z owieczkami i
przełożyła mu je przez głowę, co nie spodobało się malcowi, który zaczął
płakać. Zrezygnowana odłożyła ciuszek i chwyciła następny. Przy tym także James
wyraził swój sprzeciw, a przy trzeciej próbie zaczął tarzać się po łóżku,
głośno płacząc. Dorea również była bliska łez. Zastanawiała się, w kogo wdał
się jej syn. Załamana usiadła na łóżku i próbował jeszcze raz przekonać swoje
dziecko do kaftanika z owieczkami. Jednak nie przyniosło to rezultatu. Nie
wiedząc, co ma zrobić, spojrzała na osmarkanego syna i podeszła jeszcze raz do
garderoby. Chwyciła z półki pierwsze lepsze ciuszki i obiecała sobie, że włoży
mu je choćby siłą. James widząc swoją mamę, zaczął się cieszyć i machać
rączkami z zadowolenia. Zdumiona kobieta spojrzała na trzymane w ręku ubranko i
zaczęła się śmiać.
- Ty cwaniaku!
Body były koloru
czerwonego i zdobiły je złote znicze
- A więc o to ci
chodziło.
Malec jakby ją
rozumiejąc zagaworzył radośnie i pokazał swoje wszystkie zęby. Ubrał się
posłusznie i spoglądając na swoje ulubione ubranko, zdążył już je oślinić.
Dotknął małym paluszkiem jedną z piłeczek, a ta radośnie zatrzepotała
skrzydełkami*. Posadziła synka w łóżeczku, a sama poszła się ubrać i umalować.
Miała mieć dzisiaj gości i nie mogła pozwolić, by zastali ją w takim stanie.
Kończąc upinać włosy w wysokiego koka, podeszła do dziecka i z ulgą odkryła, że
mały Potter zasnął. Spokojna zeszła do kuchni i zabrała się za przygotowywanie
wiśniowego ciasta. Wszystkie potrzebne składniki przywołała przy pomocy magii,
kiedy usłyszała nagle, po raz kolejny dzisiejszego dnia, płacz dziecka.
Stwierdziła, że nie może być na każde zawołanie syna, toteż włączyła radio, aby
zagłuszyć zrozpaczony jęk. Gdy wstawiła ciasto do piekarnika, postanowiła, że
wreszcie sprawdzi, czy jej pierworodny wciąż rozpacza. Weszła do pokoju,
zerknęła w stronę łóżeczka, ale James spokojnie leżał. Będąc pod wrażeniem
takiej sytuacji, przykryła syna kołderką i wróciła do kuchni. Ciasto powoli
dochodziło, więc uznała, że weźmie się za sprzątanie mieszkania. Miała jeszcze
trochę czasu do przybycia gości. Postanowiła skorzystać z chwili spokoju i
włączyła radio w celu wysłuchania swojej ulubionej audycji „Praktyczna
czarownica”, gdzie Grunwilda Leshley dawała rady, jak prowadzić czarodziejski
dom i nie zwariować. Charlus zazwyczaj śmiał się z jej wskazówek, gdyż uważał,
że są bezsensowne, ponieważ żadna czarownica nie stawi raczej czoła smokowi.
Dlatego też pani Potter oddawała się tej przyjemności tylko wtedy, gdy męża nie
było w pobliżu. Gdy audycja dobiegała końca, a Grunwilda opowiadała o tym, jak
przy pomocy hipogryfa skutecznie skosić trawę w ogrodzie, matka usłyszała
dobiegający z góry płacz swojego syna. Zaklinając pod nosem, zwlokła się powoli
z ulubionego fotela i poczłapała z nietęgą miną do sypialni. Wchodząc do
pokoju, zauważyła malca stojącego przy szczebelkach, który powiedział coś
radośnie na widok swojej prywatnej mleczarni. Dorea nakarmiła swojego jedynaka
i wraz z nim udała się na dół do salonu. Posadziła go na miękkim dywanie i dała
ulubione zabawki, a sama poszła dopilnować ostatnich rzeczy przed przybyciem
gości. W czasie gdy krzątała się po kuchni, usłyszała dzwonek do drzwi.
Przekonana, że to jej szwagierka wraz z małą Ellie, poszła otworzyć. Jednak jej
ukazała się Margaret – wieloletnia, samotna i bezdzietna sąsiadka Potterów. Nim
Dorea zdążyła powiedzieć, że właśnie spodziewa się gości, kobieta weszła do
domu i zajęła miejsce przy stole w kuchni. Oniemiała gospodyni grzecznie
zaproponowała jej herbatę, co ta przyjęła z ochotą. Margaret, jak zwykle,
zaczęła snuć opowieść o swoich starych, brzydkich kocurach, które nazywała
słodkimi kociaczkami oraz o zdeprawowanych dzieciach siostry. Dorea od czasu do
czasu wtrącała jakieś zdawkowe uwagi, modląc się w duchu, by wizyta sąsiadki
nie trwała zbyt długo.
W tym samym czasie, kiedy panie rozmawiały
w kuchni, James bawił się w salonie swoimi pluszakami. Malec rzucał maskotkami
w gzyms kominka i patrzył, jak te wpadały w ogień. Sprawiało mu to ogromną
frajdę. Za każdym razem kiedy zabawkę zajmowały płomienie, malec klaskał w ręce
i szukał kolejnego miśka, którego mógłby rzucić w ogień. Mały Potter był
przekonany, że tata lub mama machną swoim magicznym kijkiem i jego zabawki znów
odzyskają dawny wygląd. Przecież tyle razy już tak było. Tata zawsze wszystko
naprawiał. Zwłaszcza, kiedy James zaczynał płakać. Zajęty zabawą chłopiec ze
smutkiem odkrył w końcu, że wszystkie zabawki, które dała mu matka, spłonęły w
kominku. Rozejrzał się ciekawsko po pokoju i wtedy to zobaczył! Na fotelu,
który zazwyczaj zajmowała mama, leżał jej czarodziejski patyczek. Uradowany
chłopiec popełzał do fotela i chwycił w swe rączki owy przedmiot. Już nie musi
czekać na rodziców! Sam naprawi swoje zabawki, a potem znów będzie mógł wrzucić
je do kominka. Uradowany wrócił na dywan. Usiadł naprzeciwko obiektu zabawy i z
całej siły machnął małą rączką, w której trzymał różdżkę swojej mamy. Pół
Doliny Godryka usłyszało wybuch pochodzący z niewiadomego źródła. Gzyms kominka
rozpadł się na kawałki i wypluł swoje wnętrzności na osmolony dywan, wśród nich
znajdowały się także naprawione zabawki dziecka. Chłopiec zadrżał z zimna,
ponieważ w ścianie za kominkiem pojawiła się ogromna dziura, przez którą
wdzierał się chłód. James uszczęśliwiony poraczkował do swoich pluszaków i
chwycił jednego z nich w rączkę i cisnął nim z powrotem do rozwalonego kominka.
Wtedy do pokoju wbiegły dwie kobiety.
- James! –
zobaczyła syna całego w sadzy i omal z przerażenia nie osunęła się na podłogę.
Sąsiadka przytrzymała kobietę, a sama, będąc w szoku, rozglądała się z
niedowierzaniem po pokoju. Mały Potter chcąc pochwalić się przed mamą swoim
wyczynem, chwycił drugiego misia i zaczął nim machać, a drugą rączką, gdzie
wciąż znajdowała się różdżka, machnął w stronę Margaret. Kobieta jak na
zawołanie obrosła w łuski, a między jej palcami pojawiła się błona. Sąsiadka
przerażona, zaczęła się drzeć jak opętana, a Dorea, trzeźwiejąc, podbiegła do
syna i wściekła, ale też przerażona, wyrwała mu różdżkę. Obejrzała szybko
małego czy nic mu się nie stało i wysłała patronusa do męża. Oczyściła dziecko
z sadzy, a następnie podeszła do roztrzęsionej sąsiadki.
- Margaret,
spokojnie. Zaraz to naprawię.
- Nie zbliżaj się
do mnie! To dziecko samego szatana! Kim wy jesteście? – rozhisteryzowana
zaczęła rzucać wazonami w biedną Doree. Pani domu, nie zastanawiając się długo,
machnęła różdżką w stronę Margaret i ta skrępowana linami upadła na ziemię.
Pani Potter naprawiła szkody syna i kobieta odzyskała swoją normalną postać.
- Odsuń się ode
mnie – kobieta nie dawała za wygraną i zaczęła się rzucać po podłodze.
- Proszę się
uspokoić. Nic się pani nie stało. Już wszystko w porządku.
- Doniosę na was
tutejszym księżom. Odprawią nad wami egzorcyzmy. Nasienie szatana w naszej
spokojnej wiosce. Skalacie tą czystą ziemię. – kobieta rozkręcała się na dobre
i nie zamierzała skończyć. Dorea tracąc powoli cierpliwość, chwyciła stojąca
lampę i uderzyła nią sąsiadkę w tył głowy, aby ta się uspokoiła. Kobieta
momentalnie straciła przytomność. James chwaląc mamę za pomysł, przydreptał
obok niej, szarpnął za nogawkę i wyciągnął rączki ku górze. W tej chwili do
domu weszli urzędnicy ministerstwa magii na czele z Charlusem. To, co
zobaczyli, przewyższyło ich najśmielsze wyobrażenia. Dorea stała z lampą w ręku
nad nieprzytomną i skrępowaną kobietą, a James radośnie gaworzył przy jej
nogach.
- E… Dorea? Proszę
cię, odłóż tą lampę. – mężczyzna nie bardzo wiedząc, co jego żona zamierza
zrobić z tym przedmiotem, sam podszedł do niej i zabrał jej go z ręki. Kobieta
momentalnie rzuciła się na męża, objęła go i zaczęła histerycznie płakać. Kiedy
się uspokoiła, Potter posadził żonę na fotelu, a syna wziął na ręce i rozejrzał
się po zdemolowanym pokoju. W tym czasie urzędnicy zabrali się do modyfikowania
pamięci niewinnej kobiecie i przetransportowali ją do jej domu. Charlus, za
pomocą zaklęcia, naprawił pokój i przywrócił go do dawnej świetności. Syn będąc
zadowolony z uzyskanego efektu przez ojca, zaczął delikatnie podskakiwać na
jego rękach, przy czym obślinił mężczyźnie koszulę. Akurat w tej chwili, po raz
kolejny tego dnia, do drzwi domu rozległ się dzwonek. Pan Potter poszedł, żeby
otworzyć i ujrzał swoją bratową z uroczą chrześnicą.
- Witaj, Charlus! –
przywitała go kobieta – Całe wieki się nie widzieliśmy.
- Cześć, Gaby.
Przyszłaś w samą porę.
Wpuścił kobietę
wraz z dzieckiem do środka i zaprowadził je do salonu. Małego Pottera posadził
na dywanie wśród nieco przybrudzonych pluszaków i zaraz obok niego znalazła się
mała Ellie. Gaby przywitała się ze szwagierką, po czym usiadła w miękkim
fotelu.
- Charlus, a ty już
nie w pracy? Mój mąż jeszcze nie wrócił.
Mężczyzna spojrzał
rozbawiony na żonę, na co ta wstała.
- Pójdę zrobić wam
herbaty. Upiekłam pyszne ciasto.
Mama dziewczynki
spojrzała pytająco na brata swojego męża i ponagliła go wzrokiem.
- No wiesz, Gaby…
Nasz syn zapewnił nam dzisiaj niecodzienną rozrywkę.
*
Wrzesień
zbliżał się wielkimi krokami, a na ulicy Pokątnej panował coraz większy
rozgardiasz. Dorea wraz z Charlusem i synem weszła do Madame Malkin. James
Potter stanął na podeście i pozwolił zmierzyć się magicznej mierze. Wszystkie
wymiary zostały zapisane na pergaminie, a właścicielka owijała chłopaka
materiałami i oznaczała różne miejsca szpilkami. Po kilkunastu minutach szata
była gotowa, a rodzina poszła dalej, aby zakupić inne potrzebne rzeczy. W
następnej kolejności udali się do Ollivandera, aby zakupić pierwszą różdżkę dla
młodego czarodzieja. Otworzyli drzwi, a ich wejście ogłosił radosny dźwięk
dzwonka. Właściciel sklepu pojawił się nagle przy ladzie, witając serdecznie
przybyłych klientów.
-
Dzień dobry – przywitał się głośno James – Przyszłem kupić różdżkę.
-
Przyszedłem! – poprawiła go matka, zdzielając go po głowie.
-
Aua, mamo! Wstydu nie rób! – odpyskował syn, czym zasłużył sobie na karcące
spojrzenie ojca. Chłopak naburmuszony podszedł do lady i oparł się o blat.
-
Już się robi, drogi młodzieńcze. – udobruchał go właściciel – Zaraz coś dla
ciebie znajdziemy. Twoja matka i ojciec też tu zakupili swoje pierwsze różdżki.
Zobaczymy, czy pójdziesz w ich ślady.
James
rozpromieniony wziął pierwszą różdżkę i machnął nią. Skutkiem było to, że drabina
Ollivandera rozpadła się na szczebelki. Chłopiec automatycznie zwróci przedmiot
i czekał na następny. Przy piątej próbie wiedział, że to będzie ta.
-
Mahoń, 11 cali. – orzekł właściciel – Bardzo poręczna. Wręcz znakomita do
transmutacji. Dbaj o nią.
James
jak zaczarowany z namaszczeniem wziął różdżkę w obie ręce i stanął z nią z
uśmiechem przed rodzicami.
-
Tylko nie naprawiaj nią pluszaków. – oznajmił Charlus, na co Dorea wraz z
Jamesem wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem
Kochane
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego z okazji pierwszej rocznicy Waszego bloga. Zycze Wam duzo weny, miliona komentarzy pod kazdym wpisem i zeby nigdy nie opuszczalo Was, Wasze cudowne poczucie humoru.
Urodzinowy rozdzialik cudowny. Roczny Potter machajacy magicznym kijem po prostu wymiana. Rozwalil pol domu , ale najwazniejsze ze miski ocalil. Po prostu uroczy szkrab.
Pozdrawiam serdecznie
Em
Super.
OdpowiedzUsuńTrzecia!!! Zaklepuje sobie miejsce, ale najpierw przeczytam rozdzial
OdpowiedzUsuńJuz wracam!!
OdpowiedzUsuńDziewczyny wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy i duzo duzo i jeszcze raz duzo weny
Rozdzialik swietny James z rozdzka wymiata szczescie ze jego tata zna sie na magii. Niestety gdybym sie znalazla na miejscu Margaret tez bym histeryzowala
A ze weny zyczylam juz na poczatku to teraz robic tego nie bede.
. Pozdrawiam
. Rogas
Miniaturka słodka i niewysilona :) Przyjemnie jest widzieć, że James od samego początku przejawiał nieco... niepokojące tendencje. Cóż więc dziwić się temu, co było później? Widocznie tak właśnie musiało być!
OdpowiedzUsuńZ pozdrowieniami
Eskaryna
Zapraszam na rozdział 73 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2016/01/rozdzia-73-trudne-ale-szczesliwe-chwile.html
OdpowiedzUsuńJuż dawno czytałam tę notkę, ale niestety zapomniałam skomentować. Cóż, jak zwykle, to co piszecie podoba mi sie i mam nadzieję, iż niedługo pojawi się coś nowego, bo nie wiem czy wytrzymam dłużej XD
OdpowiedzUsuńW każdym razie, życzę Wam weny i zdrowia. Jak każdy tutaj czekam z utęsknieniem na kolejny rozdział:)
Witam,
OdpowiedzUsuńdopiero co natrafiłam na ten blog, przeczytałam zaledwie kawałek tego tekstu i.. bardzo mi się podoba, niewiem kiedy (jak na razie nie mam zbyt dużo czasu) ale na pewno zacznę czytać całe opowiadanie od samego początku.... i cos pod każdym rozdziałem skrobnę...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zapraszam na rozdział 74 http://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2016/01/rozdzia-74-wamania-i-zycie-w-ukryciu.html
OdpowiedzUsuńhttp://syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com/2016/02/rozdzia-75-spotkanie.html
OdpowiedzUsuńHej, kochane.
OdpowiedzUsuńGratuluję tego roku bloga i wytrwałości z nim związanej. Mogę życzyć, żeby wena nigdy Was nie opuszczała i żebyście dotrwały do końca tego opowiadania :)
Co do tego tekstu, czy miniaturki, nie wiem, jak to nazwać, bardzo przyjemnie mi się czytało i w dodatku z uśmiechem na twarzy. Wyobraziłam sobie takiego małego Jamesa. Na pewno był rozrabiaką już od urodzenia, co doskonale pokazałyście. Nie wiem, co bym zrobiła na miejscu Dorei i Charlusa, ale pewnie nie mogłabym się długo gniewać na takiego uroczego berbecia :D
Pozdrawiam gorąco i czekam na nowy rozdział :)
Całusy,
Optimist
Gratuluję wytrwałości w pisaniu bloga i życzę kolejnych lat i dużo dużo weny
OdpowiedzUsuńNotka wspaniała . Rozwalił mnie fragment z małym James'em i kominkiem. Od niemowlęcia ciągle psocil
Pozdrawiam Panna A
Kochane! Niedawno trafiłam na waszego bloga, i dopiero teraz nadrobiłam zaległości, ale ten blog jest...wow. Super! Uwielbiam waszą historię <3 Teraz przydałoby się tylko coś o Syriuszu jak był mały... <3 Piszecie świetnie. Zazdroszczę wam talentu.
OdpowiedzUsuńŻyczę mnóstwo weny i niecierpliwie czekam na nowy rozdział!
AnesBlack
P.S. Gdybyście zechciały odwiedzić mojego bloga - http://roseskylarriddle.blogspot.com/ - byłabym bardzo wdzięczna <3
Melanie ma siedemnaście lat i wiedzie normalne życie. Ma rodzinę, przyjaciół, chodzi do szkoły, przeżywa rozterki sercowe. Wszystko zmienia się kiedy w Seattle zjawia się pewna tajemnicza kobieta i informuje dziewczynę, że jest ona czarodziejką. Mel nie wie już w co wierzyć i komu ufać. Ostatecznie jednak godzi się z tą myślą i wyjeżdża do Rio de Janeiro. Spotyka ją tam wiele dobrego; poznaje przyjaciela i chłopaka, w którym zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Sielanka jednak szybko się kończy. Melanie musi stanąć przed trudnym zadaniem. Musi wyzwolić świat magii spod rządów straszliwego Santiago. Czy podoła temu zadaniu i wypełni przepowiednię? Czy ocali swoich bliskich? I kto jej w tym pomoże?
OdpowiedzUsuńZapraszam na dorcas-pisze.blogspot.com
Hej hej hej :) z przyjemnością pragnę poinformować, że wracam do blogosfery :D
OdpowiedzUsuńReaktywacja http://hogwartmynewschool-drastine.blogspot.com/ już nastąpiła :D
Zapraszam serdecznie na pierwszy rozdział pt.: "Niech się wstydzi ten, kto widzi" oraz do zakładki "Występują" gdzie przedstawieni są bohaterowie :)
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za spam
Annabeth
PS. Kurczę, strasznie jestem w tyle.. jak już ogarnę swojego bloga będe musiała zabrać się za nadrabianie zaległości :)
Gratuluję:) To ważne wydarzenie w życiu bloggera, bo jego " dziecko" ma już roczek:)
OdpowiedzUsuńCzas ten był niezwykle owocny, pokazałyście część historii o Huncwotach, takiej jak Wy sobie ją wyobrażacie czym podbiłyście serca wielu osob, w tym i moje:)
Życzę Wam przede wszystkim wytrwałości w dokonczeniu bloga, mnóstwa tak genialnych pomysłów jak do tej pory, nieopuszczającej weny i czasu na pisanie.
Uściski:*
Sto lat!
Rogata
Super blog! Nadrobiłam w jeden dzień wszystkie rozdziały i chce więcej! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie, gdzie dopiero wszystko się zaczyna.
http://huncwockie-opowiesci.blogspot.com/
Kiedy rozdział?
OdpowiedzUsuńWitajcie!
OdpowiedzUsuńTego bloga odkryłam niedawno, lecz muszę przyznać, że jest świetny. Wszystkie wpisy już mam zaliczone. Każdy powala na kolana, a tym bardziej ta urodzinowa notka. Gratuluję niezłego stażu i zachęcam do rozwijania talentu. Na razie nie mam się czego przyczepić, co rzadko się zdarza.
Życzę udanego święta i wielu przygód!
Wasza
Aketi Salvaro
P.S. Zachęcam do odwiedzin każdego z kilkoma minutami: http://syriuszblack-nowe-przygody-huncwotow.blog.pl/
oraz zostawienia komentarzy!
Mam wrażenie, że post już nigdy się tu nie pojawi.... ;-;
OdpowiedzUsuńNie będzie nic więcej?
OdpowiedzUsuń