Witamy serdecznie z kolejnym rozdziałem. A raczej z tym samym rozdziałem, tylko w kolejnej i ostatniej odsłonie. Tekst pisany z gorączką, kichawką, kaszlem, toną tabletek i chusteczek u Rogacza, ale z wielką przyjemnością. Życzymy miłej lektury!
Łapa i Rogacz :)
Kafla
przejął Reyes, podał do Navasa, który w ostatniej chwili zdołał
uchylić się przed tłuczkiem. Navas rzucił do de Mediny, a ten
strzelił spektakularnego gola.
- Panie i panowie! Dziesięć do
zera dla Hiszpanów!
W ciągu następnych dwudziestu minut
Hiszpania strzeliła jeszcze sześć bramek, a włoscy ścigający w
ogóle nie mogli przejąć kafla. W końcu jednak Buccoli udało się
zwieść Navasa, co zaowocowało przejęciem piłki przez Włochów.
Buccola podał kafla do Mineo, a ten strzelił pierwszego dla swojej
drużyny gola. Kibice Włoch zawyli z radości. Wyczyn Buccoli
sprawił, że Włosi zaczęli grać ostrzej, próbując odrobić
straty. W ciągu następnych pięciu minut strzelili aż trzy gole.
Hiszpanie nie chcieli jednak dać za wygraną i także zaczęli być
brutalni, co dało im dwa gole. Włosi jakby stracili pewność
siebie i znów nie mogli wejść w posiadanie kafla. Hiszpania
zdobyła kolejne pięć bramek, więc wynik meczu wyglądał
następująco: sto czterdzieści do czterdziestu dla
czerwono-żółtych. I wtedy stało się to, na co wszyscy czekali.
Profaci dostrzegł znicza. Pochylił się nad trzonkiem swojej miotły
i pomknął za złotą piłką. Gdy już prawie ją miał, w jego
wyciągniętą rękę uderzył tłuczek. Szukający zgiął się z
bólu. Nadal chciał kontynuować pościg za piłeczką, ale ta
zniknęła. Mecz trwał dalej. Sytuacja z Profacim rozwścieczyła
Hiszpanów do tego stopnia, że w ogóle nie liczyli się z włoską
drużyną. Hiszpanie grali tak, jakby byli sami na boisku. Włosi nie
mieli żadnych szans. Hiszpańska drużyna strzelała gola za golem.
Włosi próbowali odebrać im piłkę, co wyglądało nieco
komicznie. Włosi zrezygnowali z jakiejkolwiek taktyki, po prostu
latali między przeciwnikami, licząc na to, że kafel sam wpadnie w
ich ręce. Teraz wynik wynosił dwieście siedemdziesiąt do
czterdziestu dla Hiszpanów. Tylko dziesięć punktów dzieliło Łapę
od wygrania zakładu. Nic jednak nie wskazywało na wygraną
chłopaka, bo Włosi zupełnie wyłączyli myślenie. Jednak wtedy
stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Reyes podał kafla
do Navasa. Zrobił to jednak niezbyt dokładnie, co spowodowało, że
kafel wpadł w ręce Buccoli, który natychmiast strzelił gola. Ale
to nie miało już znaczenia, bo w tym samym momencie Sanchez uniósł
do góry prawą dłoń, w której znajdował się złoty znicz.
-Taaaaaaaaaaaaaak! - ryknął
komentator – Sanchez złapał znicz i zakończył mecz! Hiszpania
zwyciężyła dwieście siedemdziesiąt do pięćdziesięciu!
Hiszpania mistrzem świata w quidditchu!!! - słowa komentatora
zniknęły w triumfalnym ryku hiszpańskich kibiców. Hiszpańskie
byki zatańczyły taniec zwycięstwa.
- No, Rogasiu Kochasiu, już nie mogę
się doczekać, kiedy zobaczę, jak usychasz z miłości. - Łapa
wyszczerzył zęby do Rogacza i Huncwoci wraz ze wszystkimi ruszyli w
kierunku wyjścia. Po drodze do namiotu mijali wiele osób. Niektórzy
świętowali zwycięstwo Hiszpanii, inni próbowali zapomnieć o
porażce Włoch. Nagle James ujrzał w tłumie Regulusa – brata
Syriusza. Chłopak, jak reszta rodziny Blacków był w Slytherinie i
uwielbiał czarną magię. Miał obsesję na punkcie czystości krwi.
Nienawidził mugoli i nie próbował tego ukrywać. W szkole niemal
prześladował wszystkich, którzy urodzili się w mugolskich
rodzinach. Taki był właśnie Regulus Arcturus Black, duma rodu
Blacków, ukochamy syn Walburgii i Oriona.
- Łapo, nie mówiłeś,
że twój ukochany brat tutaj jest – powiedział James.
- Nie ma o czym mówić. Chociaż coś
mi się przypomniało. Chodź szybko, muszę ci coś pokazać! -
powiedział Syriusz i ruszył biegiem w stronę pola namiotowego.
Rogacz pobiegł za nim. Był ciekawy, co przyjaciel ma mu do
pokazania. Jak znał Syriusza, był pewien, że wpadł on na jakiś
genialny pomysł, dzięki któremu dokopią Regulusowi. Nie można
powiedzieć, żeby młodzi Blackowie pałali do siebie braterską
miłością. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że się
nienawidzili. Szczerze powiedziawszy Syriusza z Blackami łączyło
tylko nazwisko. Chłopak nie rozumiał swojej rodziny. Nie rozumiał
ich poglądów. Dlaczego czystość krwi jest dla nich taka ważna?
Poza tym czysta krew wcale nie decyduje o tym, jakim ktoś jest
czarodziejem i człowiekiem. Blackowie jednak uważali inaczej.
Dlatego Syriusz stał się czarną owcą wielkiego rodu Blacków.
Poza tym okrył rodzinę hańbą, kiedy zamiast do Slytherinu, trafił
do Gryffindoru.
Zdyszani Huncwoci wpadli do namiotu.
Syriusz od razu zaczął przerzucać swoje rzeczy, wyraźnie czegoś
szukając.
- Gdzie to jest? - mruczał pod nosem,
przewalając swoje ubrania – Przecież to pakowałem. - Łapa wziął
swój kufer i po prostu wysypał jego zawartość na ziemię. - Mam!
- krzyknął tryumfalnie i podniósł ze sterty rzeczy małą, szarą
paczuszkę i rzucił ją w stronę Jamesa. Chłopak szybko rozpakował
zawiniątko i wyciągnął jego zawartość. Na jego wyciągniętej
dłoni leżało kilka pomarszczonych, szaro-brązowych grudek
wielkości mandarynek. James był gotów przysiąc, że już kiedyś
takie widział. I wtedy go olśniło! Może nie błyszczał na
zielarstwie, ale założyłby się o swoją różdżkę, że na jego
dłoni spoczywają korzenie mandragory. Nie widział w nich nic
wyjątkowego i nie wiedział, dlaczego Syriusz był nimi taki
podekscytowany.
- Eeee, Łapo? - zaczął niepewnie –
Czy to nie są mandragory? Wyglądają, jakby były wysuszone
- Ano, wyglądają – powiedział
uradowany Syriusz – zwinąłem kilka na jednej z ostatnich lekcji
zielarstwa.
- I co w nich takiego wyjątkowego? -
zapytał zdezorientowany Rogacz.
- Rogasiu, czasem mówisz tak, jakbyś
wcale mnie nie znał. To, że nasz Lunio jest, jakby to delikatnie
ująć, kujonem, ma swoje dobre strony. W jednej z jego książek
znalazłem takie fajne zaklęcie i trochę podrasowałem te
mandragory.
- I co one teraz ro... - James nie
dokończył swojego pytania, bo grudki jakby ożyły i próbowały
zaatakować jego dłoń zębami. Rogacz jednak wykazał się swoim
refleksem szukającego i prawie natychmiast włożył grudki do
paczuszki, z której uprzednio je wyjął.
- No właśnie to – powiedział
rozbawiony Łapa. - Gryzą – dodał, zanosząc się śmiechem.
- I co? Masz nadzieję, że zagryzą
Regulusa i jego kumpla z namiotu? - zapytał Rogacz.
- Niezupełnie. Bo widzisz, jak one cię
ugryzą, to w tym miejscu wyrasta ci coś innego. Tylko nie za bardzo
wiem co. Nie doczytałem. Poza tym za bardzo mnie to nie
interesowało. Chciałem je podrzucić Smarkowi pod poduszkę. Wiesz,
wszystko wyglądałoby lepiej niż te jego tłuste wosy, ale jakoś
nie było okazji. A teraz jest. Możemy wypróbować ich działanie
na moim kochanym braciszku – powiedział chłopak, uśmiechając
się do przyjaciela – To co? Mogę na ciebie liczyć?
- Zawsze – powiedział James i wraz z
Syriuszem wyszli z namiotu. Poszli na prawo, bo właśnie tam, według
Syriusza, rozbił się Regulus. Mijali wielu czarodziejów, którzy
świętowali wygraną Hiszpanów przy butelce ognistej whiskey.
Niektórzy z nich namawiali nawet Huncwotów do wspólnej zabawy, ale
przyjaciele odmawiali i dalej szukali miejsca, w którym mieszkał
młody Black.
- To ten! - powiedział Łapa i
podszedł do wielkiego namiotu. - Trzeba się upewnić, że nikogo
nie ma w środku – dodał Syriusz i uderzył z impetem w jedną ze
ścian materiałowego domu. Nikt się odezwał, toteż Huncwoci
stwierdzili, że mają wolną drogę i weszli do namiotu Regulusa.
Szybko rozsypali zaczarowane mandragory na poduszkach i
niepostrzeżenie opuścili namiot.
- Jestem ciekaw, jak Regulus pozbędzie
się swojego problemu, jeżeli nie może używać magii. Pewnie
poskarży się mamusi i powie, jaki ten jego brat jest podły! -
powiedział rozbawiony Syriusz – Pewnie moja kochana mamuśka go
uratuje. A szkoda, cudnie by wyglądał, gdyby wkroczył do Wielkiej
Sali z jakimś fantazyjnym czymś na głowie.
Huncwoci byli w znakomitych humorach.
Teraz nie mieli oporów, by świętować finał Mistrzostw z innymi
czarodziejami. Z chęcią przyjmowali zaproszenia do wspólnej
zabawy. Gryfoni nie odmówili sobie kilku butelek kremowego piwa. W
efekcie poszli spać dopiero nad ranem. Zrobili to raczej z
konieczności, bowiem równo w południe mieli powrotny świstoklik.
Rano pierwszy obudził się James, a raczej został obudzony przez
jakieś krzyki dobiegające z zewnątrz. Chłopak spojrzał na
Syriusza, ale ten spał jak zabity. W dodatku głośno chrapał.
James postanowił sprawdzić, kto i dlaczego tak krzyczy. Ubrał
okulary, założył ubranie i wyszedł z namiotu. Rozejrzał się
dookoła i zorientował się, że źródłem hałasu było troje
idących w jego stronę czarodziejów. Jeden z nich krzyczał
donośnie, inny chyba próbował go przeprosić, trzeci wcale nie
wtrącał się w dyskusję. Wtedy James to zobaczył. Dwoje z nich
miało na głowie fioletowe coś. To coś miało blisko metr
wysokości i przypominało nieco kwiatowy kielich, nieco zwinięty w
rulon ogromny liść, który mógłby uchodzić za liść kapusty. Ze
środka tego, co James uznał za roślinę, wyrastała jakby beżowa
pałka, która wyrzucała z siebie jakąś zieloną maź. Substancja
wydzielała okropny fetor, przyprawiający człowieka o mdłości. W
każdym razie roślina wyglądała okropnie, pachniała jeszcze
gorzej, a jej brzydotę potęgowała czerwona ze złości twarz
czarodzieja.
- Ministerstwo mi za to zapłaci! -
wrzeszczał ów mężczyzna – To niedopuszczalne! Mieliśmy nocną
służbę jako aurorzy. Pilnowaliśmy waszego bezpieczeństwa!
Szkoda, że nikt nie zadbał o nasze!
- Alastorze, uspokój się –
powiedział niski czarodziej, którego James uznał za
przedstawiciela Ministerstwa Magii.
- Jak mam być spokojny?! - ryknął -
Pod moją nieobecność ktoś wszedł do mojego namiotu i podrzucił
mi to! - mężczyzna wyciągnął dłoń, na której leżały
mandragory. Wtedy James zrozumiał. Namiot, do którego weszli wcale
nie należał do Regulusa. Należał do tych czarodziejów. Syriusz
musiał się pomylić. James zdawał sobie sprawę z tego, że razem
z Łapą wpakowali się niezłe kłopoty. Ale z drugiej strony było
to nawet zabawne. Szkoda, że Syriusz tego nie widzi. James pacnął
się ręką w czoło i natychmiast wrócił do namiotu. Podbiegł do
przyjaciela i zaczął go szturchać.
- Syriusz, wstawaj! - mówił,
potrząsając przyjacielem, ale chłopak nawet nie drgnął – Łapo,
ty przebrzydły psie, wstawaj w końcu!
- Co się staaaaaało? - zapytał
zdezorientowany Syriusz, ziewając
- Mandragory – wymamrotał James,
rzucił przyjacielowi jego koszulkę i znów wybiegł z namiotu.
Syriusz w mig pojął o co chodzi. Całkowicie rozbudzony wciągnął
na siebie koszulkę, w biegu skompletował resztę garderoby i
wyleciał za Jamesem z namiotu. Już widział Regulusa z jakąś
rewelacją zamiast włosów. Już w ustach układały mu się słowa
kpiny, którą zamierzał posłać w stronę swojego brata, kiedy
nagle spostrzegł, że mandragory wcale nie pogryzły młodego Blacka
i jego kumpla tylko jakichś obcych i dorosłych czarodziejów. Mimo
tej strasznej pomyłki, Syriusz pogratulował sobie w duchu tego
żartu, bo widok był naprawdę niecodzienny. Chłopak spojrzał
porozumiewawczo na Jamesa i oboje, jak na komendę, zaczęli się
śmiać. Nie, oni nie zaczęli się śmiać. Oni zaczęli się
chichrać. Śmiali się do rozpuku. Przestali dopiero wtedy, gdy
podszedł do nic mężczyzna, nazywany wcześniej Alastorem.
- Śmieszy was to? - zapytał
rozwścieczony – To wcale nie jest zabawne! Toż to atak na
przedstawicieli Ministerstwa. Aurorzy są tak samo ważni jak
urzędnicy! - powiedział, grożąc Huncwotom palcem. Przyjaciele
spojrzeli na siebie. Czy ten mężczyzna wie, że te mandragory to
ich sprawka? James przełknął ślinę. Był pewien, że Alastor to
usłyszał, bo rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Moody, uspokój się – powiedział
drugi czarodziej, którego głowę zdobiła dziwaczna roślina – To
przecież nie jest ich wina. Są młodzi, bawią się jak wszyscy w
ich wieku. Wcale się nie dziwię, że śmieszy ich nasz widok.
Chodź, trzeba znaleźć sposób, by to odkręcić – powiedział i
odciągnął Alastora od Gryfonów. Rozwścieczony czarodziej
odszedł, mrucząc coś, co brzmiało jak „ministerstwo mi za to
zapłaci”. Słowa przyjaciela Alastora rozbawiły Huncwotów
jeszcze bardziej. To niewiarygodne, że dwaj dorośli czarodzieje nie
umieli poradzić sobie z dowcipem dwóch młokosów. A jeszcze
bardziej niewiarygodne jest to, że żart uszedł im na sucho. W
wyśmienitych nastrojach przyjaciele zabrali się za pakowanie swoich
rzeczy. Syriusz już wiedział, że to jego najlepsze wakacje.
Zdecydował o tym fakt, że resztę lata miał spędzić wraz z
Jamesem w jego domu.
Rozdział genialny! Miałam nadzieję, że huncwoci wywiną jakiś numer Regulusowi, a tu... Szalonooki Moody! Nieźle nieźle. Pozostaje mi życzyć Wam weny. Pozdrawiam ~Dorcas
OdpowiedzUsuńDziękujemy z komentarz. Regulus prędzej czy później dostanie za swoje. W Hogwarcie nie ucieknie chłopakom. :)
UsuńWiedziałam, że coś zmalują, ale to?! Wyobraziłam sobie Moody'ego z tym czymś xD To było naprawdę epickie! Proszę o więcej takich wspaniałości! Wrzucam Wasz adres do linków na moim blogu i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńDziękujemy bardzo za słowa takiej pochwały, od razu człowiekowi lepiej idzie pisanie :D Pozdrawiamy i zapraszamy na następny rozdział :)
Usuńzapraszam na rozdział 15 syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCześć Kochane,
OdpowiedzUsuńDo rozdziału mam tylko jedną uwagę, jak czyta się relację z meczu to, co chwila powtarza się WŁOSI WŁOSI... itd. mogłyście to jakoś zastąpić drużyna przeciwna, Italia nie wiem chociażby makaroniarze :D dziewczyny nie bójcie się synonimów:)
Bardzo podobał mi się kawał Jamesa i Syriusza. Regulus miał szczęście, chociaż sam nie jest tego świadomy. Jestem ciekawa, czy chłopaki wypróbują na nim ten numer, czy też może nie chcą się dublować.
Dobrze, że Rogacz i Łapa nie ponieśli żadnych konsekwencji, bo jeszcze by pojechali do Hogwartu i na powitanie dostaliby szlaban :)
Pozdrawiam
Em
PS. Zapraszam do mnie na nową notkę
http://ruda-i-huncwoci.blog.pl/2015/01/21/98-apelacja/
Dziękujemy bardzo Em :) masz rację, chyba nie zwróciłyśmy na to większej uwagi, ale dzięki wielkie, że mówisz. Będziemy pamiętać o tezaurusie w Wordzie :D
UsuńCo do Regulusa wiemy jedno, nie upiecze mu się! I myślimy, że James ma wystarczającą karę za przegranie zakładu, biedaczek :D
Przez weekend na pewno odwiedzimy Twojego bloga!
Pozdrawiamy!
Notka jest tak genialna że brakłoby na świecie słów gdybym chciała ją dokładnie opisać :D . Rogaś przegrał zakład ! , a Hiszpania według moich podejrzeń wygrała z Włochami :D . Oj coś przeczuwam że Evans będzie wdzięczna Syriuszkowi za ten zakład :D . Dobra lecę czytać dalej :D :D :D . Ach te gryzące mandragory :D . Rany jaka pomyłka ! mandragory zamiast trafić do Regulusa trafiły do aurorów z ministerstwa . Zadzieram kiecę i lecę czytać dalej :D .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mała Czarna ^^
NIEEE! A ja miałam nadzieję, że Łapa przegra i będzie musiał się upodabniać do Snape'a! xD Niszczycie moje marzenia!
OdpowiedzUsuńAle te mandragory... Myślałam, że pogryzły Walburgę Black, a tu mi wyskakujecie z Moodym!
Rozdział cudowny! Lecę zobaczyć co dalej ^^
Pozdrawiam serdecznie.
Hej,
OdpowiedzUsuńkawał świetny, ciekawe czy Alistor wie, że to ich sprawka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Uch, biedny James nie będzie mógł się odezwać do Lily :D
OdpowiedzUsuńSzczerze powiem, że sama kibicowałam Hiszpanii, nie wiem czemu, ale to chyba przyzwyczajnie bo w Piłce Nożnej też im kibicuję, jak zdarzy mi się obejrzeć jakiś mecz. :D
O Merlinie!
Nie wierzę, że pomylili namioty i trafiło na Moody'ego, hahahaha :D :D :D
Czy to po tym wydarzeniu pojawiła się ta jego słynna "stała czujność"? :D
Tak szczerze powiem to reakcja Moody'ego jest taka no nie jego. Bardziej w jego miejscu widziałabym może Croucha, czy chociażby Knota.
Jednak Moody to badass w każdym calu, a tu wypadł trochę jak nie on.
Buziaki! :*
Hej,
OdpowiedzUsuńten kawał wyszedł świetnie choć zastanawiam się czy wiedzą czyja to sprawka ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, kawał wyszedł świetnie ale zastanawiam się czy wiedzą czyja to sprawka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza