18 stycznia 2015

III. Kwiaty we włosach - cz. II


Witamy serdecznie z kolejnym rozdziałem. A raczej z tym samym rozdziałem, tylko w kolejnej i ostatniej odsłonie. Tekst pisany z gorączką, kichawką, kaszlem, toną tabletek i chusteczek u Rogacza, ale z wielką przyjemnością. Życzymy miłej lektury!
Łapa i Rogacz :)



Kafla przejął Reyes, podał do Navasa, który w ostatniej chwili zdołał uchylić się przed tłuczkiem. Navas rzucił do de Mediny, a ten strzelił spektakularnego gola.
- Panie i panowie! Dziesięć do zera dla Hiszpanów!
W ciągu następnych dwudziestu minut Hiszpania strzeliła jeszcze sześć bramek, a włoscy ścigający w ogóle nie mogli przejąć kafla. W końcu jednak Buccoli udało się zwieść Navasa, co zaowocowało przejęciem piłki przez Włochów. Buccola podał kafla do Mineo, a ten strzelił pierwszego dla swojej drużyny gola. Kibice Włoch zawyli z radości. Wyczyn Buccoli sprawił, że Włosi zaczęli grać ostrzej, próbując odrobić straty. W ciągu następnych pięciu minut strzelili aż trzy gole. Hiszpanie nie chcieli jednak dać za wygraną i także zaczęli być brutalni, co dało im dwa gole. Włosi jakby stracili pewność siebie i znów nie mogli wejść w posiadanie kafla. Hiszpania zdobyła kolejne pięć bramek, więc wynik meczu wyglądał następująco: sto czterdzieści do czterdziestu dla czerwono-żółtych. I wtedy stało się to, na co wszyscy czekali. Profaci dostrzegł znicza. Pochylił się nad trzonkiem swojej miotły i pomknął za złotą piłką. Gdy już prawie ją miał, w jego wyciągniętą rękę uderzył tłuczek. Szukający zgiął się z bólu. Nadal chciał kontynuować pościg za piłeczką, ale ta zniknęła. Mecz trwał dalej. Sytuacja z Profacim rozwścieczyła Hiszpanów do tego stopnia, że w ogóle nie liczyli się z włoską drużyną. Hiszpanie grali tak, jakby byli sami na boisku. Włosi nie mieli żadnych szans. Hiszpańska drużyna strzelała gola za golem. Włosi próbowali odebrać im piłkę, co wyglądało nieco komicznie. Włosi zrezygnowali z jakiejkolwiek taktyki, po prostu latali między przeciwnikami, licząc na to, że kafel sam wpadnie w ich ręce. Teraz wynik wynosił dwieście siedemdziesiąt do czterdziestu dla Hiszpanów. Tylko dziesięć punktów dzieliło Łapę od wygrania zakładu. Nic jednak nie wskazywało na wygraną chłopaka, bo Włosi zupełnie wyłączyli myślenie. Jednak wtedy stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Reyes podał kafla do Navasa. Zrobił to jednak niezbyt dokładnie, co spowodowało, że kafel wpadł w ręce Buccoli, który natychmiast strzelił gola. Ale to nie miało już znaczenia, bo w tym samym momencie Sanchez uniósł do góry prawą dłoń, w której znajdował się złoty znicz.
-Taaaaaaaaaaaaaak! - ryknął komentator – Sanchez złapał znicz i zakończył mecz! Hiszpania zwyciężyła dwieście siedemdziesiąt do pięćdziesięciu! Hiszpania mistrzem świata w quidditchu!!! - słowa komentatora zniknęły w triumfalnym ryku hiszpańskich kibiców. Hiszpańskie byki zatańczyły taniec zwycięstwa.

- No, Rogasiu Kochasiu, już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę, jak usychasz z miłości. - Łapa wyszczerzył zęby do Rogacza i Huncwoci wraz ze wszystkimi ruszyli w kierunku wyjścia. Po drodze do namiotu mijali wiele osób. Niektórzy świętowali zwycięstwo Hiszpanii, inni próbowali zapomnieć o porażce Włoch. Nagle James ujrzał w tłumie Regulusa – brata Syriusza. Chłopak, jak reszta rodziny Blacków był w Slytherinie i uwielbiał czarną magię. Miał obsesję na punkcie czystości krwi. Nienawidził mugoli i nie próbował tego ukrywać. W szkole niemal prześladował wszystkich, którzy urodzili się w mugolskich rodzinach. Taki był właśnie Regulus Arcturus Black, duma rodu Blacków, ukochamy syn Walburgii i Oriona.
- Łapo, nie mówiłeś, że twój ukochany brat tutaj jest – powiedział James.
- Nie ma o czym mówić. Chociaż coś mi się przypomniało. Chodź szybko, muszę ci coś pokazać! - powiedział Syriusz i ruszył biegiem w stronę pola namiotowego. Rogacz pobiegł za nim. Był ciekawy, co przyjaciel ma mu do pokazania. Jak znał Syriusza, był pewien, że wpadł on na jakiś genialny pomysł, dzięki któremu dokopią Regulusowi. Nie można powiedzieć, żeby młodzi Blackowie pałali do siebie braterską miłością. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że się nienawidzili. Szczerze powiedziawszy Syriusza z Blackami łączyło tylko nazwisko. Chłopak nie rozumiał swojej rodziny. Nie rozumiał ich poglądów. Dlaczego czystość krwi jest dla nich taka ważna? Poza tym czysta krew wcale nie decyduje o tym, jakim ktoś jest czarodziejem i człowiekiem. Blackowie jednak uważali inaczej. Dlatego Syriusz stał się czarną owcą wielkiego rodu Blacków. Poza tym okrył rodzinę hańbą, kiedy zamiast do Slytherinu, trafił do Gryffindoru.
Zdyszani Huncwoci wpadli do namiotu. Syriusz od razu zaczął przerzucać swoje rzeczy, wyraźnie czegoś szukając.
- Gdzie to jest? - mruczał pod nosem, przewalając swoje ubrania – Przecież to pakowałem. - Łapa wziął swój kufer i po prostu wysypał jego zawartość na ziemię. - Mam! - krzyknął tryumfalnie i podniósł ze sterty rzeczy małą, szarą paczuszkę i rzucił ją w stronę Jamesa. Chłopak szybko rozpakował zawiniątko i wyciągnął jego zawartość. Na jego wyciągniętej dłoni leżało kilka pomarszczonych, szaro-brązowych grudek wielkości mandarynek. James był gotów przysiąc, że już kiedyś takie widział. I wtedy go olśniło! Może nie błyszczał na zielarstwie, ale założyłby się o swoją różdżkę, że na jego dłoni spoczywają korzenie mandragory. Nie widział w nich nic wyjątkowego i nie wiedział, dlaczego Syriusz był nimi taki podekscytowany.
- Eeee, Łapo? - zaczął niepewnie – Czy to nie są mandragory? Wyglądają, jakby były wysuszone
- Ano, wyglądają – powiedział uradowany Syriusz – zwinąłem kilka na jednej z ostatnich lekcji zielarstwa.
- I co w nich takiego wyjątkowego? - zapytał zdezorientowany Rogacz.
- Rogasiu, czasem mówisz tak, jakbyś wcale mnie nie znał. To, że nasz Lunio jest, jakby to delikatnie ująć, kujonem, ma swoje dobre strony. W jednej z jego książek znalazłem takie fajne zaklęcie i trochę podrasowałem te mandragory.
- I co one teraz ro... - James nie dokończył swojego pytania, bo grudki jakby ożyły i próbowały zaatakować jego dłoń zębami. Rogacz jednak wykazał się swoim refleksem szukającego i prawie natychmiast włożył grudki do paczuszki, z której uprzednio je wyjął.
- No właśnie to – powiedział rozbawiony Łapa. - Gryzą – dodał, zanosząc się śmiechem.
- I co? Masz nadzieję, że zagryzą Regulusa i jego kumpla z namiotu? - zapytał Rogacz.
- Niezupełnie. Bo widzisz, jak one cię ugryzą, to w tym miejscu wyrasta ci coś innego. Tylko nie za bardzo wiem co. Nie doczytałem. Poza tym za bardzo mnie to nie interesowało. Chciałem je podrzucić Smarkowi pod poduszkę. Wiesz, wszystko wyglądałoby lepiej niż te jego tłuste wosy, ale jakoś nie było okazji. A teraz jest. Możemy wypróbować ich działanie na moim kochanym braciszku – powiedział chłopak, uśmiechając się do przyjaciela – To co? Mogę na ciebie liczyć?
- Zawsze – powiedział James i wraz z Syriuszem wyszli z namiotu. Poszli na prawo, bo właśnie tam, według Syriusza, rozbił się Regulus. Mijali wielu czarodziejów, którzy świętowali wygraną Hiszpanów przy butelce ognistej whiskey. Niektórzy z nich namawiali nawet Huncwotów do wspólnej zabawy, ale przyjaciele odmawiali i dalej szukali miejsca, w którym mieszkał młody Black.
- To ten! - powiedział Łapa i podszedł do wielkiego namiotu. - Trzeba się upewnić, że nikogo nie ma w środku – dodał Syriusz i uderzył z impetem w jedną ze ścian materiałowego domu. Nikt się odezwał, toteż Huncwoci stwierdzili, że mają wolną drogę i weszli do namiotu Regulusa. Szybko rozsypali zaczarowane mandragory na poduszkach i niepostrzeżenie opuścili namiot.
- Jestem ciekaw, jak Regulus pozbędzie się swojego problemu, jeżeli nie może używać magii. Pewnie poskarży się mamusi i powie, jaki ten jego brat jest podły! - powiedział rozbawiony Syriusz – Pewnie moja kochana mamuśka go uratuje. A szkoda, cudnie by wyglądał, gdyby wkroczył do Wielkiej Sali z jakimś fantazyjnym czymś na głowie.
Huncwoci byli w znakomitych humorach. Teraz nie mieli oporów, by świętować finał Mistrzostw z innymi czarodziejami. Z chęcią przyjmowali zaproszenia do wspólnej zabawy. Gryfoni nie odmówili sobie kilku butelek kremowego piwa. W efekcie poszli spać dopiero nad ranem. Zrobili to raczej z konieczności, bowiem równo w południe mieli powrotny świstoklik. Rano pierwszy obudził się James, a raczej został obudzony przez jakieś krzyki dobiegające z zewnątrz. Chłopak spojrzał na Syriusza, ale ten spał jak zabity. W dodatku głośno chrapał. James postanowił sprawdzić, kto i dlaczego tak krzyczy. Ubrał okulary, założył ubranie i wyszedł z namiotu. Rozejrzał się dookoła i zorientował się, że źródłem hałasu było troje idących w jego stronę czarodziejów. Jeden z nich krzyczał donośnie, inny chyba próbował go przeprosić, trzeci wcale nie wtrącał się w dyskusję. Wtedy James to zobaczył. Dwoje z nich miało na głowie fioletowe coś. To coś miało blisko metr wysokości i przypominało nieco kwiatowy kielich, nieco zwinięty w rulon ogromny liść, który mógłby uchodzić za liść kapusty. Ze środka tego, co James uznał za roślinę, wyrastała jakby beżowa pałka, która wyrzucała z siebie jakąś zieloną maź. Substancja wydzielała okropny fetor, przyprawiający człowieka o mdłości. W każdym razie roślina wyglądała okropnie, pachniała jeszcze gorzej, a jej brzydotę potęgowała czerwona ze złości twarz czarodzieja.
- Ministerstwo mi za to zapłaci! - wrzeszczał ów mężczyzna – To niedopuszczalne! Mieliśmy nocną służbę jako aurorzy. Pilnowaliśmy waszego bezpieczeństwa! Szkoda, że nikt nie zadbał o nasze!
- Alastorze, uspokój się – powiedział niski czarodziej, którego James uznał za przedstawiciela Ministerstwa Magii.
- Jak mam być spokojny?! - ryknął - Pod moją nieobecność ktoś wszedł do mojego namiotu i podrzucił mi to! - mężczyzna wyciągnął dłoń, na której leżały mandragory. Wtedy James zrozumiał. Namiot, do którego weszli wcale nie należał do Regulusa. Należał do tych czarodziejów. Syriusz musiał się pomylić. James zdawał sobie sprawę z tego, że razem z Łapą wpakowali się niezłe kłopoty. Ale z drugiej strony było to nawet zabawne. Szkoda, że Syriusz tego nie widzi. James pacnął się ręką w czoło i natychmiast wrócił do namiotu. Podbiegł do przyjaciela i zaczął go szturchać.
- Syriusz, wstawaj! - mówił, potrząsając przyjacielem, ale chłopak nawet nie drgnął – Łapo, ty przebrzydły psie, wstawaj w końcu!
- Co się staaaaaało? - zapytał zdezorientowany Syriusz, ziewając
- Mandragory – wymamrotał James, rzucił przyjacielowi jego koszulkę i znów wybiegł z namiotu. Syriusz w mig pojął o co chodzi. Całkowicie rozbudzony wciągnął na siebie koszulkę, w biegu skompletował resztę garderoby i wyleciał za Jamesem z namiotu. Już widział Regulusa z jakąś rewelacją zamiast włosów. Już w ustach układały mu się słowa kpiny, którą zamierzał posłać w stronę swojego brata, kiedy nagle spostrzegł, że mandragory wcale nie pogryzły młodego Blacka i jego kumpla tylko jakichś obcych i dorosłych czarodziejów. Mimo tej strasznej pomyłki, Syriusz pogratulował sobie w duchu tego żartu, bo widok był naprawdę niecodzienny. Chłopak spojrzał porozumiewawczo na Jamesa i oboje, jak na komendę, zaczęli się śmiać. Nie, oni nie zaczęli się śmiać. Oni zaczęli się chichrać. Śmiali się do rozpuku. Przestali dopiero wtedy, gdy podszedł do nic mężczyzna, nazywany wcześniej Alastorem.
- Śmieszy was to? - zapytał rozwścieczony – To wcale nie jest zabawne! Toż to atak na przedstawicieli Ministerstwa. Aurorzy są tak samo ważni jak urzędnicy! - powiedział, grożąc Huncwotom palcem. Przyjaciele spojrzeli na siebie. Czy ten mężczyzna wie, że te mandragory to ich sprawka? James przełknął ślinę. Był pewien, że Alastor to usłyszał, bo rzucił mu wściekłe spojrzenie.

- Moody, uspokój się – powiedział drugi czarodziej, którego głowę zdobiła dziwaczna roślina – To przecież nie jest ich wina. Są młodzi, bawią się jak wszyscy w ich wieku. Wcale się nie dziwię, że śmieszy ich nasz widok. Chodź, trzeba znaleźć sposób, by to odkręcić – powiedział i odciągnął Alastora od Gryfonów. Rozwścieczony czarodziej odszedł, mrucząc coś, co brzmiało jak „ministerstwo mi za to zapłaci”. Słowa przyjaciela Alastora rozbawiły Huncwotów jeszcze bardziej. To niewiarygodne, że dwaj dorośli czarodzieje nie umieli poradzić sobie z dowcipem dwóch młokosów. A jeszcze bardziej niewiarygodne jest to, że żart uszedł im na sucho. W wyśmienitych nastrojach przyjaciele zabrali się za pakowanie swoich rzeczy. Syriusz już wiedział, że to jego najlepsze wakacje. Zdecydował o tym fakt, że resztę lata miał spędzić wraz z Jamesem w jego domu.

13 komentarzy:

  1. Rozdział genialny! Miałam nadzieję, że huncwoci wywiną jakiś numer Regulusowi, a tu... Szalonooki Moody! Nieźle nieźle. Pozostaje mi życzyć Wam weny. Pozdrawiam ~Dorcas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy z komentarz. Regulus prędzej czy później dostanie za swoje. W Hogwarcie nie ucieknie chłopakom. :)

      Usuń
  2. Wiedziałam, że coś zmalują, ale to?! Wyobraziłam sobie Moody'ego z tym czymś xD To było naprawdę epickie! Proszę o więcej takich wspaniałości! Wrzucam Wasz adres do linków na moim blogu i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo za słowa takiej pochwały, od razu człowiekowi lepiej idzie pisanie :D Pozdrawiamy i zapraszamy na następny rozdział :)

      Usuń
  3. zapraszam na rozdział 15 syriusz-black-i-dorcas-meadowes.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Kochane,
    Do rozdziału mam tylko jedną uwagę, jak czyta się relację z meczu to, co chwila powtarza się WŁOSI WŁOSI... itd. mogłyście to jakoś zastąpić drużyna przeciwna, Italia nie wiem chociażby makaroniarze :D dziewczyny nie bójcie się synonimów:)
    Bardzo podobał mi się kawał Jamesa i Syriusza. Regulus miał szczęście, chociaż sam nie jest tego świadomy. Jestem ciekawa, czy chłopaki wypróbują na nim ten numer, czy też może nie chcą się dublować.
    Dobrze, że Rogacz i Łapa nie ponieśli żadnych konsekwencji, bo jeszcze by pojechali do Hogwartu i na powitanie dostaliby szlaban :)

    Pozdrawiam
    Em
    PS. Zapraszam do mnie na nową notkę
    http://ruda-i-huncwoci.blog.pl/2015/01/21/98-apelacja/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo Em :) masz rację, chyba nie zwróciłyśmy na to większej uwagi, ale dzięki wielkie, że mówisz. Będziemy pamiętać o tezaurusie w Wordzie :D
      Co do Regulusa wiemy jedno, nie upiecze mu się! I myślimy, że James ma wystarczającą karę za przegranie zakładu, biedaczek :D
      Przez weekend na pewno odwiedzimy Twojego bloga!
      Pozdrawiamy!

      Usuń
  5. Notka jest tak genialna że brakłoby na świecie słów gdybym chciała ją dokładnie opisać :D . Rogaś przegrał zakład ! , a Hiszpania według moich podejrzeń wygrała z Włochami :D . Oj coś przeczuwam że Evans będzie wdzięczna Syriuszkowi za ten zakład :D . Dobra lecę czytać dalej :D :D :D . Ach te gryzące mandragory :D . Rany jaka pomyłka ! mandragory zamiast trafić do Regulusa trafiły do aurorów z ministerstwa . Zadzieram kiecę i lecę czytać dalej :D .
    Pozdrawiam
    Mała Czarna ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. NIEEE! A ja miałam nadzieję, że Łapa przegra i będzie musiał się upodabniać do Snape'a! xD Niszczycie moje marzenia!
    Ale te mandragory... Myślałam, że pogryzły Walburgę Black, a tu mi wyskakujecie z Moodym!
    Rozdział cudowny! Lecę zobaczyć co dalej ^^
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    kawał świetny, ciekawe czy Alistor wie, że to ich sprawka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Uch, biedny James nie będzie mógł się odezwać do Lily :D
    Szczerze powiem, że sama kibicowałam Hiszpanii, nie wiem czemu, ale to chyba przyzwyczajnie bo w Piłce Nożnej też im kibicuję, jak zdarzy mi się obejrzeć jakiś mecz. :D
    O Merlinie!
    Nie wierzę, że pomylili namioty i trafiło na Moody'ego, hahahaha :D :D :D
    Czy to po tym wydarzeniu pojawiła się ta jego słynna "stała czujność"? :D

    Tak szczerze powiem to reakcja Moody'ego jest taka no nie jego. Bardziej w jego miejscu widziałabym może Croucha, czy chociażby Knota.
    Jednak Moody to badass w każdym calu, a tu wypadł trochę jak nie on.

    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    ten kawał wyszedł świetnie choć zastanawiam się czy wiedzą czyja to sprawka ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    wspaniały rozdział, kawał wyszedł świetnie ale zastanawiam się czy wiedzą czyja to sprawka...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń